I IX

2.1K 131 124
                                    

Feliks od dłuższego czasu czuł, że coś się święci. Mówiło mu to dosłownie wszystko, a szczególnie zimne powietrze z zachodu, które każdego ranka otwierało z hukiem okna jego sypialni. W Niemczech wrzało, a on, personifikacja II Rzeczpospolitej zapewne odczuje to jako jeden z pierwszych.

Jego siostra, Radmila, należała już do Ludwiga. Łukasiewicz nie mógł jej pomóc, nie miał takiej możliwości. Jego politycy nie wykazywali chęci wobec współpracy z Czechosłowacją, natomiast naród polski wciąż osłabiony był latami zaborów i I wojną. I chociaż blondynowi serce się krajało, nie mógł nic zrobić. Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że w Rzeszy nie dzieje jej się krzywda. Z resztą, wiedział, że jest tam też Gilbert, który miał do niej ogromną słabość. On nie dałby jej skrzywdzić.

Tej nocy blondyn miał problemy ze snem. Każdy najdrobniejszy dźwięk sprawiał, że nie mógł zamknąć spokojnie oczu. Przewracał się to na lewy, to na prawy bok, nie mogąc znaleźć dla siebie wygodnej pozycji. Ponad to, w pokoju było duszno. Ciężko było złapać pełny oddech, a otwieranie okien nic nie dało. Z resztą, już po chwili Feliks zamykał je zaraz po ich otwarciu. Po raz pierwszy czuł dyskomfort związany z otwartym oknem.

Powietrze sierpniowe, a niedługo już wrześniowe, było zimne. Nie dało się spokojnie leżeć przy oknie, a to właśnie przy nim stało łóżko chłopaka. Polak długo nie mógł spokojnie wyleżeć, aż w końcu stał się cud. Zasnął. 

W chwili wybicia północy. Nastał 1. września 1939 roku.

Obudził go huk. Polak natychmiast podniósł się do pozycji siedzącej, całkowicie się wybudzając. Spojrzał za okno. Słońce ledwie wychodziło zza chmur, wszędzie było jeszcze ciemno. Mimo to, walenie w drzwi było coraz głośniejsze. Łukasiewicz słusznie uznał, że jeżeli sam jemu, jej, lub im nie otworzy, zrobią to sami.

Z sercem w gardle podniósł się na równe nogi, ubrany jedynie w szarą koszulkę na ramiączka i czerwone bokserki szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi. Jednak gdy tylko spojrzał przez wizjer, poczuł uścisk w żołądku, zaciskając mocniej dłoń na klamce. 

Gębę tego szwaba pozna wszędzie. Widząc go u progu swego domu wiedział, że będzie źle. Nie zdążył jednak oddalić się po swoją broń, gdy personifikacja niemiecka wyważyła drzwi.

Feliks nie należał do tchórzy. Tak samo i teraz, nie okazywał strachu, chociaż go czuł. Odwrócił się błyskawicznie, patrząc na niebieskookiego z pogardą.

Przy Ludwigu na co dzień wypadał słabo, jednak tej nocy wyglądało to jeszcze bardziej żałośnie. Niemiec nie dość, że wyższy i bardziej umięśniony, tak ubrany był w mundur, a w dłoniach dzierżył karabin. Patrzył na Polaka bez wyrazu, jakby nic, a nic do niego nie czuł.

- Masz ostatnią okazję na decyzję Polen. - powiedział Beilschmidt.

Feliks doskonale wiedział o czym mówił. Chodziło o Gdańsk. Jedno z najpiękniejszych nadmorskich miast, które wcześniej zdążyło już dławić się własną krwią. Nie było mowy. Polak wiedział, że prędzej odda własne życie, niż swoje ziemie.

- Wyjdź stąd. - oświadczył, unosząc dumnie głowę.

Niemiec zamknął za sobą drzwi, zbliżając się do niego powoli. Polska cofnął się kilka kroków, wciąż posyłając swojemu wrogowi mordercze spojrzenie. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że niebieskie oczy Ludwiga przeszywały go na wyrost.

- Ostrzegałem cię.

Po tych słowach, bez ostrzeżenia złapał go za szyję, uderzając nim o ścianę. Feliks zakrztusił się, łapiąc za dłonie Niemca, starając się oswobodzić. Nic to jednak nie dawało. Ludwig uderzył nim jeszcze trzy razy, po czym puścił, by ten opadł na ziemię.

Braciszku?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz