w lustrach się narodziliśmy
naszych rodzicieli oczu
słodcy, bezbronni
wtedy kochani
potem luster przybywało
błyszczących srebrem par
ale na początku
adyśmy nieśmiało kiełkowali
wszystkie nas odbijały
tak samolustra się rozeszły
lo niedługim czasie
potem już zawsze
w innych kątach stały
i inne kąty
tworzyły się między nimi
a naszym promieniemlustra się dziwiły
wszystkie pucowały
swoje srebrne tafle
dać wiary nie mogły
bo jak to tak?
tyle widzieć różnego człowiekaszeptały do siebie
o widzianym obrazie
choć nic nie wiedziały
bezczelnie odbijały
wszelakie brudy
tym, co obrazu nie dostały
ochłapy rzucałya gdy umieramy
wszystkie oszukują
płachty zakładają
z wizerunkiem tego
co nad zwiędłą mogiłą
winno być widzianeteraz chowają - durne
to, co przez lata
same odbijały
przez siatki pęknięć
których widzieć się nie chciało
kłamstwa kryte kłamstwemoto prawda
tego luster świata
CZYTASZ
Rozsypanka donikąd
PoetryMały tomik poezji powstały częściowo dla akcji #siedem prowadzoną przez @WTTPiePl, częściowo z własnej potrzeby... Wiersze będą się pojawiać równo co siedem dni.