Już jedenastoletnia Lauren otworzyła zaspane oczy. Dzisiaj był 31 lipca. Jej jedenaste urodziny. Tak nie chciało jej się wstawać.
Stuk, stuk, stuk.
Wstała z łóżka, żeby zidentyfikować obiekt, który wzbudził ją ze snu. Okazało się, że to sowa pukająca w okno. Sprintem przebiegła całą długość pokoju przy okazji potykając się o stos książek i otworzyła okno ciężko dysząc. Sowa zostawiła list i odleciała. Lauren rozerwała kopertę i wyciągnęła z niej list.
Szanowna Panno Lupin,
Mamy zaszczyt poinformować Pannę o przyjęciu do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Rok szkolny zaczyna się 1 września. Dołączamy listę niezbędnych rzeczy. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z poważaniem
Minerwa McGonagallLauren spojrzała na zegarek. Wskazywał godzinę 6.30. O tej porze Remus jeszcze śpi. Lauren przebiegła cały dom, aby wskoczyć na śpiącego Remusa.
- Dostałam się! - Krzyknęła.
- To super diabełku, ale daj mi jeszcze pospać. - Powiedział zaspanym głosem Remus.
- Nie ma spania, tato. Są moje 11 urodziny!
- Lauren, idź się ubrać, a potem pójdziemy na Pokątna, dobrze?
- Dobrze, tato.
Lara niechętnie znowu przemierzyła cały dom, żeby dojść do swojego pokoju. Był niezbyt duży, z szarymi ścianami, białą podłogą, biurkiem, przy którym stało czarne krzesło, łóżkiem z różową bądź różową pościelą. Czasami pościel była też koloru różowego albo fioletowego.
Lauren ubrała się w najzwyklejsze dżinsy, niebieską bluzkę i niebieskie tenisówki.
Po ubraniu się poszła do kuchni. Remusa jeszcze nie było. Co się dziwić. Niedawno była pełnia. Lauren oczywiście wie o futerkowym problemie Lunatyka. O mapie huncwotów też wie.
- Taaaatoooo! - Krzyknęła - Smażę naleśniki z czekoladą. Jak za 10 minut nie będziesz zwarty i gotowy nie zostawię Ci ani jednego!
- Już wstaję Lauren! - Natychmiast odkrzyknął Remus.
- Jak dziecko. - Zaśmiała się Lauren. - Nigdy nie przestanie lubić czekolady. Teraz trzeba te naleśniki smażyć bo jeszcze się obrazi.
Po upływie 10 minut Remus wchodząc do kuchni zastał Lauren smażącą pierwszego nalesnika.
- Pierwszy dla mnie.
- Wiedziałam, że to powiesz tato. - Powiedziała Lauren ponownie się śmiejąc.
Po upływie kilku minut przed Remusem stał talerz z naleśnikiem. I tym razem nie zawiódł się na talencie kucharskim Lary.
- Jak ty to robisz, że twoje naleśniki zawsze są perfekcyjne?
- Nie wiem, tato.
- Nas...
- Nie. - Przerwała mu Lauren.
- Nawet nie wiesz o co mi chodziło.
- Wiem.
- To w takim razie o co?
- Czy następny naleśnik też będzie mógł być dla mnie?
- Tak, o to mi chodziło. Może ujął bym to innymi słowami, ale o to mi chodziło. Nie przypalasz?
- Nie. - Odpowiada Lauren ściągając nalesnika z patelni. Teraz najmniej ulubiona część smażenia naleśników (dla Lauren), a mianowicie nalewanie kolejnej porcji ciasta na patelnie.
Lauren położyła talerz z naleśnikiem na stole i usiadła na krześle po czym zabrała się do konsumowania śniadania.
- Jedz szybko to szybciej pójdziemy i szybciej wrócimy.- Powiedział Remus
- Dobrze tato.***
Lauren ciekawym wzrokiem rozejrzała się po Pokątnej. Niby czarodziejka półkrwi, a jednak nigdy tutaj nie była. Byli już po odwiedzinach w banku Gringotta, a Lauren w torbie niosła pieniądze.
- Gdzie najpierw? - Spytała Remusa Lauren.
- Może po szaty? - Zaproponował Remus.
- Jasne. Od razu katuj mnie zakupami ubrań. - Warknęła Lauren.
- Lauren, ja tylko zaproponowałem.
- Dobra, dobra, chodźmy już po te szaty, tato.
W sklepie przywitała ich przemiło wyglądająca staruszka w fiołkowej szacie.
- Dzień dobry, madame Malkin.
- Witaj, Remusie. Wydoroślałeś od kąd ostatnio Cię widziałam. Kim jest ta dziewczynka? Twoja córka?
- Tak, madame Malkin. To jest Lauren.
- Dzień dobry. - Grzecznie przywitała się Lauren.
- Nie jest do ciebie podobna.
- Wcielona matka. - Wytłumaczył nie podobieństwo do siebie Remus.
- No dobrze. Kochanieńka, stań na stołku.
Lauren bez wahania stanęła na stołku i cierpliwie czekała na koniec męki jaką jest mierzenie. Pod koniec tejże czynności do sklepu wszedł blondyn ze stalowoszarymi oczami.
- Poczekaj kochanieńki. Skończę odmierzać szatę tej młodej damie i zabiorę się za Twoją. - Przywitała go madame Malkin.
- Cześć, jestem Draco Malfoy. - Przywitał się blondyn.
- Hej. Lauren Lupin. - Odpowiedziała Lauren powstrzymując śmiech.
- Lupin?
- Tak, Lupin.
- Jesteś mieszańcem?
- A nawet jeśli to co? A nie zapomniałam. Jesteś Malfoy'em, dla Ciebie nie ma nic ważniejszego niż czystość krwi. - Powiedziała Lauren.
- Ty wredna szlamo.
- Mówiłeś coś? - Spytała Lauren nim madame Malkin zdążyła otworzyć usta, żeby oznajmić, że obejdzie się bez takiego słownictwa w jej sklepie. Efekt był taki jakiego można było się spodziewać, a mianowicie Malfoy'a zamurowało.
Po chwili szata była gotowa. Lauren wyszła zderzając się z kimś w drzwiach.
-Przepraszam. - Powiedzieli równocześnie
- Nie to ja przepraszam. Zamyśliłam/Zamyśliłem się. - Znowu powiedzieli równocześnie.
Chłopak, z którym zdarzyła się Lauren miał takie same szmaragdowe oczy. Jego włosy jak włosy Lauren były rozczochrane na wszystkie strony, ale były kruczoczarne, podczas gdy włosy Lauren były nie tak jak kiedyś jasnorude, ale ciemnorude pochodzące pod brązowy. Nosił okrągłe okulary.
- Cześć, jestem Lauren/Harry. - Przedstawili się równocześnie.
- Pa. - Pożegnali się śmiejąc się równocześnie.
***- Została jeszcze różdżka. - Powiedział Remus oddychając z ulgą, że została jeszcze jedna rzecz do kupienia
- A zwierzątko? - Spytała Lauren.
- Przekracza to nasze fundusze. Zresztą nie trzeba mieć zwierzątka. - Odpowiedział dwoma zdaniami Remus.
- No dobrze, tato. - Powiedziała zawiedziona Lauren.
- Ty idź po różdżkę, a ja skończę po lody, dobrze?
- Tak, tato. - Odpowiedziała Lauren jakby zapominając o tym jak bardzo chciała zwierzątko.
Na sklepowej wystawie Ollivandera leżała na zakurzonej poduszce jeszcze bardziej zakurzona różdżka. Lauren weszła do sklepu.
- Dzień dobry. - Lauren przywitała pana Ollivandera dobierającego różdżkę okularnikowi poznanemu w sklepie madame Malkin.
- Cześć, Lauren! - Przywitał się Harry.
- Dzień dobry panno P...Lupin - Przywitał się pan Ollivander prawie podając prawdziwe nazwisko Lauren. - Poczeka panienka chwilę? Muszę dopasować różdżkę temu młodzieńcowi.
- Oczywiście.
Po kilku minutach Harry miał różdżkę.
- Teraz panna Lupin. Może to będzie ta. 12 cali, giętka, mahoń, pióro feniksa
Lauren wzięła różdżkę od pana Ollivandera, po czym machnęła. Rozbił się wazon z kwiatami, a woda znajdująca się w nim wylała się na podłogę.
- Przepraszam. - Szepnęła Lauren.
- Nic się nie stało. To może ta. - Powiedział pan Ollivander i podał Lauren następną różdżkę. - 11 i 3/4 cala, bardzo sztywna, jabłoń, włókno ze smoczego serca.
I ta różdżka okazała się zła.
Mijały godziny, stos kartoników ze złymi różdżkami robił się coraz większy.
- To może ta. - Powiedział pan Ollivander i podał Lauren różdżkę. - 14 cali, bardzo sztywna, ostokrzew, włókno ze smoczego serca.
Jak tylko Lauren wzięła tą różdżkę do ręki poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Machnęła ręką, a z różdżki wydobyło się zielono-szkarłatno-srebrno-złote światło, które ułożyło się w szkarłatno-złotego lwa i zielono-srebrnego węża.
- Zadziwiające. - Powiedział pod nosem pan Ollivander. - Należy się 6 galeonów i 3 sykle.
- Proszę. - Powiedziała Lauren kładąc odliczone pieniądze na ladę. - Do widzenia, panie Ollivander.
- Do widzenia, panno Lupin. - Pożegnał się pan Ollivander.
Lauren jak tylko wyszła ze sklepu zobaczyła Remusa trzymającego pięknego szarego kota z niebieskimi oczami.
- Jednak kupiłeś zwierzaka. - Powiedziała wściekła Lauren (Wściekła Lauren = dożywotnie kalectwo lub strata życia).
- Nie gniewaj się Lauren. To dla Ciebie z okazji urodzin.
- Dzięki, tato. - Powiedziała już radosna Lauren (Nie ma to jak najpierw napisać radosna radość xD ~ autorka). Jak to się mówi... Kobieta zmienną jest.
- Jak dasz mu na imię?
- Wolf.
- Dziękuję Lauren, że dajesz kotu imię na moją cześć.
- Bardzo zabawne, tato. - Powiedziała Lauren. - Wracamy do domu.
- Już. Złap mnie za rękę.
- Dobrze tato.
Po chwili już byli w domu.♡♥♡
Witaj!
Przed Tobą pierwszy rozdział historii Lauren. Gwiazdki i komentarze mile widziane.
Bye!
Fantastyczka2
CZYTASZ
Inna Potter
FanfictionLauren Potter w wieku jedenastu lat dostała list z Hogwartu gdzie trafiła do... Komu zawróci w głowie? Dlaczego cała szkoła zastanawia się czemu trafiła akurat do tego domu? Czy to wina tylko tej jednej, głupiej przepowiedni, a może coś innego? D...