Mój pokój, patrzę właśnie na puste ściany, puste miejsca gdzie jeszcze tydzień temu stało łóżko, szafa, biurko... To miejsce było moim azylem, to tu wylewałam łzy słabości ale również to tu postanowiłam, że pora na zmiany. Dzisiaj jest ten dzień, dzień powrotu do Kalifornii, kiedy o tym myślę czuje nieprzyjemne skurcze, spowodowane najprawdopodobniej stresem. Za 10 minut muszę zejść na dół aby zdążyć na samolot. Jestem ubrana w wygodne, długie, czarne rurki do kostek oraz za dużą szarą bluzę. Moje rude, proste włosy sięgające do połowy pleców upięłam w wysokiego kucyka. Na twarzy mam delikatny makijaż który składa się z delikatnej warstwy podkładu, tak żeby nie zasłaniał on moich piegów i wydłużającej masakry, która powiększa optycznie moje duże niebieskie oczy.
-Aaaaalex, pora jechać! Schodź już proszę!- Słyszę krzyk taty dochodzący z dołu.
Podnoszę z podłogi swój czarny worek i ostatni raz spoglądam na swój pokój. Samotna łza spływa po moim policzku kiedy myślę o tym wszystkim co w nim przeżyłam. Zamykam drzwi i szybko ją wycierając zbiegam po schodach. Przy wyjściu stoi Saimon który kiedy mnie zauważył wystawił mi język i wybiegł na dwór w stronę czekającej na nas taksówki. Wychodząc widzę tatę który stoi przy bagażniku i razem z kierowcą pakują nasze walizki, kiedy mnie zauważa uśmiecha się do mnie pokrzepiająco. Bagaży nie ma dużo ponieważ wczorak większość rzeczy zabrała firma przeprowadzkowa. Kiedy wszystko było już spakowane wsiedliśmy do auta, tata zajął miejsce z przodu a ja razem z bratem za nim. Wyglądam przez okno i ostatni raz spoglądam na biały dom w którym mieszkałam 7 lat. Samochód rusza a ja dalej nie mogę oderwać wzroku od oddalającego się budynku. Kiedy obraz znika przy zakręcie sięgam do worka i wyjmuje z niego dwie pary słuchawek oraz rozdzielacz, jedną parę daje Saimonowi który uśmiecha się do mnie i czeka aż włączę jakąś piosenkę. Wybieram piosenkę "Home"- Edward Sharpe & The Magnetic Zeros, a następnie w kolejce ustawiam płytę U2- "All that you can't leave behind" i sama wkładam słuchawki opierając głowę na szybie i przyglądając się krajobrazowi za oknem. Muzyka zawsze mnie relaksuje, można powiedzieć, że jest ona moją pasją, kocham śpiewać a oprócz tego gram na kilku instrumentach. Za oknem widzę las, to w nim przebiegałam kilometry wylewając poty. Następnie kawiarnie gdzie pozwalałam sobie na jedyne chwile z słodyczą jaką była ciepła czekolada, nie zawodny sposób na smutki. Przejeżdżamy też przy mojej szkole, na ustach pojawia mi się cień uśmiechu kiedy myślę, że nie będę musiała już tam wracać. "Ale przecież nie wiesz jak będzie w nowej szkole, pewnie nic się nie zmieni." Odsuwa od siebie te myśli i skupiam się na obrazie za oknem.
Podróż skończyła się wraz z ostatnim dźwiękiem piosenki z płyty. Taksówkarz zaparkował a my wspólnie zabraliśmy się za wypakowanie walizek i ruszyliśmy ku wejściu na lotnisko. Uzgodniliśmy wcześniej z tatą, że ja będę mieć oko na brata a on zajmie się całą resztą. Po chwili już staliśmy w dosyć długiej kolejce aby przejść przez kontrole bezpieczeństwa. Jak zawsze odezwało się moje szczęście i kiedy brat z tatą byli już po drugiej stronie... "IYIYIYIY" maszyna zaczęła piszczeć, akurat wtedy kiedy przez nią przechodziłam. Super. Podeszła do mnie pani z ciemnymi, kruczoczarnymi włosami i świdrującymi zielonymi oczami, zabrała mnie na kontrole osobistą. Ekstra. Czułam się jak jakiś kryminalista! Okazało się, że jak największa gapa zapomniałam zdjąć paska do spodni. Cudownie. Kiedy podeszłam już do rodziny mój brat zwijał się ze śmiechu, nic dziwnego, wyglądałam na spanikowaną i jak zawsze podczas stresu na mojej twarzy gościł ogromny rumieniec a głos stał się piskliwy. Wspaniale. Kiedy spojrzałam na tatę zauważyłam, że jego ta cała sytuacja również rozśmieszyła. No tak, jego jedyna córka przeżywa chwilę grozy a on próbuje ukryć śmiech.
- Ha ha ha, bardzo zabawne, boki zrywać. Może przestaniecie się już ze mnie nabijać, to wcale nie było śmieszne.- mówię próbując udawać poważną ale kiedy patrzę na nich nie wytrzymuje i na mojej twarzy również pojawia się uśmiech.
- Oczywiście, że nie pomidorku- odpowiada mój tata, tym razem nie potrafiąc powstrzymać cichego chichotu. - Chodźcie, znajdziemy odpowiednią bramkę i usiądziemy gdzieś niedaleko niej.
Kiedy znaleźliśmy już odpowiednie miejsce nie mieliśmy nawet czasu usiąść ponieważ zaczęto już wpuszczać do samolotu. Po pokazaniu paszportów i krótkiej sprzeczce z bratem kto usiądzie przy oknie, która wygrał ten mały gad, usiedliśmy na swoich miejscach. Z worka wyjęłam standardowy zestaw czyli tak jak wcześniej dwie pary słuchawek, rozdzielacz oraz telefon. Tym razem zdecydowałam się na płyty Imagine Dragons, których uwielbiam. Samolot zaczął poruszać się po pasie startowym a moje powieki stawały się cięższe i kiedy samolot wzbił się w chmury odleciałam w krainę snów.
//////////////////////////////
Witam wszystkich!
To moje pierwsze opowiadanie na wattpadzie ktore mam nadzieję że przypadnie Wam do gustu :). Mam nadzieję, że będziecie zostawiać po sobie ślady w postaci gwiazdek(za wszytskie pod poprzednim rozdziałem bardzo dziękuję ^^), komentarzy, pozytywnych jak i tych negatywnych (są one dla mnie bardzo ważne, ponieważ chciała bym wiedzieć gdzie popełniam błędy). Następny rozdział w następny weekend ^^
~Bookowiczka :)
CZYTASZ
Silniejsza niż myślisz/ zawieszone
Teen FictionPowrót do rodzinnego miasta, szansa żeby zapomnieć o przeszłości, żeby zacząć żyć jeszcze raz. Alex, 17 letnia dziewczyna wraca, razem z ojcem i bratem, do Kalifornii, aby tam zacząć być sobą na nowo, znaleźć przyjaciół, może miłość oraz rozwijać sw...