V

781 88 70
                                    

- Spotkałeś kogoś więcej z naszej paczki? Ja tylko Liama, ciebie i Scotta. - powiedziałem do Theo z którym rozmawiałem przez kratkę wentylacyjną.

- Nie. Wygląda na to, że z chłopaków zabrali tylko nas. Z jednej strony się cieszę. Damon jest bezpieczny. - westchnął.

- Czemu zabrali tylko nas? - spytałem.

- Biorą tych, którzy potencjalnie nadają się do badań. - wyjaśnił.

- Co mnie czeka jutro? - zapytałem, chociaż nie wiem czy chciałem znać odpowiedź.

- Zależy na jakiego persona Klasy E trafisz. - stwierdził.

- Wstrzyknęli mi coś, wiesz? Mówią, że nadaję się do projektu. Nie wiem o co im chodzi. To coś związanego z moim mózgiem. - oznajmiłem.

- Mnie też potrzebowali do projektu i skończyłem jako chimera. Mogę się tylko domyślać co zrobią tobie. - powiedział, a mnie przeszły dreszcze strachu.

- Jak się stąd wydostałeś? - zmieniłem temat.

Wolałem planować ucieczkę niż słuchać o tym co mogą mi tutaj zrobić.

- Uciekłem po śmierci Eleny. Nie wszystkie eksperymenty się tu udają. - odparł smutnym tonem - Miałem szczęście. Ochrona nie była wtedy tak rozbudowana jak teraz i przy okazji była także jakaś awaria, więc medycy byli rozbiegani. Nie zauważyli, że uciekłem. Potem wróciłem po pewnym czasie gdy stałem się silniejszy. Zabiłem ich. Jak widać nie wszystkich. Może mieli kilka placówek. Tej na przykład nie znam. - wyjaśnił.

- Czyli nie mamy szans na ucieczkę? - spytałem zawiedziony.

- Od wewnątrz, nie. Ale od zewnątrz owszem. Myślisz, że twój ojciec się podda? Albo Mike? Wątpię. Będą szukać dopóki nas nie znajdą. Pytanie tylko ile to potrwa. - odrzekł.

- Do tej pory nas zabiją. Albo zrobią z nas jakieś zombie lub coś gorszego. - westchnąłem.

Theo się nie odezwał. Milczał. A ja milczałem razem z nim. Tak bardzo chciałem zobaczyć przyjaciela, ale dzieliła nas od siebie ta przeklęta ściana.

- Idę spać. Z tego co pamiętam, pobudki są już o szóstej. - usłyszałem po pewnym czasie.

- Dobranoc, Theo. - wyszeptałem.

- Branoc, Stiles. - odpowiedział.

Wstałem z podłogi i położyłem się na łóżku.

Po jakimś czasie w końcu usnąłem niespokojnym snem.

(Przed przeczytaniem upewnijcie się, że nic nie jecie, bo nie chcę być odpowiedzialna za waszą śmierć poprzez uduszenie się ze śmiechu...)

Stałem w lesie. Z oddali słyszałem odgłos syren policyjnych. Zaciekawiony poszedłem w tamtą stronę.
Z czasem gdy byłem coraz bliżej, zauważyłem migoczące światła wozów, taśmę przyczepioną do drzewa i jakiegoś chłopaka, pochylającego się nad czymś i płaczącego okropnie głośno.
"Morderstwo", pomyślałem od razu.
Podeszłem bliżej i to co zobaczyłem przeszło chyba blade pojęcie!
W miejscu gdzie powinny być zwłoki leżał rozgnieciony chrupek, a nad nim lamętował Kai.
- Proszę! Żyj! - wykrzyczał ze łzami, próbując go poskładać.
- Hmm...mamy tu poważny przypadek. - pojawił się koło mnie Sam.
- Sammy! - ucieszyłem się na jego widok.
Olał mnie, przyglądając się malutkiej kartce.
- Mordercy zostawili list! I to w innym języku! - oznajmił Sam, próbując przeczytać pismo.
Podeszłem do niego i zajrzałem mu przez ramię na kawałek papieru.
- To paragon z Biedronki! - zauważyłem - I trzymasz go do góry nogami! - zirytowałem się.
- To podejrzane. - wyszeptał. Założył okulary przeciwsłoneczne i zarzucił włosami jak w filmach.

I Hear You (Teen Wolf Stiles) 11/13Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz