Rozdział II

1.5K 109 24
                                    

Zamek w Podhorcach, lipiec 1651 roku

Trzy dni.
Tyle trwała bitwa pod Beresteczkiem. Tyle czasu była w nieustannym ruchu. Nie mogła sobie nawet przypomnieć, czy w ogóle zmrużyła oczy. Jeszcze teraz emocje w niej dogasały, jak żarzący się ostatkami sił płomień...

Wiedziała jedno: pragnęła poświęcić się dla Ojczyzny. Uczyniła to, choć z niemałym wysiłkiem. Przecież jakoś trzeba było ukryć swoją płeć, zdobyć uzbrojenie, zostawić rodzinny majątek, do tego jeszcze licząc, że w tamtych trudnych i niespokojnych czasach służba nagle nie postanowi się zbuntować przeciwko swoim panom...

Zbroję i kopię husarską sprzedał jej parobkowi pewien dezerter z husarii, nie zapytawszy się nawet, na co one jego panu (bo przecie biedny chłopina nie mógł wyrzec, iż przysłała go niewiasta). Najwyraźniej musiało mu bardzo zależeć na szybkim ukryciu swojej zdrady.

Z jej kobiecością było nieco trudniej.

Piersi przewiązała opaską, tak mocno, że ją długo bolały, dopóki się nie przyzwyczaiła. Choć, z drugiej strony, lepszy taki ból niż ten, który mogłaby odczuwać w trakcie jazdy, gdyby tego nie zrobiła...

Włosy kazała młodziutkiej służce spleść w warkocz, a następnie przypiąć go spinkami dookoła jej głowy, aż zaczął przypominać coś na kształt korony. Później żałowała tylko, że nie kazała przypiąć go mocniej, wtedy nie rozpadłby się wraz z chwilą, gdy jej szyszak został odrzucony do tyłu przez strzał jakiegoś Zaporożca.

Siedząc w samotności, wspominała ten gorący, pulsujący w jej żyłach gniew. Ten szum krwi w uszach, ten wiatr we włosach i tętent kopyt, ten zastrzyk euforii, kiedy zadawała wrogom śmiertelne ciosy...

Czy tamto wtedy... czy to nadal byłam ja? - pytała samą siebie w myślach.

Gdy wspominała tamte dni, czasem czuła jakoby, że te wspomnienia wcale nie należały do niej, lecz do kogoś zupełnie innego. Zupełnie jakby to nie ona sama, ale ktoś inny przejął kontrolę nad jej ciałem i pokierował jej ruchami, a potem zostawił ją z nikłymi wspomnieniami. W tamtej chwili, kiedy siedziała w samotności, zdawały się być tylko relacją zasłyszaną od członka rodziny, a nie własnymi przeżyciami.
Albo jakby na jakiś czas stała się kimś zupełnie innym... może... mężczyzną?

Zaśmiała się cicho pod nosem. Nie, to niemożliwe, tak długo jak Pan rządził w Niebiosach, a zło wszelakie władało ogniami piekielnymi, tak długo jej marzenie mogło pozostać tylko marzeniem.

A szkoda! – pomyślała.

Jakże łatwe, jakże odmienne od tego, które w tamtym czasie prowadziła, mogło być jej życie!

Odkąd trafiła do swojej komnaty, to jest, swojego więzienia, zaczęła przeklinać swoją kobiecość, swoją słabość, to, że na nic jej nie pozwalano i wszystko inne, co z tej kobiecości wynikało, a niezwykle utrudniało jej życie.
Czyli prawie wszystko.

Do ataków wściekłości doprowadzał ją również fakt, że do tej pory jej życie w rodzinnej posiadłości wyglądało niemalże tak samo, jak wyglądało przed wojną.
Służba codziennie przychodziła, by najpierw zbudzić ją z łóżka (choć najczęściej była już wtedy obudzona), później pomóc jej w porannej toalecie, odzieniu się i ułożeniu włosów. Dostawała również posiłek, tak, jak dawniej. Miała także czas dla siebie, mogła czytać, korespondować listownie z innymi szlachetnie urodzonymi pannami, przez okno oglądać ich mały kawałek Bożego świata...

Tylko poza własną komnatę wychodzić jej nie było wolno.
Z tego też powodu przez większość czasu czuła się jak śliczny kanareczek w złotej, ale jednak nadal, klatce.

Into the wild steppes | "Ogniem i mieczem" fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz