don't try

157 18 3
                                    


     Now days, they're even better, I sleep even deader, I wake up when everyone's gone.

     Tłum krzyczy. Jest teraz jednym, wielkim piskiem, nieoczekiwanym wybuchem, głośnymi fajerwerkami na tle cichego nieba. Wrzaski wypełniają moje uszy i przedzierają się do mózgu, próbując ogłuszyć pustkę i wyrzuty sumienia. Przepędzają je w najmniej uczęszczany zakątek umysłu, skąd wyjdą dopiero wtedy, kiedy zapadnie cisza. Uśmiech wpływa na moje wargi, kiedy łapię za mikrofon i zaczynam poruszać nogą w rytm muzyki. Dopóki ona gra i dopóki setki zebranych pod sceną ludzi krzyczy na mój widok, jestem bezpieczny.

     Zaczynam. Łapię ostatnie oddechy świeżego, niewzburzonego powietrza. Głos, który wibruje w mikrofonie, jest gorzki, ale to zgorzknienie nie przebija się przez hałas, który przylega do mnie, zraszając czoło kropelkami potu. Publika reaguje gorącą euforią wobec słów, przez jakie moje serce wybucha szarym, zimnym pyłem.

     Zaczynam, po raz kolejny. Poprzednim razem się nie udało. Muszę dać sobie jeszcze jedną szansę. Muszę, bo wszyscy właśnie tego ode mnie oczekują. Nie mogę iść zawieść. Nie mogę zawieść ludzi, którzy przyszli tutaj, aby usłyszeć z moich ust historię.

     Just give us a touch and let me down slow, let me know if this is some kind of life.

     Tak mi przykro. Tak mi przykro, że nie byłem dla ciebie wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebowałeś. Tak mi przykro, że nie ma mnie dla ciebie teraz, i że nie będzie mnie dla ciebie już nigdy. Tak mi przykro, że uwierzyłeś w kogoś takiego jak ja. Tak mi przykro, że zgubiłem twoje zaufanie, którego nie dostaniesz z powrotem już nigdy. Tak mi przykro, że od ciebie uciekłem. Tak mi przykro, że nie mogę zrobić niczego, aby to wszystko naprawić; że nie mogę wrócić.

     Czasami marzę, aby odciąć się od dni na zawsze. Aby odejść w bezgwiezdną, bezkresną noc, która pochłonie mnie całego i już nigdy nie odda stęsknionej Ziemi. Czasami marzę, aby ten tłum zamilknął i dał mi szansę na pożegnanie, ale nie sądzę, aby oni potrafili to zrozumieć. Nie sądzę, aby interesowało ich to, co czuję naprawdę. Gdy sobie to wyobrażam, ich reakcją są krzyki i brawa. Nie rozumieją. Nie dosłyszą. Nie chcą słyszeć. Przyszli, żebym choć na chwilę ich uszczęśliwił. Nikt nie chce patrzeć na łzy cisnące się do moich oczu. Nikt nie chce, bym dzielił się z nimi tym, co jest zbyt ciężkie. Tej nocy nie chcą myśleć. Chcą energii, a ja muszę wyciskać ją z siebie codziennie. Muszę zamykać swoje myślenie każdego wieczoru.

     Ubrania wypalają moją skórę, przylegają coraz bardziej i bardziej, i zatapiają się w nią, a ja staję się kompletnie nagi i bezbronny przed rzeszą ludzi, którzy nagle odwracają wzrok. Głos, który ich zachwyca, jest głosem, którego nienawidzę. Oczy, jakimi wodzę po ich migających w kolorowym świetle twarzach, są oczami, którymi gardzę. Powietrze, jakim oddycham, jest tak rozgrzane i duszące, że ledwo przechodzi mi przez krtań. Żyję w świecie, który niszczę.

     You're sad and magical. He thinks you're beautiful, I think you're beautiful too!

     Jesteś piękny. Jeśli byłbyś tutaj, jeśli stanąłbym na środku sceny i powiedział o wszystkich okropieństwach, których dotknęły moje ręce, które ujrzały moje martwe oczy, które moje uszy puściły mimo słuchu, oraz które musnęły moje myśli, zostałbyś jako jedyny. Nie odwróciłbyś się do mnie plecami, gdyby prawda obdarła mnie ze wszystkiego, co mam. Musiałbym patrzeć w twoje oczy przez cały czas, spowiadając się przed światem z całego zła, jakie mu uczyniłem. Przyciskałbym dłonie do krwawiących ran, widząc nieodgadniony błysk w twoich ślepiach i zastygłe wargi. A ty zniósłbyś moje słowa do końca, bo to, co wypowiedziałyby moje usta, nie byłoby niczym, czego już nie wiesz.

     Ty jesteś moim światem. Ty jesteś moim złem i dobrem, kłamstwem i prawdą, światłem i mrokiem, smutkiem i szczęściem, marzeniem i koszmarem, wspomnieniem i teraźniejszością, łzą i pocałunkiem, wyrzutem sumienia i winą. Jesteś tym, co chcę złapać, i co wyślizguje się spomiędzy palców, kiedy już jest w zasięgu moich możliwości. Jesteś tym, co chcę przyciągnąć do siebie poprzez odepchnięcie. Jesteś wyrwą w murze, przez którą przemyka wiatr. Jesteś tym, co chcę przy sobie zatrzymać już na zawsze i tym, co chcę odesłać na drugi koniec świata. Jesteś moją siłą i poczuciem beznadziejności. Jesteś dziurą w dachu, przez którą widać pobłyskujące słońce, i przez którą wpada deszcz. Jesteś tym, co pcha mnie do przodu i tym, co trzyma mnie ciągle przywiązanego metalowymi kajdanami do przeszłości. Jesteś niczym i...

     Jesteś wszystkim.

     To przychodzi ci tak łatwo.

     Czasami wyobrażam sobie, że kiedyś, za bardzo długi czas, być może w momencie, gdy starość przesunie srebrną ręką po naszych włosach albo kiedy przyciśnie nas na zawsze do łóżka, ubierając w zimne, flanelowe piżamy, z których unosi się odór pożegnania, spotkamy się po raz kolejny. I wyobrażam sobie, że mi wybaczysz. Że położysz mi rękę na ramieniu i powiesz "byliśmy dobrymi przyjaciółmi". Może się uśmiechniesz. Może ten uśmiech uskrzydli mnie i poprowadzi aż do nieba. A może pociągnie na sam dół i przez resztę świata będę słuchał jak pali się wśród krwistych płomieni tego wszystkiego, co ci zabrałem.

     You rise in your heart when you're breathing, you always look mad when you're dreaming, come down, give up, cause it's alright.

     Mam nadzieję, że pewnego dnia pozbędę się tego uzależniającego ciężaru ze swoich barków i serca, i nie zatęsknię za nim; że nie będę musiał dłużej ukrywać się przed własnymi myślami; że przejdę przez labirynt zamiast ślepo wdrapywać się po jego ścianach, próbując cokolwiek dojrzeć, wypatrzyć drogę na skróty; że przestanę się bać i udawać; że stanę przed lustrem i spojrzę sobie w oczy, nie skrzywię się i nie zmarszczę brwi, i nie odwrócę się tyłem; że pewnej nocy przed zaśnięciem pomyślę, że już wszystko dobrze, że każdy popełnia błędy, i że kolejny poranek mi wybaczy. Że ty mi wybaczysz.

     Jesteśmy naiwni. Wszyscy, bez wyjątku. Jesteśmy naiwni, bo marzymy o rzeczach, które nie przytrafiają się nikomu, i rozpaczliwi, bo sądzimy, że zostaliśmy wybrani. Myślimy o sobie jak o kimś wyjątkowym. Myślimy, że chodzimy po tej pozornie stabilnej, ziemskiej skorupie, ponieważ coś znaczymy. Myślimy, że może nie dziś, może nie jutro, ale kiedyś dokonamy czegoś, co wstrząśnie światem i zmieni jego zasady. Myślimy, że jesteśmy wielcy. Myślimy, że Ziemia kończy się tam, gdzie aktualnie jesteśmy. Myślimy, że nikt nigdy nie zobaczy tego wszystkiego, co zobaczyliśmy my. Myślimy, że jeśli umrzemy, ktoś będzie o nas pamiętał.

     Jesteśmy głupi. Ja jestem głupi, próbując oszukać samego siebie w tak prymitywny sposób. Nie zasługuję na wybaczenie. Zasługuję na to, aby stać w świetle reflektorów, przyjmować wszystkie padające sprzed sceny okrzyki i udawać dobrego człowieka, śpiewając głosem, który wypowiedział tyle zła. Zasługuję na bycie tym, czego nienawidzę.

     Podziwiają mnie. Nie chcę wiedzieć za co.

     Kochają mnie. Nie chcę wiedzieć na czym opiera się ich miłość.

     Istnieje tylko jedna osoba, która może podziwiać mnie za to, jaki jestem naprawdę. Istnieje tylko jedna osoba, będąca w stanie kochać prawdziwego Gerarda Waya, który nie ukrywa się za trzymanym w dłoni mikrofonem, za wykrzykiwanymi w niego słowami ze średnim sensem. Istnieje tylko jedna osoba... i tak mi przykro, że nie jestem wystarczająco odważny, aby jej za to podziękować.

     I think he's in love with what you're thinking of.

tribulation ♦ frerardWhere stories live. Discover now