Starałam się nie myśleć, nad tym jak bardzo żenujące, wydawało się teraz moje życie. Szłam przez las boso, w cienkiej piżamce i rozczochranych włosach. Mój strój krzyczał "Błagam zgwałćcie mnie w tym przeklętym borze, po czym zabijcie mnie i dajcie moje ciało na pożarcie wilkom!". Tym rozmyślaniem tylko dodałam sobie więcej trosk, gdyż nagle naszła mnie wizja biednej mnie pożeranej przez krwiożercze bestie. Nie mówię już nawet o wilkach, co jeśli w tym innym świecie mieszkają stworzenia, które chętnie pozbawiły by mnie życia? Nie jestem do niego zbytnio przywiązana, jednak chyba miałam inną wizję śmierci.
Po raz kolejny rozejrzałam się do okoła. Otoczenie było piękne, zapierało dech w piersiach, jednak z doświadczenia wiedziałam, iż nie wszystko co na pierwszy rzut oka, wydaje nam się bezpiecznym i przyjaznym miejscem, może w rzeczywistości być zgodne z naszymi odczuciami. Szelest dobiegają z nie daleka, wyrwał mnie z rozmyślań. Najwyraźniej zbyt długo, było tu spokojnie.
Rozejrzałam sie po raz kolejny do okoła, obliczając w myślach jak wielką mam szansę ucieczki. Wręcz jeknęłam, zdjąć sobie sprawę, że najwyraźniej już po mnie. Postanowiłam się uspokoić.
Delilah nic ci nie będzie, może to ten porywacz, postanowił się nad tobą zlitować.
Lecz było to tak nie prawdopodobne, że nie robiłam sobie więcej złudnych nadziei. Po lesie rozprzestrzenił się dziki krzyk, który odbił się echem od konar drzew, przypominał raczej dźwięk wojenny. Spięłam się, a w następnym momencie, biegłam tak chętnie jak jeszcze nigdy. Poszłam w ślad dziwnych zwierząt, które również zebrały się do ucieczki. Moje bose stopy uderzały o nierówne podłoże, pozwalając by wbijały się w nie igły i inne drobne rzeczy leżące na beżowej ściółce. Biegłam tak sybko jak tylko mogłam, jednak okazało się, że moje dotychczasowe uciekanie z lekcji w-fu, okazało się odbijać na mnie teraz. Po kilku minutach sprintu, czułam się jakbym miała wypluć własne płuca, mimo tego biegłam dalej nie zatrzymując się. Moje kroki z każdą chwilą, były coraz wolnejsze, więc zaczełam rozglądać się za jakąs kryjówką. Gdy tylko dostrzegłam ciemno granatowy konar drzewa, postanowiłam schować się w jego czeluściach. Skuliłam się w jego korzeniach, chowając się za popenkaną korą. Szybki oddech nie chciał się uspokoić, za co przeklinałam siebie w duchu. Schowałam twarz w dłoniach. Nie wiem, co jest bardziej przerażające ten bieg, czy może jednak prawdopodobieńswto zjedzenia mnie przez potwora.
Zaczęła otaczać mnie cisza. Na powrót oddychałam normalnie, jednak dziwne przeczucie, że nie powinnam jeszcze wychodzić z swojej kryjówki, nie dawało o sobie zapomnieć. Siedziałam więc cicho nasłuchując. Zdążyłam odrętwieć, co oznaczało, że jeśli chodzi o dalszy bieg, to nie miałam szans. Mój słuch na jedną chwilę, wydał się tak dokładnieszy niż zwykle, zdałam sobie sprawe, że ktoś się do mnie zbliża, choć kroki tego przybysza były niczym ciche smagnięcie stóp o podłoże. To krótkie wrażenie zniknęło, niemal tak szybko jak się pojawiło. Wstrzymałam oddech, po raz kolejny wytęrzając słuch. Wszytko wydawało się być w porządku, jednak dziwne wrażenie, że zaraz coś się wydarzy nadal mnie dręczyło.
- Bu.- przestraszona uderzyłam plecami o ściany drzewa, w którym się chowałam, mój donośny krzyk, najprawopodobniej spłoszył większość zwierząt, jeśli już wcześniej nie zwiały. Uderzyłam pięścią na oślep w przód, jednak w nic nie trafiłam zamiast tego usłyszałam cichy śmiech. Otworzyłam szerzej oczy, widząc głowe... kobiety? Cóż byłą to postaćć na pewno płci żeńskiej. Jej głowa zwisała do góry nogami, napawając się widokiem przestraszonej mnie. Spoglądała na mnie z błyskiem w dużych zielonych oczach, wydawała się niesamowicie rozbawiona. - Wyłaź stamtąd mały ludku.- jej głowa zniknęła, zapewne spowrotem wspięła się na pień. Zaciekawiona tym co miało się dalej wydarzyć, wychyliłam głowę i niemal od razu poczułam czubek ostrza wbijający się w mój kark. - Nie słyszałaś? Nie każ mi się powtarzać, nie znosze tego. - wesołość i beztroskość momentalnie zniknęła, a w jej głosie pojawił się chłód i niesamowite opanowanie. Powoli podniosłam się z klęczek, bojąc się, że chociażby najmniejszy ruch może zaszkodzić nie tylko mojemu życiu, ale również włosą, które mogą zostać ściente przez psycopatkę z nożem.
Moje odrętwienie w nogach dało o sobie znać. Powoli niemal ślamazarnie wychodziłam z kryjówki, nie obracając się za siebie, by pozanć mine napastniczki.
- Dobrze. - mruknęła z udawaną aprobatą. Okrązyła moje ciało stając przede mną, dopiero teraz mogłam dostrzec dokładnie jej wygląd. Była raczej drobnej budowy, na pewno niższa ode mnie, co jedynie nadawało tej sytuacji zabawnego charakteru. Jej skóra miała blękitną barwe, wręcz lśniła w blasku słońca. Włosy niemal białe, zaczesała do tyłu w wysoką kitę, która musiała mocno obijać o jej plecy przy biegu. Pozazdrościłam jej figury niemal od razu. Nie miała długich nóg modelki, rodem z Victoria Secrets, jednak były niesamowicie zgrabne, i chyba nawet lekko umięsnione, czego nie mogłam być pewna na sto prosent, gdyż miała na sobie spodnie, które ciasno opinały się na jej szerokich biodrach. Miała iście kobiece ksztaty. Gdyby żyła w moim świecie dałabym jej jakieś dziewietnaście, może dwadzieścia lat, jednak nie mogłam być pewna jak tutaj liczy się czas. Spojrzałam ponownie na jej twarz, miała ładne kości policzkowe, nie wystawały za bardzo, jedynie w subtelny dla jej urody sposób dawały o sobie znać. Choć cała jej postawa, krzyczała ''Jestem wojowniczką!", to jej ciało temu przeczyło. Była zbyt piękna, by ktoś mógł sądzić, że okaże się niebezpieczna. Zapewne i to wykorzystywała w walce. Jednak tym co najbardziej zaskakiwało w jej wyglądzie, nie był nawet sam fioletowy ogon, a szpiczaste uszy, powiedziałabym, że wyglądają na uszy elfa, jednak one w przeciweiństwie do elfich, opadały w dół, czubkami niemal zachaczając o ramiona. W oczy rzucały się również stopy dziewczyny, a raczej brak obówia na stopach. Zastanawiałam się jak to możliwe, iż dała radę tak cicho się przemieszczać, a do tego w tak szybkim tempie, bez botów?
Dziwna istota, spojrzała na mnie najwidoczniej powoli się nudząc, moim brakiem inycjatywy w rozmowie.
- Nie masz zamiaru uciekać? - spytała niby obojętnie, mimo wszystko w jej głosie dałam radę usłyszeć nutkę zdziwienia, a może zaciekawienia?
- Zakładam, że i tak mnie złapiesz. - nie wiedziałam, co obie miałyśmy niby osiągnąc tą rozmową. Prawda była taka, że nawet przez myśl mi nie przeszło, iż powinnam była uciekać. Nie chodzi mi już nawet o to, że moje zakrwawione stopy daleko by mnie nie zabrały, a również o fakt, że nie spodziewałąm się ataku ze strony nieznajomej.
Jasne, przecież ona jedynie grozi ci bronią, na pewno nie jest niebezpiecznym człowiekiem.
- Słyszna odpowiedź. - wyciągnęła kolejne ostrze z pochwy przy pasku, które tak samo jak poprzednie, było długości mojego przedramienia. Zawirowała oboma nożami w dłoniach, spoglądając na mnie z satysfakcją, dostrzegając u mnie szok przemieszany ze strachem, niemal odbijający się na mojej twarzy.
Cofam wszytko! Może się jednak okazać, że jest niebezpieczna!
CZYTASZ
Podwójnie Urodzony
RomancePowieść rozpoczyna się natychmiastowym wprowadzeniem w akcję, którą otwiera rozdział ,, Światła gasną". Pozwolę sobie, podarować Ci tę oto namiastkę: ,,Światło, którego jedynym źródłem - nie wliczając srebrnego globusa - były świece, które zgasły n...