3.

141 9 2
                                    

- Wstawaj, mieszańcu! - Warknęła Pansy Parkinson do śpiącej Lauren. - Dumbledore cię wzywa.

- Już wstaję Parkinson - odpowiedziała Lauren i wstała z łóżka. Szybko się ubrała, uczesała i umyła zęby. Wyszła z pokoju nawet nie zwracając sobie głowy czymś takim jak pożegnanie z Pansy, Milicentą Bulstrode albo Dafne Greengrass. Zdecydowanie nie żyły ze sobą w zgodzie. Ona jako jedyna była mieszańcem. Nikomu poza Ślizgonami to nie przeszkadzało, bo większość nie zwracała uwagi na status krwi. Dla nich liczył się wygląd. Z rzadka charakter. Poszła w stronę gabinetu Dumbledora. Czasami zastanawiała się kto częściej w nim jest - ona i bliźniacy, czy sam dyrektor. W gabinecie zastała bliźniaków i Dumbledora.

- Dzień dobry panie profesorze - przywitała się Lauren z Dumbledorem.

- Dzień dobry panno Lupin - odpowiedział jej Dumbledore. - Usiądź.

Lauren spełniła jego prośbę.

- No dobrze. Co tym razem przeskrobaliście?

- My? Niccc... - odpowiedzieli chórem.

- To kto w takim razie stoi za przyklejeniem jakimś nieznanym czarodziejom klejem wszystkich mioteł, mopów, szmatek i wiader do podłogi, ścian i sufitów?

- Na pewno nie my - powiedziała z uśmiechem niewiniątka i lekką, leciuteńką, ledwie wyczuwalną nutką sarkazmu Lauren. Bliźniacy zrobili taki sam wyraz twarzy.

- Tym razem wam daruję - powiedział dyrektor wiedząc, że nic nie osiągnie. - No, zmykajcie na śniadanie.

Na korytarzu przybili sobie piątki. Idąc do Wielkiej Sali rozmawiali planując kolejny kawał.

- Podrzucimy Filchowi czekoladki zmieniające w ogromnego żelka? - podrzuciła pomysł Lauren.

- To nie jest taki zły pomysł - powiedzieli w tym samym czasie bliźniacy. W tym momencie dotarli do Wielkiej Sali. Weszli do środka.

- Do zobaczenia po lekcjach - szepnęła smutno Lauren i skierowała się do stołu Ślizgonów. Bliźniacy poszli do stołu Gryffindoru.

- Czemu z nią rozmawiacie? To Ślizgonka. - powiedział Ron.
- No i? - zapytał Fred.

- Jak Harry z nią rozmawia to nie masz do niego pretensji - powiedział George.

- Bo to Harry! - odpowiedział Ron
- A my nie możemy rozmawiać z Lauren ponieważ? - Spytali jednocześnie bliźniacy.

- Bo... bo tak! - Odpowiedział Ron.

***

- Nie ma co, piękna dzisiaj pogoda - mruknęła pod nosem Lauren. O szyby Wielkiej Sali bębnił deszcz.

- Masz rację mieszańcu - powiedział na całą Wielką Salę Malfoy. Po pomieszczeniu rozległ się pomruk dezaprobaty i drugi, aprobaty.

- Nie byłby taki pewien czy chciałbym mieć na pieńku z Lauren - rozległ się czyjś głos. - A ty, George?

-  Zdecydowanie nie, Fred. Zresztą kto by chciał? Chyba tylko Ron. - Odpowiedział George.

Inna PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz