Rozdział: Błękitny świat

20 2 3
                                    

      

  Uczucie spadania towarzyszyło mi tak długo, że gdy w końcu zbliżaliśmy się ku lądowaniu. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Świadoma upadku, wtuliłam się mocniej plecami, w tors nieznajomego. Mruknął coś pod nosem, wydając się raczej niezadowolony, jednak nie miałam najmniejszej ochoty się tym teraz przejmować. Chciałam zamknąć oczy, lecz nie byłam w stanie zapanować nad samą sobą, to też załzawionymi gałkami, wpatrywałam się w coraz to szybciej zbliżające się do nas podłoże. Zaczerpnęłam głęboko powietrza, w obawie, że to będzie mój ostatni raz. Wczepiłam się dłońmi w ramiona, które mnie oplatały. Wbijając - za pewne boleśnie - paznokcie w skórę mężczyzny. Uczucie paniki rosło z każdą chwilą, już miałam po raz kolejny wsiąść głęboki wdech, tym razem by zacząć krzyczeć jak rozhisteryzowana nastolatka, gdy nagle wszystko się zatrzymało. Wysokie gąszcza znajdowały się idealnie przed moim nosem, zachwycając błękitną barwą. Lewitowałam, dobre dwa metry nad ziemią!

Mężczyzna, zwinnie wywinął się z mojego uścisku. Przeraziło mnie, z jaką łatwością znalazł się tuż pode mną, spoglądając na mnie z tajemniczym błyskiem w oczach. Dopiero teraz mogłam się mu przyjrzeć i zaskoczył mnie fakt, jak wielce intensywny jest kolor jego oczu. Tuż przy źrenicach mieniły się głęboką zielenią, jednak im dalej od źrenic, tym bardziej barwą przypominały błękit wzburzonego morza. Dopiero przy dokładnym przypatrzeniu się doszłam do wniosku, iż niebieska barwa w niewielkim stopniu wpada w ciemny fiolet, co wydało mi się niezmiernie zachwycające. Miał wysokie kości policzkowe, których aż mu pozazdrościłam. Jego ciemne włosy, ciut przydługawe wpadały mu na twarz. Cały jego wygląd kłócił się z aroganckim uśmieszkiem, widniejącym na jego twarzy.

- Rozumiem, że masz teraz zamiar trzymać nas tak w powietrzu bez końca? Pomyśleć, że to ja sądziłam, iż nie mam żadnych ciekawych zajęć.

- Ależ skąd. - raczej nie trafił mi się ciekawy kolega do rozmów, gdyż mój towarzysz, szybko okazał się znudzony moją osobą. Po chwili stanął na ziemi, nie przejmując się ani trochę mną. Zaczął powoli poruszać się w tylko sobie znanym kierunku, co sprawiło, iż momentalnie spłynęło na mnie uczucie paniki. Oddalał się coraz bardziej, tracąc mną całe zainteresowanie.

- Ej! To po to mnie porywałeś, żeby teraz zostawić wiszącą w powietrzu?! - krzyczałam za nim, lecz okazał się obojętny na moje słowa. - Może chociaż opuść mnie na ziemie! Zatrzymaj się! Mam robić za latającą przynętę na potwory?! Chcesz zostawić mnie tu samą?!

- Jeśli nie zamkniesz jadaczki, to nie będziesz musiała się przejmować brakiem towarzystwa.- odpowiedział spokojnie, nawet nie odwracając się za siebie. Panika ustąpiła miejscu irytacji.

- Masz mnie natychmiast opuścić, na ziemie! - okazało się, że spełnienie mojej prośby było łatwiejsze, niż z góry zakładałam. Z głuchym łoskotem upadłam na twardą glebę. Jeśli to, co teraz czułam, nie było szokiem, to nie wiem, czym mogłoby być. Mój porywacz okazał się większym chamem, niż mogłam się tego spodziewać, tak więc ruszył przed siebie, nie zaszczycając mnie swoim spojrzeniem. Zawahałam się, nie będąc pewną co mam zrobić dalej. Miałam dziwną świadomość, że gdybym udała się za nim, okazałabym się w pewien sposób przegrana. Potrząsnęłam głową, tak jakby dzięki temu ta myśl miała opuścić mój umysł.


- Idziesz? - krzyknął w moim kierunku, przedzierając się przez gąszcze w międzyczasie. Nie odwrócił się w moim kierunku, by spojrzeć, czy w ogóle nadal tam stoję. Prychnęłam pod nosem, jednak okazało się, że musiał on mieć niesamowicie wyostrzone zmysły, gdyż po chwili dodał. - Jak chcesz, tylko uwierz mi na słowo, nie dasz rady przeżyć w tym świecie, nawet kilku godzin. - gdyby moje ego było formą cielesną, leżałoby teraz na ziemi, zwijając się z bólu. Te słowa sprawiły, iż moja dotychczasowa irytacja, przemieniła się w prawdziwą złość. Krzyżując ramiona na piersi, zrobiłam krok w tył, i ruszyłam w przeciwnym kierunku. Panu Pięknemu nawet nie przeszło na myśl, że w tym momencie warto by było po mnie pójść, zatrzymać, czy cokolwiek z tych rzeczy! To on jest porywaczem, a nawet ja wiedziałam, że jak już kogoś uprowadzisz, to warto by było pilnować własną zdobycz.

Mój plan był prosty, iść przed siebie, i nie zatrzymywać się puki on nie będzie chciał mnie powstrzymać. Następnie okażę wobec niego łaskę i udam się z nim, po czym wymuszę na nim odstawienie mnie do domu. Rozejrzałam się dookoła, wszytko w zasięgu mojego wzroku mieniło się różnorakimi odcieniami błękitu, który gdzieniegdzie przeistaczał się w fiolet. Dotknęłam dłonią masywnego mocno niebieskiego liścia, który gdyby nie nietypowy kolor, przypominałby liść palmowy, co powiedział do niedawna Pan Piękny? "Nie przeżyjesz w tym świecie, dłużej niż kilka godzin." Jednak w mojej głowie pobrzmiewało tylko jedno pytanie, mianowicie cóż to jest za świat? Czy to możliwe, bym znalazła się z dala od mojego domu?

Oczywiście, że tak głupia! Przecież w twoim małym miasteczku nigdzie nie ma niebieskich roślin i dziwnych zaburzeń grawitacyjnych!

Nie pozostało mi nic innego jak dalsze parcie naprzód, przez kolorowe gąszcza. Miejsce to przypominało las, w każdym lesie powinny być jakieś ścieżki, prawda? Nawet jeśli to jakiś las nie z innego świata. Ja wyznaje zasadę lasu numer jeden, ścieżka musi być.

Tak więc z głupią nadzieją, że dam sobie radę sama, ruszyłam przed siebie. Gdzieś przecież muszę dojść.  

Podwójnie UrodzonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz