Rozdział 4

1K 38 2
                                        

Czekając na chłopaka uznałam, że mogę sobie coś zamówić. Podeszłam do lady, za którą stał bardzo interesujący blondyn, bo nie rzadko spotyka się kogoś o takim kolorze włosów i brązowych oczach. Miał on kolczyk w brwi, ale nie bez powodu do niego podeszłam.

- Dzień dobry. Poproszę hibiskusa, imię, Bianca.
-Wyświadczyłaś mi przysługę, nie muszę już pytać o twoje imię- posłał mi słodki uśmiech.
-Nie ma za co.

Za moimi plecami dało się słyszeć głośną grupkę ludzi. Nagle ktoś mnie złapał od tyłu i wziął na barana. Nie musiałam patrzeć w dół, żeby wiedzieć kto to. Ale... Chwila. To on był tak głośno! Pryszedł ze swoimi kumplami?!?

-Nie mieliśmy się spotkać sami?!
-Mieliśmy, ale plany się zmieniły.

Odebrałam swój napój, było ciężko dalej będąc tak wysoko, ale jakoś się udało, kiedy doznałam olśnienia.

-Odstaw mnie na ziemię.
-Ale mi tak wygodnie.
-Nieprawda. Masz mnie odstawić.
-Nie.
-Do Ku*wy nędzy, chce zejść!
-Dobrze... Już się tak nie bulwersuj- po moim wybuchu, na szczęście, odpuścił- widzę, że nie jesteś odpowiednio ubrana, ale to nie przeszkadza. Chłopaki spadamy.
-Ale gdzie? Ja nigdzie nie idę.
-Oj idziesz. A jak nie...
-A jak nie to co?!? Zanim cokolwiek zrobisz powiedz, gdzie idziemy.
-Do baru. Jak nie to to.

W tym momenci przerzucił mnie sobie przez ramie i wyszedł z kawiarni. Wsadził mnie do jakiegoś sportowego samochodu, nie zauważyłam jakiego, zapiął mi pasy i usiadł na miejscu kierowcy. Z tyłu usiadło dwóch chłopaków z którymi przyszedł, po czym odjechaliśmy.

-Jest środek tygodnia, ja jestem w szkolnej drużynie i Ty również! Nie możemy pić alkoholu.
-To możemy robić coś innego...
-Znowu masz takie zja*ane myśli!
-Nie, to Ty takie masz. Ja miałem na myśli narko.
-Aaa... Sory.
-Nie masz za co, widać, że jesteś chętna.
-Nieprawda!
-Jeszcze zobaczymy...

Do końca drogi się do siebie nie odzywaliśmy.

~~~~~~¤~~~~~~

Będąc na miejscu nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy. Wiem tyle, chce się napić. Co z tego, że jest środek tygodnia, wspominałam, że popadam w rutynę, zmieniam to od teraz. Wpadłam do baru i zamówiłam jeden z najmocniejszych trunków. Żeby tylko jeden... W pewnym momencie straciłam rachubę i urwał mi się film.

~~~~~¤~~~~~

-Gdzie ja jestem?
-Nic się nie martw. W bezpiecznym miejscu.
-Tam gdzie Ty nigdy nie będzie bezpiecznie. Jak się tu znalazłam?
-Zaczęłaś szaleć. Mamrotałaś coś o koszykówce i nam zwiałaś.
-A czemu tak bardzo bolą mnie żebra?
-Chcesz wiedzieć? To daj mi dokończyć.
-Już, już... -posłał mi złowrogie spojrzenie, na co wybuchłam śmiechem, a to spowodowało jeszcze większy ból, na co się skrzywiłam. Natomiast moja reakcja wywołała uśmiech na jego twarzy.
-Dostaliśmy od Ciebie telefon, jedyne co słyszeliśmy to twój rechot i syreny. Od razu wiedzieliśmy, gdzie jesteś, bo szukając cię słyszeliśmy je kilka przecznic dalej. Udaliśmy się w twoim kierunku. Jak się później okazało, zrobiłaś sobie tatuaż, a następnie stojąc w kolejce do drugiego baru jakaś dziewczyna się przed Ciebie wepchnęła i Zaczęłaś się z nią bić, nie dziwię się, że przegrała, ale Ty też cała z tego nie wyszłaś- w tym momencie pokazał mi lusterko, a ja zobaczyłam coś strasznego. Pęknięta warga, rozwalony łuk brwiowy i podbite oko. Postanowiłam sprawdzić czemu tak bardzo boli mnie brzuch, to co zobaczyłam przeszło wszelkie moje wyobrażenia. Miałam opuchnięte i obite żebra, A tatuaż zajmował ich większość.
-Ku*wa...-Tylko tyle wydostało się z moich ust- a co z moim tatą?!?
-Spokojnie. Zadzwoniłem do niego, powiedziałem, że robimy projekt i usnęłaś.

Normalka, że się nie przejął.

-Idź dalej spać, a ja wszystko ogarne.

--------------------

Wow! Pobiłam swój rekord w ilości słów, bo ponad 600. Strasznie się rozpisałam. Chciałam podziękować za wszystkie wyświetlenia i głosy, oraz przeprosić za tą nieobecność. Tatuaż w mediach.

Koszykówka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz