Luke siedział na parapecie, paląc kolejnego papierosa. Przyglądał się Madelaine, która spała spokojnie na kanapie - sam nie wiedział, kiedy dokładnie zasnęła, słuchali razem Czterech Pór Roku Vivaldiego i w którymś momencie poczuł, jak jej głowa delikatnie opada na jego ramię. Nie miał serca jej budzić, więc przykrył ją kocem (granatowym w małe gwiazdki).
Poszedł do kuchni i zaparzył herbatę. Nucił pod nosem jakąś piosenkę Bon Jovi na przemian z utworami Elvisa Presleya. Wsypywał łyżeczkę cukru do filiżanki, kiedy nocną ciszę przerwał szloch. Zaniepokojony, odłożył ją na blat i wrócił do salonu.
Drobne plecy Madelaine trzęsły się pod kocem (Luke pomyślał, że ona cała była drobniutka). Musiał śnić się jej koszmar. Potrząsnął jej ramieniem - starał się być delikatny - dzięki czemu otworzyła oczy. Tusz do rzęs rozmazał się na jej dolnej powiece. Luke pomyślał, że powinien ją pocieszyć, ale nie miał najmniejszego pojęcia jak to zrobić, więc bardzo niepewnie ją objął. Zdawało mu się, że to właśnie robią ludzie, kiedy są smutni. Wtuliła twarz w zagłębienie jego ramienia i poczuł wtedy, że mimo całej tej niezręczności i dziwności robi coś właściwego.
- Dzięki. - Mruknęła. - Wiesz, mogłeś mnie obudzić. Nie chcę robić problemu.
I może to ton jej głosu kazał Luke'owi myśleć, że nie chce zostawiać jej samej, a może to coś, co zgasło w jej oczach.
- Hej, nie robisz problemu. Zostań na noc, na pewno jeszcze nie skończyłaś wszystkiego w kwestii przeprowadzki.
Jego głos brzmiał pewnie i spokojnie, co najprawdopodobniej sprawiło, że Madelaine się zgodziła i cichutko podziękowała.
Luke poszedł do kuchni i przygotował herbatę również dla Madelaine, a kiedy zaniósł ją do pokoju, zauważył, że dziewczyna była bardzo smutna. I był to ten rodzaj smutku, który wiązał gardło i chwytał za serce, ale nie miał odwagi spytać, co jest jego powodem - przeczuwał, że odpowiedź mogłaby go zgnieść.
- Dobra. - Powiedziała i podniosła delikatnie kubek, żeby wiedział, o czym mówi.
- Starałem się. - Uśmiechnął się żartobliwie. - Wiesz, wszyscy zawsze mi mówią, że jest za słodka.
- Nie, jest idealna. - Pokręciła głową i upiła kolejnego dużego łyka. Luke podniósł się z fotela i uchylił okno. Odsłonięte kolano Madelaine pokryło się gęsią skórką, ale świeże powietrze pachniało bardzo przyjemnie.
- Dlaczego właściwie zaczęłaś palić? - Spytał.
- Och. To głupie. Wyszłam z kolegami na spacer i zaproponowali mi szluga, a nie chciałam, żeby wzięli mnie za sztywniarę, więc się zgodziłam.
Luke pokiwał głową ze zrozumieniem. Swój pierwszy papieros zapalił w podobnych okolicznościach. Nie zorientował się, że przygląda się dziewczynie, dopóki nie posłała w jego stronę delikatnego uśmiechu. Siedzieli przez kilka minut w ciszy, dopóki Madelaine nie odezwała się drżącym głosem.
- Mogę skorzystać z łazienki?
- Jasne.
Luke zaprowadził ją do odpowiednich drzwi. Podał jej ręcznik. Pożyczył koszulkę i spodenki. Wrócił do salonu. Przyglądał się dokładnie szczegółom obrazu zawieszonego na ścianie, a później zapadł w niespokojny sen, w którym pojawiła się inna dziewczyna, w innym czasie, ale tym samym miejscu.
siemanko!! następny w piątek, miłego dnia
CZYTASZ
hometown; l.h. wolno pisane!
Fanfiction"Wszystko, czego dowiedziałam się o życiu, można by streścić w dwóch słowach: ono trwa." - Baptiste Beaulieu