Rozdział 3

56 6 0
                                    

Podczas gry w koszykówkę ból w kolanie dawał mi się wyjątkowo we znaki, niestety połowę meczu musiałam przesiedzieć na ławce rezerwowych. Dla urozmaicenia tego bardzo nudnego meczu słuchałam odgłosów odbijającej się piłki, czasem słychać było gwizdek i piskliwe głosy plotkujących trzecioklasistek. Jak one mogą?! Z każdą minutą ich dyskusja o najładniejszej dupie w całej szkole stawała się coraz bardziej ekscytująca i coraz głośniejsza. Gdy już miałam się do nich odezwać, przerwał mi Alan, który zobaczył że siedzę samotnie na ławce i bezradnie naciągnam opaskę na prawe kolano. Podszedł do mnie ze swoim uroczym uśmieszkiem i pomógł mi ją założyć. Nagle się odezwał :

-Hej - zarumieniłam się - Bardzo boli?

Widziałam że bardzo się o mnie martwi, nawet pomimo tego, że była to tylko nieznaczna kontuzja. Gdy patrzyłam głębiej w jego jasne oczy, widziałam strach, przygnębienie, ale nie umiałam odgadnąć dlaczego. Może czegoś się obawia? Przed czymś ucieka?

-Nie - odpowiedziałam zaciskając zęby.

-Chodź, pójdziemy do pielęgniarki - powiedział.

Nie protestowałam, chwycił mnie za talię i pewnie prowadził do gabinetu. Z każdej klasy dochodził głos nauczyciela i odpowiadających przy tablicy uczniów. Mocno oświetlone południowym słońcem korytarze były całkowicie puste - staliśmy tam tylko my.

Gdy chciałam wejść po schodach na drugie piętro, pojawił się problem - nie mogłam bezboleśnie ruszyć kolanem. Alan (nie pytając nawet o zgodę) chwycił mnie i niósł na rękach przez resztę drogi. Był bardzo wysportowwny i taki wysiłek nie sprawił mu żadnego kłopotu.

Stanęliśmy przed gabinetem i zapukałam pierwszy raz, drugi, potem trzeci. Zero odpowiedzi i jakiejkolwiek reakcji. W końcu Alan nacisnął klamkę i spotkał się z oporem, drzwi były zamknięte. Popatrzyliśmy po sobie, potem przenieslismy wzrok na tablicę informacyjną z ogłoszeniem:

"W dniu 16.05.2017r gabinet będzie nieczynny z powodów prywatnych osoby prowadzącej"

- No to pięknie - zaczęłam wzdychać - nie mogę zerwać się ze szkoły i iść do domu, prawda?

-Teoretycznie nie - tłumaczył - Ale!

-Ale?

-Ale masz mnie - puścił oczko - I wymkniemy się stąd niepostrzeżenie niczym różowi ninja!

W tym momencie wykonał salto w tył i stanął pewnie na nogach. Jako mój najlepszy przyjaciel (niestety tylko przyjaciel) znał mnie lepiej niż ja samą siebie. W nim, w środku, siedziało jeszcze małe dziecko, grające na PSP, bawiące się w berka i udające wspomniane ninja. Bardzo mi to imponowało, że pomomo jego wieku, umie wciąż być dzieckiem.

- To co? -spojrzał pytającym wzrokiem - Jedziemy do ciebie?

-Jasne - Rzuciłam i niezważając na mój ból w kolanie puściłam się pędem przez korytarze do szatni.

32 Marzenia niemożliwe do spełnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz