Każdy dzień przynosi coś nowego. Czasem jest to dobre, a niekiedy tragiczne w skutkach. Mogłoby się wydawać, że ludzie, którzy wtargnęli na bal będą tą drugą opcją. W końcu czego można się spodziewać po uzbrojonych po zęby oficerach. Na twarzach szlachty malowało się przerażenie. Kobiety po cichu odmawiały modlitwy, a ich mężowie ocierali pot z czoła:
- Czego chcecie?- zapytał jeden odważny.
Niemcy spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem.
- Jak to czego?! Schön Frau und Wein! - krzyknął ich dowódca. - Bawmy się razem, jak bracia!
Wszyscy zaczęli się śmiać. Strach minął. Niespodziewani goście zajęli miejsca przy stole, gdzie po chwili doniesono im jedzenie i upragniony alkohol:
-Jedzcie, na pewno jesteście zmęczeni podróżą - powiedziała hrabini Mol.
Dwunastu oficerów Wermachtu z Saksoni. Dwunastu ludzi o zupełnie innej historii, których połączyła krzywda, zwana powszechnie wojną. Dwunastu mężczyzn przeszywanych od góry do dołu spojrzeniami młodych dziewcząt, które marzyły o księciu siedzącym za sterami czołgu. Ówczesne ,,księżniczki", by przypodobać się swym ukochanym długie suknie zamieniały na biały fartuch, często umazany czerwonym ,, eliksirem życia", którego bardzo brakowało. Bracia Grim pisali o rycerzach, stawiających czoło wszelkim przeszkodą tylko po to, aby ocalić piękną wybrankę z uścisku złych mocy. Baśnie piękne, lecz nieadekwatne do prawdziwego życia. Wojna wywróciła świat do góry nogami. Sprawy proste stały się problemami nie do rozwiązania. Kłopoty zniknęły w cieniu i zdawały się nie mieć już żadnego znaczenia. Pierwszy pocałunek mógł być tym ostatnim.
,,Księżniczka walczyła o przyszłość swego rycerza... Zobaczyła go pierwszy raz, gdy nadjechał kolejny transport. Był cały siny. Jego porozcinane w kilku miejscach usta, błagały o kilka kropli wody. Przez cały czas śpiewał dla niej bolesne jęki. Serce dziewczyny krzyczało. Nie mogła dłużej na to patrzeć. Gdy odważyła się go dotknąć, poczuła lekkie mrowienie w stopach. Cały czas nadzieja pchała ją do przodu i kazała wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Gdy lekarze podeszli do żołnierza było już za późno. Odszedł do krainy wiecznych snów, trzymając w dłoni delikatną dłoń dziewczyny, która mogła być jego przyszłością. Czy wojna jest warta poświęceń."- Zapisała w zeszycie Vírag, przyglądając się Niemcom, tańczącym z jej rówieśniczkami. Jej uwagę przykuł szczególnie jeden z nich. Wysoki, chudy jak patyk chłopak, który nie mógł mieć więcej niż 25 lat. Siedział sam, daleko od swoich kolegów i nerwowo pocierał szklankę pełną whisky. Zaniepokojony rozglądał się dookoła. Jego czarne włosy niesfornie opadały na blade czoło, zakrywając sporą bliznę. Nagle podeszła do niego hrabini Mol. Rozmawiali chwilę, po czym mężczyzna wstał, skłonił się nisko i wyszedł.
- Vírag! Vírag! - krzyczała macocha. - Wracaj do domu. I tak nic tu nie robisz. Kierowca czeka!
Dziewczyna posłusznie wstała i ruszyła w stronę drzwi. Na dworze zrobiło się chłodno a na domiar złego zaczął padać deszcz. Dziewczyna biegła do auta co sił w nogach, ale mimo to jej sukienka była przemoczona do suchej nitki. Kierowca jechał bardzo powoli, przez co Vírag dotarła na miejsce dopiero po pierwszej w nocy. Dziewczyna ostrożnie wysiadła z samochodu i na palcach zmierzała do drzwi. Mimo iż nikogo o tej porze nikogo w Belğrun być nie powinno w jadalni paliło się małe światło. Lekko zaniepokojona, Vírag po cichu weszła do pałacyku. Wolała nie ryzykować spotkaniem jakiegoś człowieka, dla tego od razu ruszyła w kierunku swojego pokoju. Po cichu wemknęła się na poddasze i otworzyła drzwi do pomieszczenia:
- To ty jesteś Vírag?- zapytała czarna postać stojąca przy oknie.

CZYTASZ
Magyar történelem - Miłość nad Balatonem
Historical FictionII wojna światowa, 1939r. Sytuacja na Węgrzech nie zmieniła się jakoś szczególnie. Różnice widziały jedynie matki, siostry, żony i dzieci, którzy odprawiali w świat sowich ukochanych mężczyzn. Virág została praktycznie sama. Jej ukochany bart wyjech...