1

591 22 16
                                    

Bilbo Baggins był bardzo nieszczęśliwy. Brązowowłosy, zazwyczaj pogodny hobbit od przeszło dwudziestu minut dreptał nerwowo w kółko miotając się po sypialni.

- Nie, nie, nie. Nie może być. Gdzie ona jest?.- mruczał pod nosem przyspieszając jeszcze kroku.

Przez przytulną norkę, która jeszcze niedawno lśniła czystością przetoczyło się istne tornado nieporządku. Miękka, biała pierzyna zalegała na podłodze z niewiadomych przyczyn cała w fioletowej i różowej farbie. Na ścianach poprzyklejano pochlapane atramentem i błotem kartki. Odłamki pięknego, gęsiego pióra i czerwonego kałamarzyka walały się po kątach. Półka z książkami również nie uchroniła się przed zniszczeniem. Zwisała smętnie trzymając się z ledwością. Jej zawartość w postaci kilku oprawionych w skórę tomów poukładano w zadziwiająco równą wieżę pod oknem. Za otwartą szybką widoczny był uroczy, swojski krajobraz Hobbitonu. Wiosenne, kolorowe kwiatki zdobiły pagórki tak charakterystyczne dla Shire. W oddali płynęła leniwie Brandywina. Rzeka poprzecinana tu i ówdzie mostkami lśniła jakby nie była z wody, a z trzystu-karatowych diamentów. Słoneczko grzało mocniej pierwszy raz od wielu dni. Bialutkie obłoczki sunęły powoli po błękitnym niebie. Pagórek zielenił się z zewnątrz tak, że aż okrągłe drzwiczki z żółtą klamką trudno było odnaleźć. A wśród tych wszystkich wspaniałości, w swojej norce, w zabałaganionej sypialni zestresowany Bilbo zaczynał się szarpać za włosy z frustracji. Zatrzymał się nagle i z autentycznym przestrachem zaczął nasłuchiwać. Klap, klap, klap. Tup, tup, tup. O sklepienie pokoju bębniły czyjeś kroki. Doznając olśnienia wskoczył na stertę ksiąg. Dzięki niewielkiemu rozmiarowi bez problemu przecisnął się przez okienną ramę. Podniósł się z klęczek i omiótł bacznym spojrzeniem okolicę. Dostrzegł to czego szukał. Ludzka, pyzata dziewczynka z burzą jasnych niby słoma loczków na główce ubrana w pastelowo-różową sukienkę przystanęła dostrzegając jedynie trochę wyższego człowieczka. Upuściła niedokończony wianuszek, który plotła biegając po "dachu" Pagórka.

- Tato, tato! Zobacz!- krzyknęła podnosząc z ziemi nieporadnie poskręcane łodyżki.

Złość opuściła go natychmiastowo. Wystarczyło jedno spojrzenie tych zielonych, błyszczących jak szmaragdy ślepek aby zrobił wszystko czego sobie zażyczy. Na tą radosną czterolatkę nie dało się długo gniewać. Uśmiechnął się do niej podchodząc i biorąc z rąk pognieciony twór.

- I? I? Podoba Ci się, tatusiu?- spytała wesoło.

Policzki miała umazane farbami i atramentem, ubrania nadawały się tylko do prania.

- Tak, słoneczko.- poczochrał ją po główce.

Nubo złapała jego dłoń i ścisnęła.

- Idziemy do mamy?- w jej głosie brzmiała nadzieja. Pokiwał twierdząco głową. Rozanielona blondyneczka podskoczyła kilka razy.- Chodźmy, no chodźmy już.- popędzała wywołując na jego ustach szerszy uśmiech.

Mała była rozkoszna. Ruszył za nią zamykając przy okazji drzwi. Minęli kępkę zarośli. Dziko rosnące forsycje nie straciły jeszcze wszystkich jaskrawo-żółtych kwiatów. Niemniej listeczki dominowały. Białe, okrągłe wejście do norki Gambila Guttersona wychynęło jak zawsze niespodziewanie ukryte za skalnym odłamkiem zwanym potocznie Maczugą, gdyż to właśnie przypominał. Pani Gambilowa pomachała im przyjaźnie wychylając głowę nad płotem. Główna droga prowadziła szerokim łukiem skręcając na zachód, ale oni wybrali wąską, wydeptaną ścieżkę prowadzącą w przeciwną stronę. Nubo nuciła piosenkę prowadząc.

Nubo |ʜᴏʙʙɪᴛ/ᴛʜᴇ ʟᴏʀᴅ ᴏғ ᴛʜᴇ ʀɪɴɢs| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz