2

299 18 1
                                    

Nocne, chłodne powietrze owiewało mokre od łez policzki dziewczynki. Biegła przed siebie nie do końca wiedząc gdzie byle dalej od norki z czerwonymi drzwiami. Czuła ból. Jej serce krwawiło, rozpadło się na tysiące kawałeczków. Mama jej nie kochała. Mama uważała, że jest ciężarem. Rodzice się nie kochali. Tata krzyczał na mamę, a mama na tatę. Byli na siebie źli. Nie chcieli żeby kiedykolwiek się pojawiła. Zaszlochała z bezsilności przymykając łzawiące coraz mocniej oczy. Nie rozumiała co się dzieje, ale to bolało. Tak okropnie bolało.

Wysokie trawy muskały jej nogi. Duży, srebrny księżyc rozjaśniał ciemność. Przezroczyste kropelki odbijały jego blask. Teren wzniósł się i opadł. Pokonała jeden pagórek, a potem jeszcze kolejny. Zaczynały ją piec płuca. Zatrzymała się łapczywie łapiąc powietrze. Opadła wyczerpana na trawę. Podwinęła kolana pod brodę i otoczyła je rękami. Pochlipywała cichutko kołysząc się w przód i w tył. Rodzice jej nie chcieli. Myśleli, że jest dziwna. Ale na prawdę pomagały jej duszki! Malutkie, prześwitujące, kolorowe stworki przypominające trochę puszyste pompony latały za nią, zawsze przynajmniej po cztery lub pięć, i pilnowały by niczego sobie nie zrobiła. Nie wymyśliła ich sobie! Na jej drobną sylwetkę padł cień. Podniosła mokrą twarzyczkę do góry.

- Dlaczego płaczesz?- zapytał mężczyzna klękając.

Na jego głowie spoczywał szary, spiczasty kapelusz. Długa szata tego samego koloru okrywała jego pomarszczone, bo starcze już, ciało. Uśmiechał się delikatnie, pocieszająco. W srebrzystej poświacie broda i długie włosy starca wyglądały jakby były z niej utkane.

- B-bo...- zaczęła nieśmiało.

Malinowe usteczka zadrżały i blondynka wybuchnęła szlochem. Szary dziadek otoczył ją ramieniem przytulając delikatnie. Dziewczynka czuła, że może mu zaufać.

Po dłuższej chwili uspokoiła się i tylko od czasu do czasu pociągała nosem.

- Kim Pan jest?- zapytała nabierając odwagi.

- Jaki znowu "pan"? Mów mi Gandalf, Nubo.- zaśmiał się serdecznie.

Zielone oczy rozszerzyły się ze zdumienia i niedowierzania. Żeby to raz nasłuchała się o pięknych pokazach fajerwerków czy niezwykłej przygodzie Bilba. Czarodziej i w jednym, i w drugim przypadku figurował u góry listy najważniejsztch bohaterów.

- Jest Pan magiem?- bardziej stwierdziła niż spytała.

Pokiwał głową potwierdzając jej domysły. Przetworzenie tej informacji nie zajęło długo. Dobry humor powrócił na jej twarz.

- Czyli umie Pan czarować?- upewniła się jeszcze.

Gdy uzyskała potwierdzenie rozchmurzyła się całkowicie.

- Bo wie pan ja mam taki jeden magiczny problem...- zaczęła trochę niepewnie, lecz z każdym słowem coraz śmielej.

Opowiedziała mu o wszystkim nie szczędząc szczegółów. Gandalf tylko co jakiś czas kiwał głową i przytakiwał uważnie jej słuchając, a jednocześnie intensywnie myśląc. Nie przypuszczał, że moce dziewczynki ujawnią się tak szybko. Najprędzej za trzy, cztery lata spodziewał się pierwszych przejawów.

- I co ja mam zrobić?- zapytała- Nie uwierzą mi. Proszę, panie Gandalfie, nie poradzę sobie sama. Niech im pan pokaże, że nie zmyślam.

Zmarszczki na jego czole pogłębiły się jeszcze bardziej. Wstał i położył dłoń na niewielkim ramieniu.

- Chodź, Nubo.- lekko kiwnęła głową.

Z każdą mijającą minutą oddalali się bardziej od norki. Dawno przekroczyli most i zostawili za sobą norkę. Szli w ciszy. Wśród trawy swój koncert grały świerszcze. Na twarzy dziewczynki dało się dostrzec wyschnięte ślady łez. Trzymała pewnie dłoń czarodzieja dotrzymując mu kroku. Fioletowy duszek przysiadł na jej ramieniu zmęczony lotem na ażurowych, ledwo widocznych za dnia skrzydełkach, które w nocnej łunie połyskiwały delikatnie. Krótki rękaw sukienki i chłód spowodowały gęsią skórkę. Nie skarżyła się jednak, zbyt była skupiona na obserwowaniu gwiazd aby zwrócić uwagę na cokolwiek innego. Zadzierała wysoko głowę chcąc dostrzec jak najwięcej świetlistych punkcików.

- Tam jest bardzo dużo duszków.- oznajmiła- Nie są smutne będąc tak wysoko?- spytała.

- Dlaczego tak myślisz?- zainteresował się Gandalf.

- Bo nie latają i nie bawią się między sobą. Musi im się nudzić.- powiedziała tonem eksperta.

Zamilkli. Gęste skupisko drzew, wyspa w oceanie trawy, przybliżało się szybko. Dopiero kiedy zagłębili się między pnie, mężczyzna powiedział cichym głosem:

- Uważaj, patrz pod nogi.

Na pokrytej gęstą ściółką ziemi wiły się wężowe sploty korzeni. Łatwo było się o nie potknąć. Cały zagajnik nie pasował do Shire. Prędzej do dzikiej puszczy zamieszkiwanej przez elfy. Wyglądał niby inny świat, kawałek błędnie dopasowanej układanki.

Niższe drzewka i krzewy zapełniały każdą wolną przestrzeń. Wyjątkiem była jedynie ledwo wydeptana ścieżka, po której szli. Pomarańczowy duszek razem z niebieskim wspólnymi siłami przesuwały bose nogi Nubo, ilekroć postawiłaby je zbyt niebezpiecznie. Stukot długiej laski, którą pomagał sobie mag, ucichł. Starzec zatrzymał się wpatrując wyczekująco w szeroki dąb wyróżniający się na tle innych drzew swym ogromem i wysokością. Jego korzenie splatały się bardzo ściśle. Mimo to były grubsze od pozostałych i łatwe do rozpoznania. Ziemia zadrgała. Przestraszone duszki schowały się za dziewczynką.

- Co się dzieje?- zapytała zlękniona.

- Obserwuj.- odparł Gandalf wskazując na roślinę.

Od pnia biły na przemian fale zimna i gorąca. Kora zaczęła pękać i odpadać płatami. Skrzypiała przy tym wydając nieprzyjemny dla ucha odgłos. Pociemniało ,jakby ktoś nagle wyłączył księżyc.

Duszki zapiszczały. Nubo nie potrafiła się ruszyć. Niesamowity spektakl rozgrywający się przed zielonymi oczami napawał ją mieszanymi uczuciami. Euforia, strach, gniew, szczęście, smutek, wzruszenie, odraza i podziw. Wszystkie emocje mieszały się ze sobą i przeplatały.

- T-to jest piękne...- zająknęła się.

Postąpiła z trudem krok do przodu, uniosła dłoń chcąc zbliżyć się do pnia. Z pod popękanej kory widać było gołe drewno. Pragnęła z całego serca je dotknąć. Niewidzialna nić ciągnęła ją do przodu. Postawiła drugi krok. Mag jej nie zatrzymał. Trzeci i czwarty. Potknęła się, ale nie upadła. Szła dalej. Sucha gałązka trzasnęła pod bosą stopą. Cel był blisko, a jednocześnie nadal daleko.

Zmrużyła oczy oślepiona nagłym wybuchem jasności. Blade, białe światło spowiło dąb, gałęzie stanęły w zielonych płomieniach. Temperatura opadła. Z ust poczęła wydobywać się para. Nie czuła jednak zimna. Liczyły się tylko płomienie...

Huk, trzask, krzyki... Ogień. Pomarańczowo-żółty ogień pożerał Esgartoh. Gigantyczne cielko wiszące nad miastem. Ryk bestii. Nagłe porywy wiatru. W tym chaosie kołyska, kwilące dziecko w środku, a wokół tańczy żywe słońce. Brzęk cięciw, świst strzał. Języki ognia pochłaniają dom. W kołysce dziecko. Popłakuje cichutko. W koło popioły, lecz kołyska nietknięta stoi w spalonym pokoju...

Blondynka wzdrygnęła się i zamrugała nie odrywając wzroku od zielonego ognia. Wizja zmieniła się.

Shire. Przed znajomą norką stoi Gandalf. W ramionach trzyma zawiniątko, rozmawia z Bilbem. Nie słychać słów, ale hobbit jest wyraźnie zaskoczony. Kiwa głową, uśmiecha się niepewnie. Czarodziej podaje mu śpiące niemowle i odchodzi. Kiedy jest już daleko szepce cicho:

- Opiekuj się nią, przyjacielu. Królowa Pierścienia zasługuje na życie.

Nubo |ʜᴏʙʙɪᴛ/ᴛʜᴇ ʟᴏʀᴅ ᴏғ ᴛʜᴇ ʀɪɴɢs| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz