cel: pierwsza randka

715 115 6
                                    

[Iiii... chyba faktycznie nie ma fabuły nadal. Ale wreszcie mam na to konkretny pomysł, więc jestem z siebie zadowolony.] 

- Słuchaj no, Shittykawa... - zaczął Iwaizumi, gdy Matsukawa i Hanamaki kolejno powysiadali z samochodu w swoich okolicach. Matsukawa miał do załatwienia jakieś sprawy, Takahiro powracał do domu.

Wszystko musi się kiedyś skończyć, tak jak wspólny wyjazd do lasu.

Wypowiedzi Hajime nie było jednak dane. Pewien ktoś wciął się w pół słowa.

- Iwa-chan! Tyle lat mija, a ty nadal używasz tych durnych przezwisk.

- Tyle wartych, co to twoje "Iwa-chan". - Nierozważnie jak na kierowcę, Iwaizumi sięgnął jedną dłonią ku czuprynie Tooru i starmosił ją frenetycznie. Jak za dawnych lat, jakby pewne rzeczy nigdy nie miały się zmienić.

Na przykład owo "Iwa-chan" dalej przyprawiało go o miękkie kolana. A z tym nie wypadało się obnosić, coby nie nadwyrężyć swojego autorytetu.

- Nie zmieniaj tematu - podjął brunet. - Miałem zamiar powiedzieć, że nie możesz wcielać swoich OTP w życie.

- Zobaczymy. - Tooru usadowił się wygodniej w fotelu, oparł głowę i jakby upajał się triumfem, z jakimś szemranym uśmieszkiem.

- Boże. Co ci się tam znowu uroiło?

Oikawa milczał. Hajime łudził się, że to wszystko faktycznie jeno blef.

x

- Makki - zaszczebiotał Tooru, raptem jak gdyby materializując się za znudzonym Takahiro. Ów był również zmęczony; właściwie do tego stopnia, że przysypiał na stole sklepowego zaplecza. Nowa praca, u boku Oikawy i na pół etatu także Matsukawy, a już miał dość. Nawet mimo niezłej kompanii.

Stąd też uśmiechnął się wdzięcznie, kiedy to Tooru postawił przed nim kubek kawy.

- Wreszcie! - Oikawa zabrzmiał jak szczerze zachwycony. - Uśmiech jakiś wreszcie widzę! Kiedyś się więcej uśmiechałeś.

Hanamaki pokiwał głową. W milczeniu. W porozumieniu, bo obaj zgodnie myśleli o tym, że pewne wydarzenia w życiu zredukowały u nich chęć, by się uśmiechać.

Choć Oikawa zrobił fatum na złość i stał się jeszcze weselszy, jeszcze bardziej towarzyski, zakrzykując swoje demony. Takahiro poszedł tradycyjną drogą. Smutniejszy, cichszy, mniej ufny. Bardziej zdystansowany.

- Rozchmurz się. - Szatyn przez chwilę uplasował dłoń na barku swojego towarzysza i ścisnął pokrzepiająco. Zaraz jednak przesunął się na przeciwną stronę stołu, aby zająć tam miejsce. - Jeśli wygram, umówimy cię z Matsukawą, co? Zagrajmy.

- Proszę? - Takahiro zebrał w sobie dość energii, by spojrzeć na rozmówcę. Jął przyglądać się pilniej, kiedy w dłoniach Tooru znalazły się karty.

x

- Brawo, Shittykawa, graj z byłym hazardzistą. - Iwaizumi westchnął ciężko; samopoczucie jeszcze mu się pogarszało, gdy zdawał sobie sprawę, że jego reprymenda najpewniej nic nie wskóra. - Przecież on jest jeszcze bardziej zadeklarowany niż moja matka. Chcesz mu zaszkodzić?

- Nie narzekaj na mamusię - rzucił Tooru wymijająco. - Mamusia mnie nauczyła grać.

Raz, dwa, trzy, Oikawa patrzy (Haikyuu || MatsuHana, IwaOi) √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz