-Co powinienem mu powiedzieć, kiedy otworzy drzwi? - spytałem.
- Powiedz: "Dzień dobry, panie profesorze", kochanie - poradziła pani Weasley, atakując grzebieniem tył mojej głowy. Mimo jej starań włosy pozostały tak samo potargane jak wcześniej.
Hermiona uśmiechnęła się do mnie, pragnąc dodać mi odwagi.
- Nie może ci się nie udać przy zwykłym "Dzień dobry, panie profesorze" - uznała.
Problem z tymi kobietami polegał na tym, że były tak potwornie sentymentalne. Co prawda nie podzieliłem się z nimi tym, co zobaczyłem w myślodsiewni, ale nieopatrznie zrobiłem delikatną aluzję odnośnie uczuć Snape'a do mojej matki. To zapadło głęboko w ich niewieście serduszka i podejrzewam, że właśnie dzięki temu tak bardzo nalegały, żebym odwiedził profesora i pojednał się z nim.
***
W ten właśnie sposób znalazłem się przed frontowymi drzwiami snape'owego domu, wymyty, wyczyszczony, wyszorowany i niesamowicie zdenerwowany. Całe siedem minut i pięćdziesiąt jeden sekund zajęło mi zebranie się na odwagę i podniesienie ręki do przycisku dzwonka. Kolejne pięć minut i trzydzieści osiem sekund poświęciłem na przekonanie niechętnej dłoni, aby go wreszcie nadusiła.
Drzwi otworzyły się i okazało się, że stoję twarzą w twarz ze starszym czarodziejem, odzianym w sukienkę z falbankami, gustownie przyozdobioną drobnymi różowymi różyczkami. Prawdopodobnie trafiłem pod niewłaściwy adres. Otworzyłem usta, aby wyjaśnić pomyłkę i przeprosić za najście. Ale ponieważ byłem tak strasznie zdenerwowany, odruchowo wymówiłem słowa, które kazano mi powiedzieć:
- Dzień dobry, panie profesorze.
Znajoma postać w czerni zmaterializowała się obok mężczyzny w sukience.
- Dzień dobry, Potter - przywitała się. Jeśli nawet Mistrz Eliksirów uznał za dziwne, że wziąłem za niego zjawisko w falbankach i różyczkach, to nie okazał tego po sobie. - Pozwól, że przedstawię: pan Archimedes Holland z wydawnictwa Holland i Tudor - dodał.
- Miło mi pana poznać - odparłem grzecznie. Gdy wymieniałem banalne uprzejmości z panem Hollandem, mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Ależ skrewiłem. Kolejny raz zacząłem z tym człowiekiem w niewłaściwy sposób. Byłem pewien, że nie mógł wziąć za dobrą monetę pomylenia go z facetem w damskiej kiecce. Kiedy ponownie zobaczę się z Hermioną, będę musiał jej powiedzieć, że owszem, nie udało mi się ze zwykłym "Dzień dobry, panie profesorze".
Nieszczęsny gość mojego byłego nauczyciela właśnie wychodził.
- Do zobaczenia, Severusie.
- Do zobaczenia, Archie - odparł Snape, z powagą ściskając jego dłoń.
Archie... to imię coś mi mówiło. Czyżbym już go kiedyś widział? Zanim jednak mogłem bliżej przyjrzeć się jego twarzy, Archie deportował się z trzaskiem.
***
Gospodarz mógł mi teraz poświęcić całą uwagę.
- Spodziewałbym się, że trochę lepiej orientujesz się w moich preferencjach odnośnie stroju, Potter - stwierdził. W jego oczach zauważyłem coś, czego nie widziałem tam nigdy wcześniej: najbledszy z możliwych cień uśmiechu.
Odpowiedziałem mu niejednoznacznym uśmiechem, godnym Luny Lovegood.
- Archie to dobry przyjaciel i wytworny gentleman - mówił, prowadząc mnie w głąb domu. Przez wiele lat pokazywał się zawsze nienagannie odziany w porządną szarą szatę i błyszczące, czarne, skórzane buty. Jednak od czasu ostatniego finału Mistrzostw Świata w Quidditchu zaczął nosić wyłącznie mugolskie sukienki z falbankami... a ja nigdy nie zdołałem zrozumieć dlaczego.
CZYTASZ
Tłuszcz
FanfictionMinął miesiąc od pokonania Voldemorta, a Severus Snape wciąż żyje. Harry Potter nie ma najmniejszej ochoty spotkać się z tłustowłosym profesorem, ale musi - znajduje się wszak w posiadaniu czegoś, co do niego nie należy.