2. Cudownie

411 63 9
                                    

Pierwszy pomysł jaki zaświtał mi w głowie, to odnalezienie odpowiedzi na dręczące mnie pytanie "jak wydostać się z mieszkania, w którym znalazłam się nie wiadomo skąd?" w przeglądarce internetowej. Jednak zanim zdążyłam sięgnąć po mój telefon, w mojej małej główce rozbłysły prawdopodobne wyniki wyszukiwania, które przydatne są raczej ofiarom porwania, a nie skacowanym, głupim blondynkom. Nie miałam na palcach pierścionka, a na nadgarstkach kajdanek czy przywiązanych krawatów w stylu Christiana Greya, więc raczej nie spodziewałam się, abym została porwana. Poza tym we wszystkich serialach kryminalnych ofiary nie były przetrzymywane w luksusowych apartamentach. Chyba, że sprawcy zależało na wywołaniu syndromu sztokholmskiego.

Audrey! Skup się do jasnej cholery!

Tak, moje wewnętrzne ja z każdym rokiem staje się coraz bardziej agresywne. W jednej kwestii ma jednak rację, wypadałoby się stąd jak najszybciej wydostać.

Ogarnęłam szybko pomieszczenie wzrokiem. Typowa nowobogacka sypialnia, widziałam już takie, ale jeszcze nigdy takiej radości nie sprawił mi widok drzwi balkonowych. Cudownie. Wygramoliłam się z wielkiego łoża sięgając jeszcze po telefon i modląc się, abym nie znajdywała się teraz na dziesiątym piętrze.

I owszem, moje prośby zostały wysłuchane. Nie dziesiąte, ale mniej więcej siódme. Cudownie.

Balkon jak na budynek w centrum miasta był całkiem spory, domyśliłam się, że mieszkanie musi zajmować większą część piętra, o ile nie zajmuje całej jego powierzchni. Pokonałam więc skulona kilka metrów przed sobą i zatrzymałam się na rogu. Było czysto.

Owszem, podłoga lśniła nieskazitelnym blaskiem...

I kto tu kompletnie się nie skupia?

Ruszyłam dalej, wciąż uważając by moja złocista czupryna nie śmignęła przypadkiem, przez którąś z szyb w oknach. Zbliżałam się już do kolejnego zakrętu, gdy usłyszałam kroki zbliżające się do ściany pod którą stałam. Popatrzyłam powoli nad siebie i zauważyłam uchylone okno. Kroki były coraz bardziej wyraźne, a ja sparaliżowana nie byłam w stanie  ruszyć się na krok. Zaczęłam już przygotowywać jak najmniej bełkoczącą mowę tłumaczącą jak się tutaj znalazłam, gdy nagle ciszę przerwał dzwonek telefonu. Na początku przestraszyłam się, że to mój zaraz mnie zdradzi, dotknęłam go przez kieszeń - grzecznie i cichutko tam siedział. Postać zawróciła i po chwili nie słyszałam ani kroków, ani dzwonka. Cudownie. Lecimy dalej.

Za następnym zakrętem ujrzałam taki sam odcinek balkonu jak dotychczas. Odczułam niepokój, wiedząc, że nie mogę się wiecznie kręcić dookoła tarasu. Ku mojej szaleńczo rosnącej z ułamka na ułamek sekundy radości na samym końcu ujrzałam schody pożarowe. Należały one, co prawda, do sąsiedniego budynku, jednak w tej dzielnicy wszystkie apartamentowce znajdowały się tak blisko siebie, że gdyby ktoś wyciągnął przez okno rękę i chciał mi przybić piątkę nie musiałabym się nawet wychylać za barierkę.

Ciekawe czy tutejsi utrzymują ciepłe stosunki z sąsiadami.

Szybko przekalkulowałam wszystkie za i przeciw mojego pomysłu.

W rzeczywistości powtarzała tylko "uda się, uda, musi się udać".

Rozpędziłam się i niewiele myśląc...

Co nie odbiegało zbytnio od codziennych zwyczajów Drey.

... przeskoczyłam przez barierki, zahaczając jednak prawym goleniem o jeden z prętów i czując jak pod skórą tworzy mi się siniak, którego tak łatwo się nie pozbędę. Ignorując tępy ból, na który nigdy nie jestem przygotowana, znoszony przeze mnie fatalnie, bez jakiejkolwiek odporności

Ślubne Dzienniki Drey Langdon: Księga IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz