Odwróciłem wzrok od okna i udałem się do salonu. Hm... telewizji nie pooglądam, bo nieopłacone. Ah... i co tu porobić? Usiadłem na wygodnie kanapie, a Rubi wspiął się na nią i zaczął się do mnie łasić. Podrapałem go trochę pod bródką i za uszkami.
- Będzie się nam tu strasznie nudzić. - zamyśliłem się. Rubi ułożył się na moich kolanach i zasnął.
Sierociniec
- Nie rozumiem, jak mogłaś to zrobić?! Wyraźnie ci powiedziałam, co o tym myślę! - krzyczałam na Johanne. - Dlaczego nie posłuchałaś? - spytałam już spokojniej.
- Jak to dlaczego? Żeby go chronić! To jeszcze dziecko. Mówiłam ci, że sobie nie pora...
- Jak możesz tak mówić skoro nawet dobrze go nie poznałaś? - przerwałam jej w połowie.
- Ależ poznałam! Te kilka miesięcy wystarczyło.
- Nie chrzań. Nawet raz nie zaglądnęłaś do jego pokoju, nie porozmawiałaś, nie pomogłaś w lekcjach. Co ty o nim możesz wiedzieć, skoro cała twoja wiedza na temat Micka opiera się na karcie opieki socjalnej i wycinku z gazety?
- Hamuj się. I używaj odpowiedniego słownictwa. Gina tutaj jest.
Obejrzałam się. Faktycznie. W drzwiach stała mała dziewczynka z długimi włosami w odcieniu ciemnego blondu, jasnobrązowymi oczami, trzymająca w ręku pluszowego, białego króliczka - Pana Mourisa. Miała drobne, smukłe ciałko i była rok młodsza od Micka. Gina była jego jedyną koleżanką w sierocińcu. Znali się już wcześniej. Jej rodzice zostawili ją przed drzwiami sierocińca, gdy się urodziła. Nigdy nie dowiedzieliśmy się dlaczego to zrobili. Nigdy nie chcieli też szukać jakiegokolwiek kontaktu z córką. Gina stała wpatrzona we mnie.
- Ciociu, policjanci chcą z tobą rozmawiać. - zwróciła się do mnie. Tutaj dla wszystkich byłam "ciocią".
- Już idę. - rzuciłam ostatnie ostrzegawcze spojrzenie Johanne i wyszłam. Przy wyjściu poczułam jeszcze jak drobna rączka Giny chwyta moją koszulkę. Odwróciłam się.
- Ciociu... chodzi im o Micka?
- Tak, kochanie. - odpowiedziałam smutno. Nie ma sensu jej okłamywać.
- Nie mów im. Nie mów gdzie on jest. Proszę - trzymała mnie dalej, a łzy zaczęły zbierać się w jej błyszczących oczkach.
- Oczywiście, że im nie powiem, nie płacz, malutka, bo i ja się rozpłaczę. - powiedziałam drżącym głosem i otarłam łezki z policzków dziewczynki.
- Przepraszam, idź ciociu, tylko pamiętaj : ciii...- przyłożyła wskazujący paluszek do ust.
- Ciii...- wykonałam ten sam gest i puściłam jej oczko. Wyszłam na dziedziniec przed placówką. Od razu podszedł do mnie policjant i zaprosił mnie do radiowozu. Wsiadłam bez oporów i po chwili byliśmy już na komendzie. Szliśmy długim, żółtym korytarzem, aż dotarliśmy do odpowiednich drzwi. Byłam spokojna, stres mnie nie zżerał. Policjant polecił mi usiąść, co wykonałam bez wahania.
- Dobrze... - zaczął, przygotowując jakieś papiery. - Co Pani wie o Micku Dextor?
- Mick ma jedenaście lat i był w moim sierocińcu jakieś pół roku. Jego rodzice nie żyją. Jest to obrotny, zaradny i odpowiedzialny chłopiec.
- Dobrze...- zanotował . - Podobno miał również siostrę, która zginęła w porzaże, ale o tym Pani nie raczyła wspomnieć. Dlaczego?
- Rose żyje, proszę Pana.

CZYTASZ
Wyrzutek [ZAWIESZONE]
Mystère / ThrillerKiedy ktoś nam bliski sprowadza na całą rodzinę ból, cierpienie i śmierć, zazwyczaj mu tego nie wybaczamy. Mick jednak nadal chce chronić swoją młodszą siostrę. Gdy po pożarze się rozdzielają, a chłopak uważa swoją misję za przegraną los znów łączy...