• Rozdział 16 •

163 27 114
                                    

Jeszcze z tydzień temu nie podejrzewałabym, że w mojej głowie kiedykolwiek pojawi się taka myśl. Za pierwszym razem po prostu ją stłumiłam, ale później już chciałam krzyczeć na każde jej pojawienie. Powstrzymałam się, bo była niedziela i nie byłam sama w domu. Zamiast tego skupiłam się jeszcze bardziej najpierw na odrobieniu lekcji, a potem przygotowaniu do testu. Ucieczka się powiodła do momentu, w której znów nie miałam nic do roboty.

Wtedy wreszcie pozwoliłam jej przejąć władzę, ale tylko częściową i na moich warunkach. W nich natomiast postanowiłam nie marnować reszty dnia i rozpocząć poszukiwania. Jednak kiedy tylko weszłam na strych, przypomniałam sobie, jak jeszcze niedawno przeżywałam tutaj atak. W tamtej chwili nie przyszło mi do głowy, że spotka mnie coś gorszego.

I że będziesz chciała powrotu do tego.

Mruknęłam pod nosem na kolejne pojawienie się tej myśli. Zaczęłam żałować, że przestałam ją wybijać sobie z głowy. Przez to zakorzeniła się we mnie, jakby była zwierzęciem, które właśnie znalazło dobre miejsce na przetrwanie zimy. Subtelność, z jaką to się stało, przeraziła mnie do tego stopnia, że kiedy mijałam pudła ze starymi rzeczami w poszukiwaniu tego jednego, znów szeptałam do siebie słowa rozsądku.

— Nie możesz pozwolić sobie na coś takiego. Nie chcesz tego, przypomnij sobie, jak zaczęłaś cierpieć przez nią. Nie chcesz żyć w ten sposób, nie chcesz być w tym zawieszeniu... — przerwałam i klęknęłam na ziemi.

Nie chciałam żyć w tym zawieszeniu, a od kilku dni musiałam. Każdy kolejny ranek, kiedy budziłam się normalnie, a nie przez koszmar Destiny, wytrącał mnie z równowagi. Nie wiedziałam, co o tym sądzić. Najgorsze było to, że nie potrafiłam przestać zastanawiać się i w efekcie sama siebie wytrącałam się z równowagi. 

Miałam wrażenie, że stawałam się przez to słabsza nie tylko umysłem, ale i ciałem jeszcze szybciej, niż gdybym męczyła się z Destiny normalnie. W porządku, może po pierwszym koszmarze też nie rozumiałam, czego powinnam się spodziewać, ale dzięki akcjom w dniu integracji zaczęłam powoli przyswajać zasady jej gry.

Może właśnie o to jej chodziło? Aby wzbudzić we mnie nadzieję, że zdobyłam choć trochę przewagi, a następnie zniknąć i wywołać jeszcze większy zamęt? Jeśli tak, osiągnęła, co chciała. Mimo to perspektywa przyznania, że po raz kolejny udało jej się wstrząsnąć moim życiem, brzydziła mnie. Dlatego wciąż starałam się wyrzekać tej myśli. Brzmiała absurdalnie już sama w sobie. Poza tym udowadniałam Destiny, że miała mnie w garści. Wzdrygałam się na każde wyobrażenie, w którym rozlegał się wredny śmiech demonicy, wyraźnie zadowolonej z tego, jak słaba byłam.

Jednocześnie zastanawiałam się nad jednym. Culum w jakiś sposób dawało Destiny możliwość dowiadywania się, co aktualnie się ze mną działo. A skoro tak... To dlaczego od tych dziewięciu dni nie usłyszałam choć słowa od niej? Nie doświadczyłam żadnego ataku, koszmaru. Przeżywałam dni zupełnie jak przed Sertenem — jakby Destiny w ogóle nie istniała.

— Zresztą... — Westchnęłam, po czym pokręciłam głową, by pozbyć się ostatnich refleksji.

Strych wyglądał tak jak ostatnio, kiedy tu weszłam. Przez moment myślałam, że przez ten wręcz szalony i pełen sprzeczności miesiąc ostatnie piętro drastycznie się zmieniło. W pewnym stopniu widok pudełek ustawionych w znajomy sposób mnie rozczarował. Jedyną nowością były trzy nowe kartony, które najpewniej należały do taty. Widocznie postanowić zwolnić nieco miejsca w sypialni.

Odpuściłam sobie podróże do przeszłości, czyli przejrzenie swoich starych rzeczy, i wznowiłam poszukiwania kartonu, dla którego tu przyszłam. Pochylałam się i otwierałam wieka pudełek, aby po chwili je zamykać. W żadnym z nich nie widziałam starych, podniszczonych kartek ani zeszytów. Na szczęście strach, że któreś z rodziców postanowiło je wyrzucić, zniknął, zanim zdążył się rozwinąć. Z ulgą na twarzy przesunęłam bliżej siebie odpowiednie pudełko. Wyciągnęłam pierwsze lepsze kartki z pewną treścią:

OpętanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz