Osiem dni wcześniej deszcz zaskoczył wszystkich. Przez ciemne chmury już nie przebijały się żadne promienie słońca. Ciemność, podobnie jak krople wody, w mgnieniu oka dotknęły wszystko, co istniało w niewielkim miasteczku. Kłęby mroku unoszące się wysoko, zaczęły błyskać i grzmieć, jakby ledwo co usłyszały dobry dowcip, który śmiechem pozbawił je umiejętności panowania nad sobą. Pioruny obijały się o siebie szukając ujścia swej energii. Bezskutecznie. Wystraszeni ludzie uciekali do najbliższych kamienic, byleby nie zostać ofiarą bezlitosnych anomalii pogodowych.
Pech chciał, że w czasie rozpętania się tej szalonej burzy Kim był w połowie drogi do znajomych. Za późno było, aby zawrócić, więc w deszczu brnął w przód. Widząc pioruny dotykające wysokie budynki, ściskał mocno pośladki i modlił się, by któryś nie dotknął i jego. Droga się dłużyła, a ubrania były coraz bardziej mokre. Motywowała go wizja twarzy przyjaciół. Wiedział, że zaraz ich spotka, napije się herbaty i w jakiejś części wyschnie. Mniej pocieszająca była świadomość, że przed nim jeszcze około kilometr drogi. Prawie że biegnąc mijał starsze panie pochowane w klatkach schodowych z ogromnie otworzonymi oczami. Nie wiadomo, czy dziwiła je pogoda, czy młody chłopak idący podczas niej po ulicy. To nie było teraz ważne. Ani to, ani woda spływająca z grzywki na oczy.
Na jednym z licznych zakrętów, które miał do pokonania, zderzył się z młodą dziewczyną. Oboje odskoczyli od siebie i zamarli w bezruchu. Ona była równie mokra, jak on. Jej brązowe włosy idealnie przylegały do głowy pozwalając tym samym przedrzeć się koniuszkom uszu. Oczy miała zaś błękitne, jak niebo. Nie to niebo, które dziś straszyło mieszkańców. Nie. Piękne, bezchmurne niebo, po którym krążyły ptaki. Czas stanął w miejscu. Jedynie krople deszczu nie zaprzestały swej szarży. Nie mogąc oderwać od siebie wzroku stali naprzeciw siebie. Wnet podjechał samochód, drzwi otworzyły się, a z jego wnętrza uchylił się mężczyzna około trzydziestu lat. Spojrzał na dziewczynę i zakrzyczał -Wsiadaj Alice, nie mam wiele czasu. Dziewczyna otrząsnęła się z bezruchu i wsiadła do auta. W między czasie oglądnęła się w stronę Kima. Jej wystraszone i smutne oczy były tak po prostu śliczne. Tak po prostu, jakby ledwo co zapisywałaby swoje życie, jakby była czystą kartką, kroplą deszczu wynurzającą się z chmury.
Odjechali. Kim stał jeszcze chwilę, po czym dostrzegł leżącąna ziemi bransoletkę z kokardką. Podniósł ją i spoglądnął za znikającymsamochodem. Chłód unoszący się wokół coraz bardziej dawał się w znaki. Drżącschował zgubę do kieszeni i ruszył w stronę mieszkania znajomych. Resztę drogiprzebył w skupieniu zastanawiając się nad całym zdarzeniem. Nigdy dotąd niedoznał takiego uczucia. Nie była to miłość, bo kochał już swoją dziewczynę,Ann. Byli szczęśliwą parą od pięciu lat, oddałby za nią życie, gdyby tylkomógł. To co teraz poczuł było czymś całkiem innym, choć równie silnym. Nie znałtego uczucia, wiedział jedynie, że chciałby ją spotkać jeszcze raz. Może gdybyz nią porozmawiał, to zrozumiałby to wszystko, albo jakąś tego część.
CZYTASZ
Bransoletka
Mystery / ThrillerProlog. -Odbiorę ci miłość, odbiorę ci nadzieję, odbiorę ci wszystko, co kochasz!- Wykrzykiwał rozhisteryzowany chłopak- Abyś mogła poczuć się jak ja. Sama. Całkiem sama- Z każdą głoską dźwięki wydobywające się z krtani cichły- Abyś czuła to wszystk...