Rozdział 2

105 13 12
                                    

-madzolaa Erik Lensherr / Magneto

Siedziałem przywiązany do sedesu i czekałem na zbawienie, które nie chciało nadejść. Zastanawiałem się nad słowami tej przeklętej kaczki, ale nadal nie rozumiałem ich sensu. Nagle zauważyłem, że zza okna macha do mnie Miranda. Odmachałem jej z uśmiechniętą twarzą, ale zaraz spoważniałem, bo przecież ona nie żyje. Zauważyłem, że wchodzi do środka sklepu i zacząłem się bać.

- Miranda... ty ty przecież nie żyjesz - powiedziałem.

- Widocznie się myliłeś, bo czuję się świetnie - odpowiedziała.

- Ale ale przecież robiłem ci pogrzeb...

- Jeszcze wiele przed tobą nauki aby to zrozumieć, więc nie zadawaj zbędnych pytań.

- Jasne... a może w końcu być mi pomogła zamiast tak sterczeć i odwiązałabyś mnie.

- Okej, ale jest jedno ale... nie zrobię tego za darmo.

- Dobra czyli co mam dla ciebie zrobić?

- Tego się dowiesz dopiero kiedy cię rozwiąże.

- Muszę wiedzieć czego chcesz!

- Albo przyjmujesz moją ofertę, albo zostawiam tu ciebie i będziesz musiał poradzić sobie sam.

Zacząłem się zastanawiać. Miranda dziwnie się uśmiechała, ale z drugiej strony jeśli mnie nie uwolni to jak ocalę Charlesa? Muszę się zgodzić chodź tego nie chce. Zrobię do dla niego, zrobię to dla mojej miłości!

- Zrób to - powiedziałem.

- Tak też myślałam.

Rozwiązała mnie bardzo delikatnie, a ja w ramach podziękowania ją przytuliłem.

- Ożeń się ze mną! - powiedziała.

- Co?

- Chce wyjść za ciebie za mąż, więc masz się zgodzić!

- Nie, nigdy w życiu!

- Zgodziłeś się na moją umowę.

- Ty suko! Jak mogłaś?!

- Czy Miranda Lensherr ładnie brzmi?

- Oczywiście - odpowiedziałem zniechęcony.

- No a teraz idź sobie kup jakiś garnitur i welon.

- CO?!

- No kup sobie welon bo niby jak chcesz iść do ślubu?

- Faceci nie noszą welonów!

- W naszej parafii naszą.

- Okej?

- To idź się trochę pośpiesz, bo za dwie godziny się hajtamy.

- No chyba nie.

- No chyba tak, bo to ja rozkazuje.

Cherik - pogromcy kaczekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz