Rozdział III

383 54 11
                                    

Gerard czuł się od środka pusty. Kiedy zamknął drzwi za Iero poczuł że czegoś mu brakuje, to uczucie po dwudziestu minutach dało się we znaki. Krzątał się bezcelowo po domu a to tu zmiatając chociażby najmniejszy okruszek ze stołu albo obsesyjnie wycierając i tak czysty blat.
Idiota ze mnie- pomyślał wyjmując z szafki nad zlewem swoje ulubione wino Kingston Cabernet Sauvignon. Wyjął jeszcze z półki ze szkłem jeden z wielu kieliszków i zaniósł do swojego pokoju nie zwracając uwagi na wychodzącego z domu z dziwną miną Mikey'go. kiedy był już w swojej grocie pochwycił paczkę fajek i zapalniczkę wkładając swój ekwipunek do bluzy. Rozsunął drzwi do szafy i dokładnie je zamknął za sobą. Jakby jego brat czegoś chciał to wiedział gdzie go szukać. Tylko blondyn wiedział gdzie mieściła się pracownia czarnowłosego. Zdjął wolną ręką z szyi wisiorek z którym przenigdy się nie rozstawał i włożył w zamek od drzwi kluczyk który wisiał na łańcuszku jak zawieszka. Przekręcił go w drzwiach i wszedł do swojej groty. Zapalił światło i położył swoją artylerię na podłodze. Na tle poplamionej od farb, czarnej wykładzinie prezentowała się całkiem zachęcająco. Ściany w pomieszczeniu były białe co i rusz niechlujnie pochlapane akrylem, lub prezentowały czarne odciski dłoni ubrudzonych od węgla. Stanął przed jedną ze sztalug nalewając trunek do kielicha. Wziął potęrzny łyk i poczuł w gardle cierpką ciecz. Połknął gorzki płyn, to było to czego potrzebował. Po kilku haustach poczuł że się rozluźnia. Wytrzepał z szafy swoje farby olejne i pędzle. Pierwsza kreska którą stawiał zawsze była niepewna. Nie szkicował projektu, dla niego było to nie potrzebne. Po prostu dawał się ponieść emocjom. Tym razem nie było inaczej. Z każdą kreską zatapiał się w swoim świecie.
W tym czasie nasz gitarzysta dopiero co zdążył dojść do obskurnej dzielnicy Belleville w której mieszkał. Zaraz obok sklepu monopolowego na ławeczce leżał menel. Był brudny i jebał na kilometr wódą, Frank rozpoznał w nim "przyjaciela" swojego ojca. O lie przyjaźnią można nazwać picie alkoholu do nieprzytomności pod okolicznym sklepem. Już prawie dochodził do swojej kamienicy i sięgał po klucze nagle zdając sobie sprawę że nie ma ich w kieszeni spodni. Przeszukał jeszcze bluzę i znużony stwierdził że zostawił klucze u kolegi. Na jego nieszczęście było już późno więc aby nie oberwać musiał przenocować u Gerarda przy okazji odbierając swoją własność.
Way zaś powoli zatapiał się w alkoholu i swojej pracy. W głowie niemiłosiernie mu szumiało, postanowił więc zrobić sobie przerwę od kieliszka. Wyjął jednego Lucky Strike'a z paczki i odpalił zaciągając się mocno dymem i wędząc płuca. Lewą ręką odgarnął niesforną grzywkę do tyłu.
Spojrzał na dzieło wychodzące spod jego palców. Obraz przedstawiał Franka leżącego la jego łóżku.
Cholerny Iero,zakrada się bezwiednie do mojego umysłu!- Chciał krzyczeć Gerard ale nagle opuściły go wszystkie siły opadł ciężko na ziemię gasząc jeszcze papierosa w popielniczce. Rozpłakał się. Gerard Way płakał jak małe dziecko. Słone krople wypływały spod zamkniętych już powiek. Jego ciało targało spazmami szlochu. Ułożył się wygodnie na podłodze nawet nie myśląc że z wyczerpania psychicznego zaśnie lepiej niż przez cały ostatni miesiąc.
Frank powoli wchodził do dzielnicy braci Way kiedy spotkał Mikey'go. Blondyn uśmiechnął się na widok chłopaka i braterskim gestem objął go ramieniem.
-Hej Frank, myślałem że już zwinąłeś- zagadnął go okularnik.
- Zostawiłem u twojego brata klucze- odpowiedział mu nieśmiało
-Akurat wracam do domu! To zabieramy się razem.
I tak oto się stało, młodszy Way i Iero szli popękaną kostką brukową w stronę starego domostwa. Stanęli przed dębowymi drzwiami.
-Ehh sam nie ich nie wziąłem.
Blondyn schylił się wysuwając lekko jedną z desek na tarasie i wyjął z dziury pęk srebrnych kluczy.
-Jakbyś kiedyś coś tutaj zostawił a nas by nie było to tu szukaj tych debilnych otwieraczy do drzwi- powiedział Mikey otwierając drzwi i chowając przedmiot na swoje miejsce. Wolnym krokiem weszli do domu uprzednio zdejmując buty.
-Gerarda nie ma?- zapytał brunet rozczarowany.
-Nie wiem. Może jest może nie. Kto by tam go wiedział-odpowiedział domownik jednak widząc zdezorientowaną minę kolegi postanowił mu towarzyszyć-Frank! Idę z Tobą-zadeklarował się.
-Okej- odpowiedział obojętnie Iero.
Wchodzili po ciemnych schodach ze sztucznego drewna. Minęli jedne z wielu nieznanych gitarzyście drzwi. Otworzyli te trzecie po prawej. Pokój był pusty i tak samo uporządkowany jak wcześniej. Gitarzysta pochwycił w locie swoje klucze ale coś mu tu nie pasowało. W środku unosił się dość świerzy dym.
-Co do kurwy?-Zadzwił się brunet.
-Siedzi w pracowni-odpowiedział w ogóle nie wzruszony młodszy Way-Nie mów że ci jej nie pokazał!
-Nie?!-odpowiedziałem bardziej pytająco.
Mikey rozsunął drzwi szafy wchodząc do jej środka.
-Gerard nigdy nikomu nie pokazywał pokoju ani swojej groty. Tylko ja mam dostęp i to tylko w razie potrzeby. Ale myślałam że skoro już byłeś tam- wskazał na łóżko pod ścianą-To tu też cię zaprowadził.
- Oh...-spojrzał na chłopaka miodowooki. Ten zaś chwycił za klamkę i pchnął drzwi.
Pomieszczenie było jasne i przestronne. Zapewne okno zasłaniała wielka szafa z wszelkimi przyrządami malarskimi. Na środku stały trzy sztalugi a przy ścianach schły obrazy. Na jednym z nich zauważył swoje rysy twarzy.
-Co za bałwan!- krzyknął blondyn ale nawet to nie wybudziło jego brata ze snu. Na podłodze obok kieliszka  lerzał skulony Gerard.
-Pomożesz mi go przenieść?-zapytał okularnik.
-Yhy-tylko tyle był w stanie z siebie wydusić.
Mikey podniósł malarza za ręce Frank zaś pochwycił jego stopy i razem położyli czarnowłosego na łóżku. O dziwo był lekki. Way zamknął jeszcze drzwi od szafy i razem wyszli z pokoju.
-Chodź do kuchni, zrobię nam coś do jedzenia. Zostajesz dziś na noc. Nie powinieneś się po nocach tak bujać po mieście.
Iero tylko skinął na to głową i poszedł za kolegą ramie w ramie.
Brunet usiadł przy wyspie kuchennej i czekał. Mikey podśpiewywał jakąś całkie
m fajna nutę przygotowując dwie herbaty i talerz pełen kanapek z różnymi kombinacjami składników. Postawił to na stole a sam usiadł obok gitarzysty.
-A więc? Skąd znasz Gerarda?-Zapytał go blondyn z pełną buzią.
-Poratował mnie zapalniczką kilka dni temu a potem chciał mnie narysować i tak zaprosił mnie do siebie. I jestem tutaj- opowiedział Frank trudząc się na nonszalancki ton.
-Stary, mam podobnie jak ty w domu-To Iero zaciekawiło.
-Z tego co wiem to wasi rodzice abstynują?-spytał brunet z wyczekując odpowiedzi.
-Gerard pije, od trzech lat. Zaczął po tym jak jego przyjaciółka zrobiła sobie obleśną sesję ze swoim chłopakiem. Od tamtego momentu dopuszczał do siebie tylko mnie, naszą kuzynkę Lindsey i Raya którego znamy praktycznie od zawsze. Potem poznał jeszcze Brendona ale widują się rzadko i zawsze kiedy to robią to jadą do Nowego Jorku- Frank słuchał tego z zaciekawieniem-Zaczął pić, obsesyjnie chudnąć. Stwierdzili u niego depresję ale okazało się że to tylko stany depresyjno-lękowe i kiedy w nie wpada to pije. Chodzi na terapię od roku i naprawdę od kilku miesięcy był w miarę trzeźwy. Czasami wypił jeden czy dwa kieliszki wina ale nie upijał się do nie przytomności.
-Oh.... Przepraszam. Nie powinienem był...
-W porządku, dzięki Tobie pierwszy raz od jakichś trzech lat widziałem w jego oczach szczęście.
Gitarzysta został poprowadzony do pokoju gościnnego, pokazano mu gdzie jest łazienka ale on nawet nie skorzystał z niej tylko walnął się do łóżka po wyczerpującej rozmowie i zasnął. A śnił mu się Gerard i jego alabastrowa cera. Gerard niewinnie skulony na poplamionej wykładzinie.

Black coffee, black lungs.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz