Rozdział 7

24 5 0
                                    

"No to pięknie..."

Trzy kroki przede mną stała Melisa, a raczej coś, co ją przypominało. Ta dziewczyna miała krótkie włosy o postrzępionych końcach sięgających za ucho. Teraz przypominały bardziej rozwichrzoną, końską grzywę niż długie i zawsze uczesane loki które zapamiętałam. W uszach widniały dwa tunele, a smukły nos przeszywał kolczyk. Miała na sobie swoje stare, znoszone spodnie, wulgarnie wycięty czarny top i plecak opuszczony na jedno ramię. Z jej glanów wystawały ćwieki, a plecak obwiązany był czerwoną bandaną. Zdziwiona przyjrzałam się nadgarstkom Mel...widniały na nich cienkie blizny.

"Czy ona się okalecza? Nie poznaję jej..."

Opuściła ręce na biodra i podeszła bliżej. Usłyszałam ten sam melodyjny głos:

-Długo jeszcze będziesz mnie taksować wzrokiem, czy w końcu się przywitasz?

Na moją twarz wrócił uśmiech, może zmieniła się tylko z wyglądu, a w środku jest nadal tą samą pomocną dziewczyną? Przytuliłam Melisę a w moje nozdrza uderzył nieprzyjemny zapach papierosów i wódki. Dostrzegłam wystający z plecaka kastet.

"Uspokój się Alice, to twoja przyjaciółka. Nic ci nie zrobi...na pewno"

Czułam jak bicie mojego serca przypiesza i wdziera się do skroni. Cała okolica była bardzo ustronna i często nie było tak zupełnie nikogo. Ogródki działkowe otoczone były tylko gęstwiną pól uprawnych i laskiem. Nie było łatwo tu trafić, a co dopiero szybko stąd zniknąć. Sama z trudem odtworzyłam drogę jak tu przyszłam i nie mogłam sobie jej przypomnieć, co zasiało we mnie kolejne ziarno niepokoju. 

***

Jeden, dwa, wdech. Trzy, cztery wydech. Spod stóp uciekały kamienie, ślizgałam się na trawie w szaleńczym pędzie. Dziękowałam sama sobie, że zabrałam buty idealne do biegania. Starałam się nie zgubić rytmu i miarkować oddech.

"Biegnij Alice, dawaj. Nie może cię złapać"

- Wracaj tu ty mała, podstępna suko! - słyszałam to za plecami od dobrych kilku minut. - Zaraz cię dopadnę!

 Melisa nie dawała za wygraną i przeskakiwała kolejny płotek nad którym ja przeleciałam kilka sekund przed nią. Wiedziałam, że ma bardzo dobrą kondycję, ale że aż tak?! Była tak wściekła, że z ust ściekała jej spieniona ślina. Z przerażeniem oglądałam się do tyłu aby zobaczyć błysk kastetu i blisko 15-sto centymetrowego noża w jej dłoniach. Był to widok który z pewnością będzie mnie prześladował w niejednym koszmarze.

-Zapłacisz za to, że mi go odebrałaś! - wrzeszczała w furii - Upiększę ci tą buźkę i nie będziesz mu się już podobać!

Zaśmiała się chrapliwym śmiechem od którego przeszył mnie dreszcz przerażenia. Przede mną otwierały się wrota ciemnego lasu. Biegłam bo znanej mi ścieżce prosto do domu Alka, który mieścił się za dokładnie dwoma zakrętami. Czułam zapach wilgoci i mchu. Dookoła mnie roztaczały się jedynie drzewa i niewielkie paprocie. Nie miałam już siły patrzeć za siebie, byłam zbyt wyczerpana szaleńczym biegiem. W oddali słyszałam głośne sapanie i przekleństwa rzucane w moim kierunku.

"Odpuściła"

Dalej nie zwalniałam tempa i wyleciałam z lasu na drogę główną łapiąc równowagę w ostatniej chwili. W dali widziałam zarys ciemnego dachu domu Alana. Patrzyłam na moje czarne od błota i ziemii buty odbijające się od chodnika i idealnie kontrastujące z wyczyszczoną kostką brukową. Płuca zaczęły płonąć żywym ogniem a kolano pulsowało bólem. Czułam spływające po plecach i skroniach krople zimnego potu a z pękniętej wargi sączyła się zastygająca krew. Dopadłam furtki prowadzącej na podwórko chłopaka i odwróciłam się po raz ostatni. Za skraju lasu stała Melisa. Miała ręce oparte na kolanach i ciało pochylone do przodu. Patrzyła na mnie świdrującym, przenikającym aż do szpiku kości wzrokiem. Stałam jak zamurowana gdy włożyła nóż między wargi i szaleńczo się uśmiechnęła jednocześnie wyciągając dłoń z kastetem przed siebie. Po chwili odwróciła się i ruszyła wgłąb lasu.

Szybkim ruchem zamknęłam furtkę i ruszyłam ku drzwiom prowadzącym do wnętrza domu. Przycisnęłam dzwonek i kilka sekund później w drzwiach stanął Alek.

-Kochanie co ci się - zaczął zdanie lecz nie dałam mu go dokończyć wpadłam w jego ramiona powoli odzyskując oddech i rozluźniając zdrętwiałe łydki. Trzymał mnie mocno nie dając opaść na podłogę. Na jego twarzy wciąż malowało się zaskoczenie i przerażenie. Staliśmy tak kilka dobrych minut aż mogłam stać bez jego pomocy.

Przeszliśmy do jego pokoju gdzie chłopak pomógł mi się uspokoić. Ze strachu dalej drżałam na całym ciele. Alan siedział obok mnie i mocno przytulał. Czułam jego ciepły oddech na karku i moje dreszcze powoli ustawały.

-Alice - zaczął spokojnym szeptem - Opowiesz mi co się stało?

32 Marzenia niemożliwe do spełnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz