rok 1988, kwiecień

108 14 0
                                    

Słońce było już wysoko na horyzoncie, gdy Brandon wyciągnął z kieszeni pomiętą karteczkę, którą znalazł rano w dziupli ogromnego dębu, rosnącym nieopodal jego posesji. Jako że Daisy mieszkała w sąsiedztwie, ich spotkania szybko wkradły się do jej wiecznie przepełnionego planu zajęć i postawiły jego świat na głowie.

Jak na przykład teraz. Uśmiechnął się rozkosznie, widząc estetyczne pismo blondynki i charakterystyczne dla niej rysunki, przedstawiające kwiatki, przy jej imieniu. Sama myśl o równolatce powodowała ucisk w brzuchu. Ale taki przyjemny, nie jak ten, który czuł, gdy mama znów podnosiła głos na Troy'a.

Z liściku odczytał po raz enty, że dziewczynka nie może się doczekać dzisiejszego spotkania o czwartej i że pokaże mu coś fajnego. Spomiędzy jego warg wydobył się mały chichot. Daisy zdecydowanie nadużywała słowa 'fajne'. Nazywała tak swoje wytarte trampki, piegi na nosie, kociaki pani Kepler, a nawet jego zdolność do plecenia wianków z polnych kwiatów. A mówiła o tym zupełnie tak, jakby było to coś niezwykłego, czego zwykli śmiertelnicy nie mogą opanować.

Spojrzał na zegarek z wyraźnie wyświetlanymi cyframi na znoszonym, skórzanym pasku – prezent od Troy'a na ósme urodziny. Było pięć po wpół do trzeciej, a o tej godzinie w środy Daisy już dawno skończyła lekcje, wróciła do domu i powinna jeść obiad. Nauczenie się jej planu godzinowego na pamięć nie sprawiło mu żadnego kłopotu, ale wzmożyło jego przywiązanie do dziewczynki.

Ileż razy mama zdzieliła go ścierką w głowę, bo nie uważał, gdy próbowała zrobić z niego wykształconego człowieka! Sam nie zdawał sobie sprawy jak często śnił na jawie, zastanawiając się, jak jego przyjaciółka radzi sobie z angielskim, algebrą, arytmetyką czy innymi przedmiotami na 'a', których nazwy wywoływały w nim gęsią skórkę, a przecież słyszał o nich tylko od starszego brata, przeklinającego pod nosem 'głupią gęś Westerberg'.

Nie spodziewał się, że Daisy przyjdzie prędzej niż za piętnaście albo piętnaście po, w obu przypadkach wykręcając się 'studenckim kwadransem'; wyrażeniem, które gdzieś zasłyszała i z uporem maniaka powtarzała, niespecjalnie zdając sobie sprawę ze znaczenia tych słów.

Kwietniowy wiatr rozwiewał jego płowe włosy, kiedy poprawił zsuwającą się z jego kościstych ramion czarną bluzę z kapturem. Ostatnio schudł jeszcze więcej, co bardzo zdenerwowało Cassie. Ciemny materiał zasłaniał na szczęście niewielkie siniaki na jego przedramionach. Chłopiec wzdrygnął się na samo wspomnienie. Tego wieczoru mama płakała, trzymając go zdecydowanie za mocno, przez co jej palce zostawiły ślady na jego skórze, i całując po głowie. Brandon nie rozumiał, dlaczego pośród jej łez rozlegał się też dziki śmiech.

Ku zdumieniu chłopca, Daisy pojawiła się punktualnie, przeskakując z nogi na nogę, gdy biegła ku niemu.

– Patrz, Bran – zawołała, szybkim ruchem odrzucając długie włosy do tyłu i podstawiając mu swoje ucho aż pod nos. – Mam kolczyki.

Pokiwał głowę, mówiąc bezgłośnie, że widzi. Nie rozumiał jej fascynacji biżuterią, zresztą większość dziesięcioletnich chłopców podziela jego opinię na temat świecidełek. Musiał jednak przyznać, że małe, różowe perełki bardzo jej pasowały.

– Ładnie wyglądasz – mruknął, spuszczając wzrok. Jak zawsze, pomyślał, próbując ukryć gorące place na policzkach. Uśmiech dziewczynki nadal wywoływał u niego rumieńce, czego nie potrafił wytłumaczyć. Może dlatego, że wciąż była jedyną osobą spoza rodziny, z którą miał jakikolwiek kontakt? A może chodziło o jego serce, które w towarzystwie Daisy zaczynało szybciej pompować krew? Był za młody, by zdać sobie sprawę z powagi uczucia, jakim ją darzył. Nie wiedział jeszcze, że przepłacze przez nią niejedną, bezsenną noc, przegryzając wargi aż do krwi.

Daisy || Scream tvOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz