W świetle gasnących gwiazd

68 9 1
                                    

Ach...co to był za wieczór. Niebo wydawało się eksplodować blaskiem tysiąca gwiazd. Księżyc rzucał swoje światło na ziemię i swym pięknem przyćmiewał wszystkie kobiety, mimo, że nie posiadał błyszczących sukni i zgrabnych, kolorowych fascynatorów. Cała sala balowa w pałacu slebìrgun była przepełniona po brzegi członkami rodzin węgierskiej szlachty. Wszyscy pragnęli pokazać się przed innymi z jak najlepszej strony i zademonstrować światu swoją fortunę oraz pozycję społeczną. Wśród nich nie było miejsca na skromność. Wszystko, czego dotykali, co jedli i pili musiało być najlepsze- złote sztućce, bogato zrobione porcelanowe talerze i  80- letnie wino. Gdyby nie to, że wśród nich brakowało wielu młodych dostojników, możnaby stwierdzić, iż czas się dla nich zatrzymał i nawet nie wiedzą, co to wojna:

- Jak się miewa pański syn? -hrabina Mol zwróciła się z uśmiechem do Pana Garaì.

-Robi ogromną karierę w armii. Ciągle się tym zachwyca. Jest naczelnym dowódcą całego lotniska. Decyduje o wszystkim co się tam dzieje. A co słychać u Gregő?

-Szczerze mówiąc nie wiem. Traktuję go jak własnego syna, a on nawet nie raczy napisać do mnie listu. Z trudem daję sobie bez niego radę, ale najbardziej martwię się i Vírag. Odkąd wyjechał zupełnie zamknęła się w sobie - udawała, że los pasierbicy ma dla niej jakiekolwiek znaczenie. - Wie pan, od momentu tej feralnej choroby bardzo się zmieniła. Zawsze była radosna jak słowik, a teraz po prostu niknie w oczach. Nie wiem już co robić... Lekarze, rozmowy, zielarze- nikt z nich nie jest w stanie jej pomóc.

- Powinna ją pani wydać za mąż. Przy postawnym, młodym żołnierzu od razu odzyska energię do życia- poradził jej, po czym sięgnął po kolejną lampkę wina.

- Ma pan rację, jednak kto by chciał ożenić się z niemą dziewczyną, w dodatku niezbyt urodziwą i lekko puszystą. Gdzie ja mam znaleźć dla niej kandydata? - zastanawiała się, wnikliwym spojrzenie przeszywając Vírage. Dziewiętnastolatka siedziała skulona w rogu sali. Jedyne o czym wyedy myślała to powrót do domu. Nie była już tym samym ,, Kwiatkiem" co kiedyś. Dawniej uwielbiała zabawy i tańce. Każde spotkanie z innymi ludźmi wywoływało na jej twarzy uśmiech. Jednak życie zmieniło jaśniejący promiń radości w gasnącą gwiazdę.  Może to dlatego, że zawiodła się na ludzich? Może dlatego, że wszyscy zostawili ją samą, gdy potrzebowała wsparcia i pomocy?! Vírag wyciągnęła swój skórzany notatnik z małej torebki i strannie zapisała w nim kilka zdań:

,,Nie straszne są mi lwy. Nie boję się wściekłych psów. Nie lękam się spotkania wilczej watahy, bo wiem, że żadne zwierzę nie skrzywdzi mnie bardziej niż ludzie."

- Drodzy Państwo! Piękne Panie! - Rozpoczął gospodarz przyjęcia podnosząc w górę kieliszek francuskiego szampana. - Chciałbym wznieść toast za nas wszystkich,  za naszych rodaków- synów, mężów i ojców dzielnie walczących o zwycięstwo i potęgę Węgier! Wypijmy za naszych niemieckich towarzyszów broni, aby dzięki Führerowi, zdobyli to co im się należy. Zdrowie Hitlera! Za wielkie Węgry!

- Zdrowie! - wszyscy odpowiedzieli mu jednogłośnie.

Muzyka znów zaczęła grać. Kwartet smyczkowy grał melodie bliską sercu każdemu Węgrowi. Wszyscy biesiadowali i cieszyli się wspaniałą atmosferą. Hramina Mol była rozbawiona jak nigdy wcześniej. Vírage przyglądała się jej uważnie. Zauważyła, że macocha podpisuje jakiś dokument, jednak nie miała pojęcia, co to może być. Bała się, że pod wpływem alkoholu kobieta zrobi coś głupiego i nie daj boże, sprzeda lub odda komuś cały ich majątek. To Gregő - straszy brat dziewczyny był jego właścicielem. Każde źdźbło trawy, nawet najmniejszy kamyczek należał do niego. Vírag, zanim wyjechał na wojnę, obiecała mu, że wszystkim się zaopoekuje, jadnak hrabini Mol okazała się zbyt silną rywalką. Dziewczyna zdenerwowana faktem, że być może właśnie traci wszystko co ma postanowiła natychmiast interweniować. Podniosła się z podłogi i co sił w nogach pobiegła w kierunku stołów. W mgnieniu oka znalazła się przy macosze i wydawała z jej dłoni pióro, z którego pod wpływem silnego ucisku, wyprysnęło kilka kropel atramentu:

- Co ty wyprawiasz?!-wrzesnęła zdenerwowana hrabini, wstając od stołu i wybierając z twarzy niebieski tusz.

Oczy wszystkich zgromadzonych zwrócone były na obie kobiety. Mina Vírag w tamtym momencie wyrażała jej wszystkich myśli. Dziewczyna pośpiesznie nabazgrała coś na kartce:

- Jak śmiesz mnie oskarżać o rozkradanie majątku, ty... Ty niewdzięcznoco!- wrzeszczała i już miała uderzyć pasierbicę gdy nagle usłyszała huk otwieranych drzwi. Wszyscy zwrócili głowy w kierunku korytarza. Po kilku sekundach w sali pojawiło się kilkunastu mężczyzn w różnym wieku. Wszyscy mieli na sobie niemieckie mundury. Jeden z nich - dość stary i siwy wyszedł przed szereg.

- Czy dobrze trafiliśmy?-zapytał.

Magyar történelem - Miłość nad BalatonemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz