well after all, we'll lie another day?

137 16 1
                                    


      – Kocham cię – słyszę te słowa z oddali, jak gdybym już od dawna stał za niewidzialnym parawanem sprawiedliwości, który tłumi gorzkie słowa, wystawiając je na ironię losu. Razem z przyjemnie chrapliwym dźwiękiem twego głosu oraz jednym z ostatnich, świadomych oddechów, czuję również przytłumiony zapach alkoholu, który rozprasza się pośród ciemności, niczym iskry słońca na czarnym dnie oceanu. Choć widzę twoje piękne, przymknięte nieco oczy zaglądające wgłąb moich bez cienia zawstydzenia czy niepewności, pomiędzy nami wciąż istnieją ślady tej charakterystycznej woni, jakiej z jednej strony zawdzięczam wszystko co najlepsze, a z drugiej tak mocno nienawidzę. I mimo że w większej mierze właśnie przez to znajdujemy się tak blisko siebie, całkiem nadzy i prawdopodobnie całkiem szczerzy, obdarowując siebie nawzajem mniej lub bardziej przytomnymi spojrzeniami, znam ten zapach zbyt dobrze, aby nie wiedzieć, co oznacza.

     Fałszerstwo.

     Zawsze kiedy nasze usta niespodziewanie się łączą, wśród mego niepewnego zaskoczenia i twojego ciężkiego dyszenia, potrafię bez problemu wyczuć kłamstwo. Jest słodkie, pozornie niewinne i czasami odnoszę wrażenie, że naprawdę podoba mi się ten smak, którym dzielisz się ze mną, gdy razem pogłębiamy pocałunek. I potem, kiedy okazjonalnie jesteś bliżej mojego ciała niż zazwyczaj, kiedy pozwalamy na chwilowe złączenie naszych pragnień oraz dwóch zabłąkanych dusz, zapominam całkiem o wyrzutach sumienia, które pojawiają się dopiero później. Nasze poczynania z pozoru nie stanowią dla nikogo najmniejszego zagrożenia. Są, rozmazują się gdzieś na ciemnym tle pomieszczenia, w jakim aktualnie znajdujemy się my i nasze szybkie, urywane oddechy, jednak gdy już jest po wszystkim, gdy leżymy obok siebie i nasze ciała unoszą się coraz spokojniej, gdy namiętność rozprasza się wśród szarości, jaka nas otacza, przypominam sobie, że wszystko, co właśnie wydarzyło się między nami było twoją nietrzeźwością, chwilowym pożądaniem, mglistą możliwością unieszczęśliwienia samego siebie i zwykłym oszustwem - niczym więcej.

     Chwilami, kiedy świadomość tej obłudy przyciska mnie do ziemi tak mocno, że tracę kolejny oddech, chcę już przestać zatruwać powietrze swymi naiwnymi westchnieniami, przestać niszczyć zarówno siebie, jak i wszystkich ludzi, których świadomie ranimy tą maleńką, nieznaczną tajemnicą. Chcę zejść ze sceny, zakończyć ten żałosny spektakl ze swoim udziałem, zdjąć śmieszne przebranie i rzucić je do skrzyni opatrzonej plakietką przeszłości, a potem wziąć udział w przedstawieniu, gdzie odgrywana przeze mnie postać nie dźwigałaby na swoim karku tak wielkiego ciężaru, jakim jest pojęcie o sianym wokół fałszerstwie. Czasami tak bardzo pragnę, abyś przestał mnie okłamywać w ten bolesny sposób.

     Każdego normalnego dnia tak panicznie boję się, że nawet najbardziej subtelny gest, niedbale dobrana wiązanka słów czy jakiekolwiek wypuszczone w świat spojrzenie, zrobią w mych uczuciach maleńką wyrwę, przez którą wydostaną się wszystkie prawdziwe uczucia, jakie w sobie duszę. Czas zatacza szerokie koło, a ja cały czas drżę przed skrywającym się w pobliżu widmem sprawiedliwości, które może mnie dopaść w niestosownym, przeciętnym momencie. Wątpliwości czają się wszędzie; widzę ich poszarzałe cienie wystające spod mebli, skąd w każdej chwili mogą wyjść bez zapowiedzi oraz wpełznąć na łóżko, a potem mocno owinąć swe oślizgłe, długie macki wokół mnie, zapatrzonego w twe wszystkie, piękne kłamstwa.

     Tak naprawdę wcale nie chcę w to wierzyć, ale oszukiwanie mnie w tak bezwzględny, zimny sposób jest jedną z wielu rzeczy, które wychodzą ci perfekcyjnie. Bo nie kochasz mnie. W alkoholowym otumanieniu na pewno nie o to ci chodzi. Wypowiadasz jakieś słowa, ponieważ właśnie one wydają ci się najbardziej odpowiednie w danej sytuacji, ale tak naprawdę nie masz tego na myśli. Nie kochasz mnie. Prawda?...

tribulation ♦ frerardWhere stories live. Discover now