02

27 5 2
                                    

Madelaine próbowała cieszyć się smakiem swojej ulubionej kawy z mlekiem, ale sprawiało jej to trudność, ponieważ piła trzecią filiżankę tamtego popołudnia. Szukała idealnego miejsca na ścianie, w którym mogłaby powiesić swój ulubiony obraz, który był jednocześnie pierwszym, jaki zakupiła. Było to dzieło inspirowane Wytopem Xie Lei'a. Madelaine nie znała nazwiska autora pracy, ponieważ ta wpadła w jej ręce przypadkiem, a nie miała serca zostawić jej na targu. Miała ją, odkąd skończyła szesnaście lat i dlatego była dla niej taka ważna. A może z powodu osoby, z którą ją kupiła.

*

Madelaine Carter uśmiechnęła się sama do siebie i w myślach przybiła sobie piątkę, ponieważ naprawdę podobał jej się wystrój salonu, nad którym spędziła ostatnie kilka godzin. Rozejrzała się po pokoju za paczką papierosów, ale nigdzie nie mogła jej znaleźć. 

Wcisnęła na nogi trampki i wyszła szybko z domu. Luke mieszkał po drugiej stronie ulicy, więc dotarcie tam zajęło jej mniej niż minutę, ale kiedy chciała zapukać do drzwi, usłyszała gniewny głos chłopaka i zamarła z ręką w powietrzu.

- Odpierdol się, Calum! Niczego nie muszę brać, daję sobie radę, nie możesz wyluzować chociaż raz? 

Głos drugiego chłopaka był przytłumiony, więc Madelaine nie usłyszała odpowiedzi, ale nagle poczuła się bardzo głupio, ponieważ zorientowała się, że jej zaciśnięta dłoń wciąż jest wyciągnięta, a ona sama przysłuchuje się cudzej rozmowie, czego zdecydowanie nie powinna robić. Zdecydowała się zastukać, ale w tym samym momencie drzwi otworzyły się w bardzo szybkim i gwałtownym ruchu, a dziewczyna z impetem dostała w głowę.

Zasyczała z bólu i potarła obolałe czoło. 

- Madelaine? Co ty tutaj robisz? - Luke był zaskoczony, ale ton jego głosu był zdecydowanie łagodniejszy niż kilka chwil temu. Koło niego stał odrobinę niższy chłopak z azjatyckimi rysami twarzy.

- Przyszłam zapytać, czy masz dla mnie papierosa, zgubiłam swoje. - Wymamrotała.

Zanim zdążył odpowiedzieć, Calum podał jej paczkę i uśmiechnął się miło. Madelaine miała nadzieję, że żaden z nich nie zorientował się, że słyszała tę kłótnię. A przynajmniej jej część. Podziękowała cicho i wysunęła jednego.

- Przepraszam za to. - Wskazał na jej czoło, na co machnęła ręką.

- Nic się nie stało. Poważnie.

Chłopak nie wydawał się być zbytnio przekonany.

- Madelaine. - Podała mu rękę, którą ścisnął.

- Calum. Calum Hood. Miło było cię poznać, ale muszę spadać. Cześć, Luke.

Temu ostatniemu rzucił ostrzegawcze spojrzenie, a później odszedł.

- Zapalimy razem?

Madelaine spojrzała na niego zaskoczona, ale skinęła głową. Luke przepuścił ją w drzwiach.

- Chodź tędy. - Powiedział, po czym zaprowadził ją do dużego pokoju, który uznała za salon. Był urządzony bardzo przytulnie, przypominał Madelaine wszystkie miłe rzeczy, które zostawiła w rodzinnym mieście. Antykwariat, w którym kupowała książki, obdarzana miłym uśmiechem starszej pani, której nigdy nie zapytała o imię, kawiarnię, w której spotykała się z przyjaciółmi i w której przeżyła pierwszą randkę. 

Luke usiadł na parapecie i przesunął się tak, aby zrobić jej miejsce i odpalił papierosa, którego wyciągnął z kieszeni chwilę temu.

- Mogę? - Usłyszał cichy głos dziewczyny, a kiedy przytaknął, nachyliła się, zapaliła, po czym mocno się zaciągnęła.

Spojrzała na niego, ale wydawał się nieobecny. Dym powoli wypełniał jego płuca, a wzrok miał utkwiony w obrazie na ścianie. Choć właściwie nie był to obraz - ot, najzwyklejszy w świecie rysunek róży. Madelaine poznała, że był wypełniony akwarelą, może gwaszem. 

- Sam to namalowałeś? - Zapytała, zanim zdążyła się zastanowić, a twarz chłopaka rozjaśnił delikatny uśmiech. 

- Nie, właściwie to nie. Ale powstał w specjalnych okolicznościach.

- Specjalnych?

Luke spojrzał na dziewczynę. Wydawała się być naprawdę zainteresowana odpowiedzią, ale on nie czuł się gotowy. Podejrzewał, że powiedzenie wszystkiego na głos skutkowałoby olbrzymią falą smutku, a miał inne zmartwienia na głowie. Duże zmartwienia. 

- Bardzo specjalnych.

Przypatrzył się jej. Wyglądała bardzo delikatnie, wręcz krucho, a delikatnie cienie pod oczami wskazywały na zmęczenie. Nadgarstki miała zabrudzone farbą. Jej oczy miały ciepły, brązowy odcień i jaśniejszy kolor tuż koło źrenicy, a piegi na nosie przypominały malutką gwiazdkę.

- Na moim pierwszym obrazie też były róże. - Oznajmiła.

- Malujesz?

- Czasami. Wiesz, myślę, że każdy powinien namalować kiedyś obraz. Wyobrażasz to sobie? Obudzić się któregoś dnia jako stary człowiek i pomyśleć: "Nic nigdy nie namalowałem". Przerażające.

Luke pomyślał wtedy, że chciałby, żeby ona była jego obrazem. Zmęczona, pełna obaw, z rozwianymi włosami i papierosem w ustach.


Miłego wieczoru! Zróbcie coś dobrego dla siebie.

PS. W załączniku niżej dodałam wam Wytop! (Sama tłumaczyłam nazwę, oryginalna to Melting, więc nie wiem, czy jest dobrze).

 W załączniku niżej dodałam wam Wytop! (Sama tłumaczyłam nazwę, oryginalna to Melting, więc nie wiem, czy jest dobrze)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
hometown; l.h. wolno pisane!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz