Lauren stała za posągiem jakiegoś wielkiego czarodzieja, prawdopodobnie któregoś z dyrektorów Hogwartu, a obok niej bliźniacy.
— Pamiętasz co masz robić? — zapytał jeden z nich, bodajże Fred, na chwilę odrywając dziewczynkę od obserwacji drzwi "gabinetu" Filcha.
— Pamiętam — mruknęła powracając do dokładnego przyglądania się korytarzowi.
Bliźniacy wyszli z kryjówki, przebiegli przed składzikiem i zniknęli za drugim zakrętem. Potem Lauren usłyszała cichy wybuch. Z pseudogabinetu wybiegł Filch, a za nim jego kotka, pani Norris. Dziewczynka poczekała aż łomot kroków Filcha ucichnie w oddali. Zakradła się do gabinetu, na biurku położyła pudełko z czekoladkami z doklejoną kartką z napisem Dla najlepszego woźnego w dziejach Hogwartu.
Lauren zachichotała i wycofała się ze składzkiu. Jak tylko zniknęła za posągiem rozległ się tupot stóp. Po chwili zza zakrętu wyłonił się Filch, a obok niego jego nieodłączna towarzyszka w tropieniu uczniów, którzy nieprzestrzegają hogwarckiego regulaminu, czyli pani Norris!
Po chwili ze składzika wyszedł zataczający i uginający na wszystkie strony Filch.
— Zjadł od razu wszystkie. Albo i pół — mruknęła do siebie, niedowierzając łakomości woźnego, Lauren.
***
Lauren!
Czemu Ty i Weasley'owie nakarmiliście Filcha czekoladkami zmieniającymi w wielkiego żelka?! Owszem, nie lubiłem Filcha, ale żeby wykręcić taki numer?! Nawet My nie byliśmy tacy podli!
Chociaż należą Ci się pochwały za wymyślenie czegoś takiego. Ani ja, ani Syriusz, ani nawet James niczego takiego nie wymyśliliśmy! Tylko pogratulować pomysłowości! Mam nadzieję, że Cię nie wyrzucą.Chyba nie dostaliście jakoś szczególnie surowego szlabanu, co?
— Nie, bo czyszczenie łazienki Jeczącej Marty to sama przyjemność. Nie ma nic lepszego ponad sprzątanie jej łazienki — mruknęła do siebie Lauren. Jadła śniadanie kiedy sowa przyniosła jej list od Remusa.
Zostajesz na święta w Howarcie?
Kocham,
RemusSzybko wyskrobała odpowiedź:
Kochany tato!
Nie kłam, wiem że wymyślilibyście coś takiego. I wiem, że byliście równie, jeśli nie bardziej, podli.
Szlabanem było sprzątanie łazienki Jęczącej Marty. Nie ma nic lepszego, prawda?
Nie mam pojęcia czy zostaję na święta, ale raczej tak.
Też Cię kocham,
Lauren
PS. Nie bój się, nie wyrzucą mnie. Dotąd mnie nie wyrzucili, to już nie wyrzucą. Przynajmniej do końca roku.Dała kopertę z listem Wolf. Sowa odleciała, a Lauren wróciła do jedzenia owsianki. Była trochę śpiąca po zarwanej nocy, ale widok Filcha ciągle się przewracającego i uginającego się się na wszystkie strony był tego wart. Zaklęcie, co prawda, podziałało wcześniej niż powinno, bo woźny od razu zjadł połowę pudełka. Normalnie powinno zacząć działać rano. Pani Pomfrey w ciągu paru sekund uporała się z zaklęciem rzuconym na czekoladki i poradziła Filchowi, żeby ich więcej nie jadł. Niestety woźny się posłuchał. A szkoda. Byłoby więcej okazji by się z niego pośmiać.
Dokończyła owsiankę i wyszła z Wielkiej Sali. Dzisiaj pierwsza była transmutacja. Lauren nie ją lubiła — owszem jest przydatna, ale tylko wtedy jeśli ma się zamiar zostania nauczycielem tegoż przedmiotu bądź aurorem.
Lekcje zleciały szybko. Po zakończeniu ich Lauren wraz z Hermioną odwiedziła bibliotekę. Po spędzeniu w niej niecałej godziny udała się na spacer po błoniach. Lubiła się po nich przechadzać. Po paru minutach zaczęło padać. Dziewczynka wróciła do zamku. Z radością powitała podmuch ciepłego powietrza. Skierowała się do Pokoju Wspólnego Domu Węża, po drodze zostawiając mokre plamy ma czyściutkiej podłodze mytej codziennie przez Filcha, a z Pokoju Wspólnego do swojego dormitorium. Podsuszyła mokre włosy i przebrała się w suche ubrania. Związała rudawe włosy w kitka i poszła na kolację. W milczeniu usiadła przy stole Slytherinu, w milczeniu zjadła kolację i, dla odmiany, w milczeniu opuściła Wielką Salę.
W dormitorium, biorąc uprzednio prysznic, przebrała się w piżamę i wzięła jedną z niewielu własnych książek, które nie są podręcznikami, a które zabrała z domu.
Kiedy kończyła czytać drugi rozdział do pokoju wpadły Dafne, Milicenta i Pansy.
— To panna Lupin umie czytać? — zapytała Pansy.
— A i owszem, umiem — odpowiedziała Lauren nawet na chwilę nie odrywając wzroku o książki.
— Nie powinnaś iść spać? Przecież musisz być wyspana na jutrzejsze lekcje eliksirów — dodała Dafne.
— Odezwała się ta co ma zamiar iść spać przed północą — odparowała Lauren. — Zresztą i tak miałam zamiar przeczytać jeszcze jeden rozdział i iść spać. W końcu muszę być wyspana żeby mieć cięte riposty na zaczepki Larissy. No, i oczywiście wasze.
Milicenta mruknęła coś pod nosem. Lauren niespecjalnie zwróciła na to uwagę. Milicenta spuściła głowę. Milicenta, Pansy i Dafne usiadły na łóżkach, każda na swoim i zaczęły się pogaduszki. Lauren, niezbyt taktowanie, je zignorowała. Przeczytała dwa rozdziały, odłożyła książkę na szafkę nocną, zaciągnęła zasłony przy łóżku i poszła spać. Przez dłuższy czas nie mogąc zasnąć przewracała się z boku na bok.
***
Hej!
Oto i kolejny rozdział. Dzisiaj trochę krócej niż zwykle, ale, jak to mówią, wena nie sługa, czy jakoś tak.
No to...
Bye!
Fantastyczka2
CZYTASZ
Inna Potter
FanfictionLauren Potter w wieku jedenastu lat dostała list z Hogwartu gdzie trafiła do... Komu zawróci w głowie? Dlaczego cała szkoła zastanawia się czemu trafiła akurat do tego domu? Czy to wina tylko tej jednej, głupiej przepowiedni, a może coś innego? D...