5

12 2 0
                                    

- Spełnijmy marzenie – szepnął, bojąc się, że ktoś nas usłyszy i zabije tę magiczną chwilę. Zsunęłam się z jego kolan i objęłam ramionami, gdyż od razu otoczyło mnie chłodne nocne powietrze. Chris wstał, a ja nie wiedząc, gdzie się udał rozglądałam się po plaży. Noc była coraz ciemniejsza, a ognisko przygasało. Zostałam sama pośród pustki. Niezbyt wiedziałam, w którą stronę się udać by znaleźć nasze auto. Przydałaby mi się jakiekolwiek okrycie. Nawet dodatkowy koc, bym mogła ograniczyć dostęp kującego zimnego powietrza do mojego ciała.

W oddali majaczyła jakaś postać. Nie potrafiłam odgadnąć czy to Chris, czy może ktoś obcy. Szedł sprężystym, szybkim krokiem, wiec szybko moje niepewności się rozwiały, bo ujrzałam mojego Rybaka. Niósł ze sobą dwa koce, które widziałam wcześniej w pickupie oraz gałąź o dziwnym, ale znajomym kształcie. Rzucił kij na piasek, a do mnie podbiegł z kocem. Otulił mnie troskliwie, nie pozwalając dalej marznąć. Sam usiadł naprzeciw i chwycił przyniesionego patyka. Usiadł, starając się naśladować widzianych w gazetach gitarzystów z jedną nogą wyprostowaną a drugą zgiętą. Chwycił swoją udawana gitarę udając, że ją stroi i sprawdza wytrzymałość strun. Coś czuję, że to będzie najszybciej spełnione marzenie z mojej listy.

- Yhm, yhm - odkaszlnął i kontynuował. - Witam serdecznie wszystkich zebranych na tym znakomitym koncercie... Cieszę się, widząc grono stałych słuchaczy – rozglądnął się z zadowoleniem po okolicy. Jestem pewna, że nie dostrzegł nikogo, nawet ducha. – Oraz nowych, gotowych na wrażenia muzyczne. Jeśli wytrwacie pierwszą piosenkę jesteście wielcy! Na obłoki! Hej!

Ostatnie słowa wykrzyczał, jakby stał na wielkiej scenie i nie chciał być zagłuszony przez tłum, niepotrafiących skupić się słuchaczy i fanów. Nastąpiła chwila ciszy, kiedy starał się sprawnie usadowić. Ciągle śledziłam jego delikatne ruchy, nie mogąc się nadziwić temu, że improwizował, prowadząc wszystko w przemyślany sposób. Dla mnie.

Zaczął nucić dobrze znaną mi melodię. Dziś rano słyszałam ją w radio, choć teraz wydaje się jakby to było kilka lat temu. Po tym wstępie, Chris zaczął śpiewać głębokim i czystym głosem piosenkę Beatlesów „Here Comes the Sun". Cały czas pamiętał o szarpaniu wyimaginowanych strun oraz tupał nogą o piasek, wybijając rytm piosenki.

Little darling, the smiles returning to the faces

Little darling, it seems like years since it's been here

Here comes the sun, here comes the sun

And I say it's all right*

Z jego twarzy nie schodził uśmiech. Nie, jego twarz była uśmiechem. Marszczył nos i miał przymknięte oczy, wokół których pojawiły się małe zmarszczki świadczące o radości. Nieświadomie odchylał się do tyłu i przechylał całe ciało w lewą stronę. Te ruchy były mi doskonale znane. Już nie zamartwiałam się, że upadnie niefortunnie, bo go znałam. Cieszyłam się razem z nim. Tym razem pojawił się element, który wprawił mnie w zdumienie. Jego włosy. Dłuższe pukle włosów Chrisa niesfornie ułożone na głowie. Przy każdym ruchu poruszały się gwałtownie, za każdym razem tworząc inne dzieło. Przybliżyłam się do niego i odgarnęłam kosmyk, wpadający mu do oka.

- Dziękuję – szepnęłam cicho, spoglądając w szeroko otwarte oczy chłopaka.

Chciałam zatrzymać tę chwilę na zawsze. Marzenia powinny być spełniane. Każdy choć raz musi spróbować zrealizować coś niesamowitego, pragnienie tkwiące w głębi serca. Uczucia towarzyszące temu wydarzeniu są najdroższą pamiątką i wspomnieniem.

* fragment utworu "Here Comes the Sun" The Beatles

SUNNYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz