20

267 29 28
                                    

Per. Autora

- Możesz pocałować panne młodą. - Sans złapał Frisk w talii i pocałował ją.

Rozniosły się gromkie oklaski gratulujące ledwo upieczonemu małżeństwu. Wszystko byłoby bardziej kolorowe gdyby nie pewien potwór chcący zniszczyć całą charmonię nad którą pracowali dobre kilka lat. Stał sobie schowany i obserwował całe zdarzenie z daleka.

- Sans zabrał mi jedymą radość z życia, więc ja zrobię to samo. Ten bachor powinien być przy mnie! Nie przy nim! Gdyby nie pewna sytuacja z kwiatkiem pewnie wszystko szło by po mojej myśli, a tak to każdy ucieka.

Postać zniknęła, gdyż był pewien Sans, który użyczył swej mocy, by się teleportować.

W tym samym czasie Sans złapał Frisk na ręce jak na panne młodą przystało i niósł ją do końca sali, przy którym mieli zasiąść na specjalnych krzesłach przystrojonych przez Toriel.

Per. Sansa

Siedzieliśmy i rozmawialiśmy, czas więc na przemowy. Pierwszy chwycił kieliszek Papy i zaczęła się potem lawina różnych wersji.

- A WIĘC JA ZACZNĘ. KIEDY PIERWSZY RAZ ZOBACZYŁEM TEGO CZŁOWIEKA, NIGDY BYM SIĘ NIE SPODZIEWAŁ, ŻE MÓJ BRAT SIĘ W NIEJ ZAKOCHA. BYŁA WTEDY DZIECKIEM KTÓRE PRZYPADKIEM ZNALAZŁO SIĘ W NASZYCH PODZIEMIACH. CHCIAŁEM JĄ POJMAĆ DO NASZEGO KRÓLA BY DAŁ MI POSADĘ GWARDII PODZIEMI. JEDNAK KIEDY ONA POWIEDZIAŁA, ŻE CHCE BYĆ MOJĄ PRZYJACIÓŁKĄ, ZMIENIŁEM ZDANIE. NIE POTRAFIŁEM ODDAĆ MOJEJ PRZYJACIÓŁKI DO POJMANIA I NIEWIADOMO CO ZROBIENIA. FRISK, TWOJE ZDROWIE! - Powiedział Paps i wypił swój trunek.

- To teraz ja! - Wyrwała się Undyne. - Słuchaj, smarkaczu, zawsze chciałam cię nadziać na włócznie, tak jak kilku innych dzieciaków. Jednak po tym jak byłaś u mnie i gotowałaś. Po tym jak się zaprzyjaźniłyśmy, jakoś zapomniałam, że w ogóle chcę twojej śmierci. Otworzyłaś nam oczy, że nie trzeba walczyć z ludźmi, że ludzie się zmienili i są lepszą rasą. Dzięki tobie wszystko jest lepsze! - Krzyknęła i wypiła kieliszek siadając.

- Ja też chcę coś dodać... Jeżeli mi wolno... - Powiedział nieśmiało duszek, przytaknęłam, więc kontynuował. - Wszyscy jesteście dla mnie przyjaciółmi... Mam nadzieję, że ja dla was też... Frisk... To ty mi pomogłaś, gdy byłem smutny... Rozmawiałaś ze mną i pochwaliłaś moją sztuczkę... Jesteś naprawdę miłą osobą... Kiedy leżymy razem rozmyślając, wiem, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką ... - Skończył przemowę i usiadł na krześle.

- Teraz moja kolej! - Krzyknęła Muffet która wszystkich zaskoczyła. Zawsze niewiele mówiła w naszym towarzystwie. - Słuchaj mnie człowieku, haha, jesteś naprawdę dobra, pomocna. Dałaś nam największy datek jaki się da w całym podziemiu haha. Gdyby nie ty, pewnie niektóre z moich pająków byłyby martwe z głodu haha. Dziękuje ci, że jesteś taka dobra dla nas wszystkich haha. - Wypiła kieliszek i usiadła.

- Jest ktoś jeszcze? Ponieważ też mam coś do powiedzenia. - Powiedziałem spokojnym tonem.

- W z-zasadzie to ja chciałam c-coś dodać. - Spojrzała na Frisk i się uśmiechnęła. - Ta tutaj F-Frisk zmieniła każdemu postrzeganie cz-człowieka. Cieszę się niezmiernie, ż-że to ty trafiłaś do n-naszego podziemia. Obserwowałam c-cię na dużym monitorze ponieważ bałam s-się, że trzeba będzie ewakuować potwory. Z-zawsze nowego człowieka b-bacznie obserwuję. Ale ty o-okazałaś się idealnym kandydatem na n-naszego zbawiciela od zamknięcia w p-podziemiu. - Usiadła ciesząc się na te słowa.

Nagle do sali wparowała Tori. Nie wiadomo dlaczego jej nie było.

- Przepraszam kochani, wszyscy już siedzą ohh, spóźniłam się! A przecież trzeba rzucić kwiatami weselnymi! - Powiedziała smutno Tori.

Wszystko jest śnieżnie [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz