Połowa wyspy płaska, połowa górzysta. Sporo plaż, sporo spektakularnych klifów, dużo górskich i mrocznych jaskiń. Różnorakich owadów rozprzestrzenia sie masa. Odgłosów dzikich zwierząt nieskończenie wiele. A niebo w dzień szare, jakby burza się zbierała, wszystko malowane malachitom, oliwką i zielenią zgniłą*, gdzie nie gdzie i kwiatków kilka rosło, a u stóp jej zagubionych wyskoczyły dwie bestie.
**
-Marcelina wstawaj!- Krzykneła Misia, kiedy od dziesięciu minut nie potrafiła obudzić swojej siostry.- Za godzinę samolot mamy, więc się lepiej rusz!
-No dobra, dobra, po co ta panika. Pali sie?- Spytała z ironią.
-Zaraz twój łeb może zacząć się palić.- Warkneła.
-Pff.- Przewróciła oczami i pobiegła do szafy wybierając coś do ubrania.
Gdy obie były juz gotowe, przed wielkim domem ich rodziców stało białe BMW X6. Dziewczyny włożyły walizki z najpotrzebniejszymi rzeczami do bagażnika i wyjechały z domu kierując się na lotnisko.
-Inni będą na miejscu punktualnie?- Spytała Mar.
-Napewno będą punktualniejsi od nas.
I tym zdaniem powstała cisza, która skończyła się dopiero wtedy, kiedy były już na miejscu.
Na miejscu była już Patrycja, czyli szatynka średniego wzrostu o pięknych ciemnych oczach oraz Marcin, złotowłosy chłopak o błękitnych oczach, jak niebo. Jak widać Marcin przez kilka dni wzbogacił się o nowe malutkie pryszcze.. Można by powiedzieć, że dojrzewa.
-Misia!- Krzyknęła Pati, biegnąc do dziewczyn następnie tuląc Misie, a następnie Mar.- O mój boże! Jak ja za wami tęskniłam.
Po chwili pojawił się obok także Marcin, także tuląc dziewczyny po kolei.
-Mówiłam?- Zaczęła Mar.- Nie przyjechałyśmy ostatnie. Gdzie jest Maja i Wiki?- Spytała.
-Maja zaraz będzie a Wika złapała korek, więc się troche spóźni..- Wyjasnił Marcin.
-Ja pierdole...
-Mar nie bulwersuj się.- Powiedziała Misia.
Pięć minut,
Dziesięć,
Piętnaście...
-No w końcu!- Odezwała sie Mar.
Na lotnisku pojawiła się Maja.
Wysiadła ze swojego czarnego Range Rover'a i podbiegła do przyjaciół. Po kilku kolejnych minutach przyjechała ostatnia osoba- Wiktoria. Wysiadła ze swojego srebrnego volvo.
-Przepraszam was bardzo ale korki były wszędzie.- Usprawiediwiała się.
-Może by tak już odpalic ten przecudowny, prywatny odrzutowiec? MÓJ odrzutowiec.- Zaproponowała Maja.
Tak jak powiedziała- odrzutowiec był Mai. Rodzice jej go kupili jako prezent na dzień dziecka, tylko nie jest pewne czy potrafi go obsługiwać.
...
Wszyscy siedzący na pokładzie odrzutowca czymś się zajmowali. Marcin układał kostkę Rubika, Mar zajmowała się różnymi sudoku, Misia spała, Wiktoria coś rysowała w szkicowniku, Patrycja czytała jakąś ciekawą lekturę, a Maja obserwowała jak samolot działa na obsłudze autopilota.
Za oknami wystawały tylko chmury, dużo chmur.. Jakby się na burze zbierało, lecz to nie przeszkadzało bynajmniej w locie.. Przynajmniej na razie.
Gdy pasażerowie poczuli lekkie turbulencje, przerazili się. Chcieli sprawdzić co się dzieje, lecz Maja przybiegła pierwsza.
-CHOLERA JASNA!- Krzyknęła.
-Co się dzieje?- Spytała Patrycja z zaniepokojeniem.
-Paliwo się skończyło!- Wyjaśniła.
-CO?!- Odezwała się Mar. Chwilę później dodała.- JAK TO KUŹWA NIE MA PALIWA?!!
-No, nie sprawdziłam przed lotem czy jest na maksa.
-I co teraz?!- Oburzyła się Wiktoria.
Nagle samolot zaczął spadać z dużą prędkością a ekipa poprzewracała się i mocno zaczęła krzyczeć. Postanowili pokierować się ku drzwiczek i przez nie wyskoczyć. Pierwsza wyskoczyła Maja, a raczej Mar ją wypchnęła z odrzutowca, druga była ona sama, a kolejni wyskoczyli jeszcze szybciej niż one. Nie mogli zostać w środku, ponieważ przewidzieli to co się stało chwilę później.. Stalowy ptak wybuchnął, a oni zaczęli wskakiwać do morza...
---------------------------------------
NO I MAMY PROLOG C:
*- Odcienie zieleni.
CZYTASZ
Our Wild Land// PL
Teen FictionOur Wild Land- horror pomieszany z komedią. Opowiada o szściorgu dojrzałych nastolatkach, którzy lecąc na słoneczne wakacje do Grecji, wylądowali na tajemniczej wyspie.