Rozdział 13

583 48 6
                                    

Patrząc na adresowany przez Gwillima karton z książkami Matyldy Flores, poczułem nagłą potrzebę natychmiastowego ich przeczytania. Pomyślałem, że nie jestem w stanie czekać do momentu, aż zostaną mi dostarczone.

- Eee... Proszę, niech się pan nie trudzi z ich wysyłaniem - powiedziałem. - Sam je zabiorę do domu.

- Jesteś pewny, Harry? - spytał Gwillim. - To raczej duże pudło.

- Żaden problem - uznałem. - I bardzo dziękuję za książki...

Gwillim uśmiechnął się.

- Mam nadzieję, że ci się spodobają.

- Jak on... yyy... zaczął pisać te książki Matyldy Flores? - zainteresowałem się.

- To długa historia - stwierdził Gwillim. - Wszystko zaczęło się tego dnia, gdy Archie zobaczył ciebie i twoją matkę w Esach i Floresach...

- Moją mamę? I mnie?

- Właśnie tak - potwierdził Archie. - Severus też tam był. Zrobił na mnie ogromne wrażenie, kiedy zmieniał ci pieluszkę, więc poprosiłem go, aby napisał dla nas książkę o opiekowaniu się dziećmi.

- Profesor Snape zmienił mi... - Nie byłem pewny, czy dobrze usłyszałem.

- Pieluszkę - powtórzył Archie wyraźnie. - Przewinął cię. Tak się to wszystko zaczęło. - Rozparł się w fotelu z uśmiechem, wychodząc z założenia, że udzielone przed chwilą wyjaśnienie jest odpowiedzią na moje pytanie.

Gapiłem się na niego wzrokiem pozbawionym wyrazu: sytuacja, którą opisał, zwyczajnie nie mieściła mi się w głowie.

Profesor Snape. I moja bielizna.

Czy odwrócił mnie do góry nogami i wymówił: "Chłoszczyść"? Ale gdyby tak zrobił, zszokowałby Archiego. Archie był zdecydowanie zbyt miłą osobą, żeby popierać poniewieranie niemowląt przez śmierciożerców. A właśnie powiedział, że był pod wrażeniem tego, co zrobił Severus.

Gwillim obserwował mnie oczyma błyszczącymi rozbawieniem.

- Może Harry chciałby zobaczyć swoją matkę, Archie - zasugerował, wskazując znajdującą się w gabinecie myślodsiewnię. - Jak sądzisz, mógłbyś pokazać mu to wspomnienie?

Archie uprzejmie wydobył lśniące srebrne pasmo wspomnienia i delikatnie umieścił je w myślodsiewni.

- Coś mojego też tam umieszczę - stwierdził Gwillim, po czym to właśnie uczynił.

Zawahałem się, zanim zanurkowałem. Czy widok mamy sprawi mi przyjemność, czy rozchoruję się przez niego z żalu? Załamanie się w obecności Archiego i Gwillima było ostatnim, na co miałem ochotę. Obaj jednak uśmiechali się do mnie łagodnie, więc nie mogłem odmówić. Wziąłem głęboki wdech i dałem nura.

***

Znalazłem się w znajomym wnętrzu Esów i Floresów. Zobaczyłem, jak do sklepu wchodzi młoda kobieta z wyjącym niemowlakiem. To była moja matka. Kołysała mnie gwałtownie w ramionach, usiłując mnie uciszyć, zawstydzona czynionym przeze mnie hałasem. Ale moje krzyki jedynie przybrały na sile i zaczęły przyciągać uwagę wszystkich klientów. Czerwona na twarzy z zakłopotania, spróbowała ukryć się ze swoim wrzaskliwym dzieckiem w cichym kącie między dwoma wysokimi regałami.

- Harry - szepnęła do mnie - nie płacz, Harry, proszę; wszyscy się na nas patrzą...

W tej samej chwili do księgarni wszedł mężczyzna w czarnej szacie, z cienkim, zakrzywionym nosem i twarzą okoloną czarną kurtyną tłustych włosów. Moja matka drgnęła i jej wzrok padł na Czarny Znak na jego przedramieniu. Głośne krzyki niemowlaka w jej ramionach zwróciły na nią jego uwagę.

TłuszczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz