rok 1994, wrzesień

58 9 1
                                    

Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się aż tak źle, jak w tamtym momencie. Próbował prowadzić i skupić się na drodze, ale jego myśli przyspawane były do pociągającej nosem blondynki, która wyciągnęła kolejną chusteczkę i głośno wydmuchała w nią nos. Męcząca droga nie trwała wprawdzie długo, ale oboju zdawała się przypominać autostradę do piekła. W końcu zatrzymali się przed domem Daisy, a Brandon bez słowa położył rękę na jej zakrytym sukienką w groszki kolanie.

– Daisy, nie płacz już. To zwykły frajer, sama o tym wiesz. Zasługujesz na kogoś lepszego.

Dziewczyna otarła łzy wierzchem dłoni, po czym spojrzała ze smutkiem na przyjaciela.

– Wiem, że Kevin nie jest mnie wart, nie jesteś jedynym, który mi to mówi, Bran.

Chłopak przewrócił oczami, wyłączając silnik. Samo imię Duvala podnosiło mu ciśnienie. Nie tolerował go bardziej niż Troy laktozy. Nienawiść do szatyna wypełniała każdą komórkę jego ciała.

– Twoja mama jest w domu? – Zapytał, zmieniając temat. Odkąd rodzice Daisy się rozwiedli, mieszkała tylko z matką, która nie pałała do niego sympatią czy życzliwością i pewnie nie wpuściłaby go za próg. A nic w świecie nie chciał zostawiać roztrzęsionej nastolatki, nie teraz kiedy drastycznie potrzebowała jego wsparcia.

– Nie, wyjechała na delegację czy jakieś inne durne szkolenie – wymamrotała blondynka, przeczesując palcami włosy. Wyjazdy służbowe jej matki, podobnie jak nadmierna zazdrość jej ojca doprowadziły do rozpadu ich małżeństwa, a poza tym Anderson naprawdę nie lubiła zostawać sama w domu. Zwłaszcza, że wczoraj oglądała ze swoim (obecnie byłym) chłopakiem jakiś horror na video.

Brandon przełknął ślinę, kiedy dziewczyna wypięła się z pasów i niezdarnie go objęła.

– Naprawdę dziękuję, że jesteś. Przepraszam, że musisz mnie oglądać w takim stanie.

Nie zdążył się odezwać, bo Daisy otworzyła drzwi i wyszła z samochodu. Machinalnie zrobił to samo i nawet przytrzymał jej torebkę, bo nie mogła znaleźć kluczy.

– Mam – powiedziała, wykrzywiając usta w grymasie, mającym udawać uśmiech. Zapaliła światło na korytarzu i ściągnęła niewygodne buty na korku. Nigdy ich nie lubiła, ale Kevin uważał, że wygląda w nich zjawiskowo.

– Musisz juz iść, Bran? – Spytała z troską w głosie. Dobrze znała przewrażliwioną Cassie James i nie chciała, by jej najlepszy przyjaciel miał nieprzyjemności tylko dlatego, że pewien dupek złamał jej serce.

– W teorii kończę zmianę wpół do dziesiątej. I tak wróciłbym późno. Powiem jej, że były korki czy coś w tym guście.

Daisy zachichotała na rzeczowy ton, który nijak miał się do wypowiadanych przez chłopaka słów.

– Zostaniesz ze mną dopóki nie zasnę?

– Tak, o ile chodzisz wcześnie spać.

Gdy się uśmiechała, Brandon miał wrażenie, że jego pęknięte serce się zrasta. Ostatnio nie robiła tego często, a blondyn podejrzewał, ze to ma związek z Duvalem. Nie pojmował, jakim cudem jego słodka Daisy w ogóle umówiła się z tak prostackim typkiem. Nie trzeba dodawać, że tamten wyjątkowo nie trawił Jamesa, traktując go leżący na ulicy śmieć, któremu nie należy się ani odrobina szacunku.

– Powinnam się ogarnąć – mruknęła przeciągle. – Zmyję makijaż i zepnę włosy, okay? Poczekasz?

Brandon pokiwał głową, odprowadzając Daisy wzorkiem.

W międzyczasie postanowił udać się do kuchni i zrobić dziewczynie coś ciepłego do picia. Szybko znalazł odpowiednie pomieszczenie i prawie od razu otworzył poprawną szafkę z różnymi rodzajami herbaty. Mając na uwadze, że dziewczyna zawsze dodaje dwie łyżeczki cukru, wstawił wodę i rozejrzał się za kubkami. Wziął ten w kolorowe rybki i wrzucił torebkę z herbatą do środka.

Daisy || Scream tvOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz