Pov. Sakura
Kakashi-sensei wyciągnął Naruto z wody. Kiedy do niej wpadał nie wiedziałam co zrobić. Spanikowałam. Czasem myślę, że nie nadaję się na shinobi. Później pojawił się jakiś mężczyzna w masce i zabrał leżącego nieopodal Zabuze.
Gdy Sensei był już na brzegu, położył najdelikatniej jak potrafił pół-przytomnego blondyna. Z jego ran sączyła się krew. Chciałam jakoś pomóc, ale nie wiedziałam jak. Gdy blondyn wstał, nie minęło pięć sekund, a już leciał przed siebie. Nasz mistrz starał się go utrzymać przytomnego, ale to było na nic.
-Naruto... słyszysz? Nie zasypiaj. Cholera.-zaklnął cicho sensei, gdy Naruto niereagował-Musimy go przenieść. Panie Tazuna...?
-O...oczywiście. Możecie nocować u mnie w domu. To już niedaleko.-powiedział przestraszony stanem naszego towarzysza.
-Pomóżcie dać mi go na plecy.-odezwał się Kakashi.
Jak poprosił, tak zrobiliśmy. Po paru minutach pędziliśmy w stronę wyznaczonym przez klienta. Nikt się nie odzywał i chyba nawet nikomu to nie przeszkadzało. Każdy mógł uporządkować swoje myśli, jednak mimowolnie od czasu do czasu spoglądałam na Sasuke. Zastanawiam się jaki on w końcu jest. Niby nas nienawidzi, ale nazwał nas swoją rodziną. Raz z nami normalnie rozmawia, a za drugim na cały czas do nas pretensje, że w ogóle istniejemy. To kłóci się z blondynem i mówi, że go nienawidzi, a tu płacze po kryjomu jakby myślał, że nikt się nie domyśli z wyglądu jego zaczerwienionych oczu spowodowanym stanem Naruto.
Zbliżaliśmy się już do miejsca wskazanego przez klienta. Pan Tazuna powiedział, że jeszcze koło 10 minut drogi, jeśli utrzymamy stałe tempo. Gdy już wylądowaliśmy na tarasie drewnianego domku Kakashi-sensei szybko wbiegł do niego, prowadzony przez klienta. Wbiegliśmy zaraz za nimi. Po drodze spotkaliśmy jakieś dziecko i dziewczynę, ale Pan Tazuna nie czekając wprowadził nas na pierwsze piętro do drugiego zaraz od schodów pokoju. Kakashi położył blondyna i kazał nam wyjść.
-Sakura... Ty zostajesz.-zdziwiona, wysłuchałam rozkazu Sensei'a. Zostaliśmy już tylko my i blondyn.-Sakura... przez ten jednak krótki czas zauważyłem, że masz dobrą kontrolę chakry i jesteś bardzo inteligentna. Będzie to dobry trening dla ciebie by być wsparciem dla chłopców. Do tego masz talent do medycznego jutsu.
-A...ale Kakashi-sensei... skąd Sensei wie, że na pewno pomogę, a nie zaszkodzę? Przecież nigdy nie uczyłam się medycyny. Ani medycznego jutsu. I... i skąd Pan wie, że w ogóle jej użyłam?-spytałam zaciekawiona.
-Użyłaś jej w walce z Zambuzą na Naruto. Jak myślisz... dlaczego on wstał? Po takich silnych ciosach zwykły genin, nawet jako geniusz, nie podniósł by się. Widziałem to. Kiedy pomagałaś mu się podnieść... co wtedy czułaś?
-Że... że muszę mu pomóc. Że muszę stać się silniejsza i dogonić tych dwóch. Oni pędzą przed siebie i nawzajem się napędzają, a ja jestem w tyle. Tak zawsze było. W akademii rywalizowali, chociaż Naruto udawał głupka, był silny. Nawet nie wiem dlaczego się tak maskował. Ten uśmiech na jego twarzy... zawsze był sztuczny? A może te uczucia, które do nas kieruje również nie są szczere? Przyznam, że... siębboję. Nie tylko tego, że będziemy zabijać, ale również tego, że on nas odrzuci... Zostawi nas. A ta cała rodzina będzie kłamstwem.-po twarzy zaczęły spływać mi łzy.-Nie wiem co mam już myśleć.-poczułam jak Sansei kładzie mi rękę na ramieniu.
-Sakura... Uspokój się. Jego emocje są naprawdę szczere. Zaczynajmy już.-sensei obrócił siew stronę Naruto. Nachylil się nad nim i tłumaczył co mam robic. Zaczęliśmy leczyć Naruto, ale podczas moich prób leczenia, co nawet dobrze mi o dziwo szło, zadał pytanie, które całkiem zbiło mnie z tropu.
Pov. Naruto
Czemu to zawsze mnie spotyka... Czemu to zawsze ja muszę mdleć, być skrajnie wycięczonym, bądź śmiertelnie rannym?! Eh... teraz ZNOWU dryfuję w tej ciemności, którą poznałem od podszewki. Cisza, aż kuje w uszy. Jedyne co mogę robić to patrzeć w ciemność, chociaż nawet nie wiem czy mam otwarte oczy.
Nagle zamiast ciszy, mogłem usłyszeć czyjeś szepty."...Muszę stać się silniejsza i dogonić tych dwóch..."
Kto to? Sakura?
"On nas odrzuci... zostawi nas..."
Ale kto? Ja? Nie... nie, nie, nie. To nie tak.
"Nie wiem co mam już myśleć..."
Sakura... Proszę. Jesteście moimi przyjaciółmi... Zawsze byłem odrzucany, ale w końcu wy mnie zaakceptowaliście.
Słowa stawały się coraz wyraźniejsze.
"Zaczynajmy już..."
Chwila ciszy znów została przerwana przez głos naszego mistrza.
"A wiesz dlaczego Naruto w ogóle sie tak zachowuje?"
"N...nie. Może z rodziną się pokłócił... albo..."
"Sakura... ale on nie ma rodziny... stracił wszystkich podczas ataku Kyuubi'ego, trzynaście lat temu..."
Ja... nie... ja mam rodzinę. Mam Kuramę. Mam.. mam was. Prawda?
Odpowiedzią była tylko cisza. Może nie wiedziała co powiedzieć? Powiedziała coś dopiero po paru minutach, gdy podczas tej ciszy, czułem narastające ciepło... I ulgę.
"A... znał ich Sensei?"
"Rodziców Naruto?"
"Tak."
"Tak... to byli wspaniali ludzie."
"A powie pan coś więcej o nich?"
Później znowu była cisza. Nie wiem jak długo ona była, ale poczułem ogromny ból w klatce piersiowej. Dokładnie tam, gdzie zostałem dźgnięty.
Gwałtownie otworzyłem oczy siadając i łapiąc jak najwięcej powietrza w płuca. Kiedy się uspokoiłem, spojrzałem na siedzącą obok mnie dwójkę, którzy przypatrywali mi się z ogromnym zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Nie tylko zdziwieniem, ale i zażenowaniem okolicznościami, w jakich ich zobaczyłem. Kakashi przytulał płaczącą Sakurę do siebie. Odskoczyli od siebie widząc, że patrzyłem na nich półprzytomnym wzrokiem, zastanawiając się co się właśnie stało i co robią. Ale nie było mi dane długo się zastanawiać, bo Sakura skoczyła mi na szyje mocno tuląc. Kakashi zawołał resztę... tak wogóle to dopiero teraz zauważyłem, że jesteśmy w czyimś domu. Chyba u pana Tazuny.
-N...Naruto... ty... żyjesz...-szlochała mi w ramie.
-A... dlaczego miałbym nie?-spytałem obojętnym tonem. Spojrzała na mnie jakby się bała. Ale nie tak jak tamta dziewczyna, że się na nią rzucę... to inny strach. Odsunęła się ode mnie by spojrzeć w moje puste oczy.
-T... tobie zatrzymało się serce... Nie oddychałeś... ja...-niedokończyła, bo przerwał jej Sensei.
-Sakura... Zostawmy go. Dopiero co się obudził. Daj mu odpocząć. Naruto...-teraz zwrócił się do mnie.-Jutro mamy trening. Jak będziesz się czuć na siłach to przyjdź też, chodźby obserwować.
I wyszli. Zostałem sam. Wszedłem do umysłu, aby porozmawiać z Kuramą, ale go tam nie było... możliwe, że "wyszedł" gdy nie patrzyli. Wróciłem i spojrzałem na okno po prawen. Była już noc. Księżyc w pełni. Ale zauważyłem coś co mnie zaniepokoiło. Powoli wstałem przykładając rękę do brzucha i podszłedłem do okna. Wyjrzałem za okno i ujrzałem białego lisa uciekającego w stronę lasu. Obrócił się i jakby poprosił bym za nim szedł. Nie zastanawiając się dłużej wyskoczyłem przez okno i ruszyłem za nim. Nie czułem jakiegoś wielkiego zmęczenia. Czułem się jak po treningu z Karamą. Możliwe, że poszedł tam gdzie ten lis. Bo to nie był zwykły lis... W końcu jaki zwyczajny lis ma więcej niż jeden ogon?
![](https://img.wattpad.com/cover/76459991-288-k654472.jpg)
CZYTASZ
Naruto: Gra Się Rozpoczęła Magi
FanficDlaczego to tak strasznie boli? Ból jest cząstką naszego życia.. Dlaczego jestem inny? Bo jesteś wyjątkowy.. Dlaczego mnie wybrałeś..? Bo masz w sobie to coś.. Dlaczego nie patrzysz na mnie jak inni? Bo znam prawdę.. Dlaczego w potworze pokładasz na...