Opowieść Akinoriego

16 6 10
                                    

Odwracam się żeby ruszyć dalej i...

I  nagle coś się na mnie rzuca.
I tu się ten sen, a raczej koszmar urywa. Ostatnio ciągle mi się sni to samo. Ale nigdy nie rozgryzłam, co się wtedy na mnie rzuciło.  Obudziłam się z krzykiem. Spojrzałam na telefon. Była dopiero 23:01.

- Co dopiero? -zapytałam sama siebie
Wtedy sobie wszystko przypomnialam. No tak! Przecież miałyśmy przyjść w nocy do tej świątyni.
-Ej! Dziewczyny! Wstawajcie!
-Co się stało Rose? Przecież jeszcze jest noc.-powiedziała zaspanym głosem Lily
-Przecież miałyśmy iść...-nie zdążyłam dokończyć, bo przerwała mi Jessie.
-No tak! Choćmy do tego staruszka, co gada jak Yodya ze Star Wars!

Cicho zachichotałam. Jessie zawsze umie poprawić nastrój swoją gadaniną.

Szybko się ubrałyśmy w jakieś wygodne ciuchy, bo przynajmniej dla mnie wyraz "szkolenie" oznacza wysiłek fizyczny. Tak w ogóle to ja nie wiem jak to się stało, że my...a raczej ja tak po prostu zaufałam temu staruszkowi. Nie należę do osób, które tak szybko obdarzają innych zaufaniem. Może on rzucił na mnie jakieś zaklęcie? Rose!!! Opanuj się!!! O czym ja myślę? Przecież magia nie istnieje. To w takim razie, dlaczego i po co ja idę do tej świątyni? Mam mętlik w głowie. Pocichu wymknęłyśmy się z naszego pensjonatu. To było dziwne. Nikt nas nie zauważył. Nikogo także nie spotkałyśmy po drodze.

Ostatnio jak Jessie próbowała się wymknąć, nie wiadomo z jakiego powodu (poprostu miała taką ochotę) z pensjonatu, to ledwo, co wyszła z pokoju, a już została przyłapana. Miałam dziwne wrażenie, że to czyjaś sprawka. A co jeśli to ten staruszek zrobił, żeby ułatwić nam ucieczkę? Ja mam czasami dziwne pomysły, ale często mam wrażenie, że one mogą być prawdziwe. Bo niby jak on to miał by zrobić? Jestem ciekawa, co my tam będziemy robić na tym "szkoleniu". I w ogóle kim jest ten staruszek, jeśliby umiał czarować?
Z zamyślenia wyrwała mnie Alison.
-Rose. Co się z Tobą dzieje? Przez całą drogę szłaś jakbyś była robotem lub jakby ktoś włączył ci GPS' a, przez co wiedziałaś gdzie masz iść i ani razu się nie potknęłaś, choć cały czas patrzyłaś w niebo.

Taaaaa. Alison potrafi mieć dość dziwne teorie. Zdołałam wydusić z siebie tylko jedno, zato długie:
-Eeeeeeeeeeeeeeyyyyyyyyyy
-Rose, wszystko okej?- zapytała zaniepokojona Kate.
-Tak-odpowiedziałam odzyskując głos- Jesteśmy już na miejscu?
-Tak, to znaczy prawie. Zostało nam tylko wejść po tych schodach- powiedziała jak zwykle z uśmiechem Jessie
Ale tylko ona stała uśmiechnięta, bo gdy zobaczyłyśmy te schody i przypomniałyśmy sobie ostatnią wspinaczkę po nich, to odrazu zrzedły nam miny.

Kiedy wdrapałyśmy się na górę, od razu drzwi się otworzyły. Pierwsze co, a raczej kogo zobaczyłyśmy był Akinori. Ruchem ręki zaprosił nas do środka.
-W końcu jesteście- zwrócił się do nas Akinori, gdy tylko weszłyśmy do środka- już myślałem, że się nie zjawicie.
-Dlaczego niby miały byśmy nie przyjść? -zapytała Lily, ale nie uzyskała odpowiedzi.
-Dobrze-zaczął Akinori- zaraz zaczniemy wasze szkolenie, tylko najpierw pozwólcie ze mną.

Posłusznie poszłyśmy za nim. Po krótkiej "przechadce" po świątyni doszliśmy do celu. Stanęliśmy przed...ŚCIANĄ?!
Na serio chciał pokazać nam ścianę?! Zaczynam się go trochę bać. Akinori pociągnął za pochodnie... to znaczy za takie coś dzięki któremu pochodnia trzyma się ściany. Po chwili ściana otworzyła się, a my weszliśmy do środka. Ja szłam ostatnia, więc ledwo co przestąpiłam próg, drzwi z chukiem zamknęły się za mną. Było tu strasznie ciemno, lecz po chwili zapaliły się pochodnie. To było trochę dziwne, bo zapaliły się same. Znajdowaliśmy się w wielkiej sali. Było tu dużo sprzętów do ćwiczenia, do uprawiania jogi i jeszcze inne rzeczy, które nie wiem do czego służyły.
-Gdzie jesteśmy? - zapytała Lily
-To jest sala gdzie będziecie ćwiczyły- powiedział Akinori-ale zanim zaczniemy wszystko wam wyjaśnię, żeby nie było żadnych nieporozumień. Tylko proszę nie przerywajcie mi. Pytania zostawcie na koniec. To będzie długa opowieść... Ale nie stójcie tak, chodźcie usiądźcie.

Spokojnie usiadłyśmy w kole. Nie odzywałyśmy się. Dziewczyny zapewne podobnie jak ja były zdezorientowane i onieśmielone. Nawet Jessie się nie odzywała, a to coś dziwnego.

-A więc- zaczął Akinori.  Zachichotałam, w szkole nauczycielka tyle razy mi wypominała, że nie zaczynamy zdania od "a więc" że sama zaczęłam to innym wypominać. Miałam ochotę mu o tym powiedzieć,  ale powstrzymałam się- jak już wiecie zostałyście wybrane na następczynie dawnych władców żywiołów, a to może oznaczać tylko jedno, zło powróciło.-tu zrobił krótką pauze, po czym kontynuował- Pamiętacie tą historię, którą wam opowiadałem jak przyszliscie z klasą do świątyni?-na potwierdzenie kiwnęłyśmy głowami- Toteż to nie do końca prawda... Znaczy całą prawdę znają nieliczni, w tym ja, ale postanowiliśmy ją zataić. Cała prawda nie zawsze jest przeznaczona dla wszystkich, niektórzy mogliby te informacje wykorzystać, przeciwko nam.-tu Akinori znowu przerwał, widać było, że myśli nad tym, co nam teraz powiedzieć- W opowieści było powiedziane, że było pięciu braci, którzy władali nad żywiołami i wszyscy się po zabijali. Tak naprawdę to jest jedna wielka bzdura-tu Akinori zaśmiał się cicho- W rzeczywistości to było dziesięciu braci Sarot, Tonor, Ziwal, Kirios i Suwer, a do tego Weryt, który władał nad błyskawicami i jego brat bliźniak-Duor, który władał nad piorunami, Rezot-władca ziemi, Liowyr-władca ciemności i najpotężniejszy- Garys, który władał nad śmiercią. Bracia byli podzieleni, część z nich- Ziwal, Kirios, Suwer, Sarot chcieli jedynie pokoju na świecie i wszystkiego co najlepsze dla innych, gdyż byli to badzo dobrzy ludzie. Za to Tonor, Weryt, Liowyr, Rezot, Duor i Garys pragnęli władzy i to ta chęć ich zaślepiła. Jedyną prawdą w tej opowieści było to, że wszyscy nawzajem się po zabijali. Jednakże nie zrobili tego za pomocą śmiercionośnej broni. Tonor, Weryt, Liowyr, Rezot, Duor i Garys założyli tymczasowy sojusz, żeby prościej było pokonać resztę. Pozostali bracia także założyli sojusz. Wiedzieli, że mają nikłe szanse na wygraną, ale nie chcieli się poddać. Garys, który był szefem tych złych, wyzwał na pojedynek Kiriosa-szefa tych dobrych. Pojedynek miał odbyć się za tydzień, do tego czasu trwały przygotowania. Przez cały czas ojciec braci- Amador wspierał Kiriosa, Suwera, Ziwala i Sarota,  którym dawał broń i różne inne potrzebne rzeczy do walki. Przez co zyskał nienawiść reszty braci. Na trzy dni przed pojedynkiem Kiriosa doszły słuchy o niespodziewanej smierci ich ojca. Wszystkich ta wiadomość ogromnie zasmuciła. W przed dzień bitwy zjawił się w pałacu, w którym przebywali Sarot, Kirios, Suwer i Ziwal, Tonor prosząc o przebaczenie, tłumacząc, że dopiero wtedy, kiedy na jego oczach Garys zabijał ich ojca, uświadomił sobie o ogromie zła jaki wyrządzili. Żeby odkupić swoje winy musiał wyjawić im plan wrogów i wziąść udział w bitwie przeciw swoim dawnym sprzymierzeńcom.
Nie będę wam opowiadać jak przebiegła ta bitwa, bo by nam nocy nie starczyło, ale wiedzcie, że była to jedna z  najwiekszych bitew w histori świata. Na szczęście udało się pokonać Garysa i jego sprzymierzeńców, bo nie można by było nazwać ich "przyjaciółmi". Choć zapewne nie udało by się to gdyby Tonor nie dostał "olśnienia". Po bitwie, która trwała trzy dni. odbyły się pogrzeby poległych.  Zapomniałem wam wspomnieć, że z tej bitwy niestety nie wszyscy wyszli cało. Na polu bitwy poległ Ziwal, a Suwer odniósł wiele ran i umarł parę dni potem. Bracia, którzy przeżyli, Kirios, Tonor i Sarot zebrali wszyskie medaliony... A no tak! Zapomniałem także wam powiedzieć, że każdy z braci miał medalion, który dawał mu moc. Choć to medalion wybiera właściciela to każdy może nim władać, tylko że wybrańcy mają większą moc. Jak już mówiłem Kirios, Tonor i Sarot zabrali medaliony i ukryli je tak, aby ich nikt nie znalazł. Jednakże zanim to zrobili, użyli wszystkich amuletów, żeby naprawić szkody bitewne. Wraz z amuletami swoich braci ukryli także swoje własne amulety, żeby już nigdy nikogo nie pokusiło, aby za ich pośrednictwem zdobyć władzę. Dla większego bezpieczeństwa każdy amulet schowali w innym miejscu. Nam udało odnaleźć tylko pięć, dlatego historia została zmieniona, żeby mieć pewność, że nikt nie zacznie szukać pozostałych. No tak po krótce to wyglądało. Jakieś pytania?

<><><><><><><><><>
Powracam!!!
Strasznie was przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Nie mam żadnego wytłumaczenia... po prostu mi się nie chciało. Wybaczcie, że na końcu pisałam bardzo zwięźle, ale koniecznie chciałam dodać już rozdział, który pisałam od miesiąca. Jak narazie to mój najdłuższy rozdział. Bez notatki ma 1297 słów. Jak na mnie to bardzo dużo. Choć zapewne dla innych mało. Według mnie rozdział nawet wyszedł. Nie wiem kiedy będzie następny rozdział, bo wyjeżdżam znowu na... nawet nie wiem na ile i nie będę mogła pisać. :-(

Do następnego!!!

My AdventureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz