Dick [Rick x Daryl]

8.2K 130 15
                                    

   Rick szedł powoli, skupiając w ręce swój rewolwer. Trzymał się blisko pleców Daryl'a, co jakiś czas patrząc przez ramię czy nie mają nikomu niesprzyjającego, tak zwanego ogona. Stawiali kroki miarowo i ociężale, wchodząc w głąb opuszczonego supermarketu, z którego w każdej chwili może wybiec chorda szwendaczy. Alejek było bardzo dużo, co było szczęściem w nieszczęściu. Taka ilość może oznaczać dużo zapasów, a zarazem niespodziewany atak sztywnych, który nie przyniósłby nikomu nic dobrego. Nawzajem słyszeli jak ciężko oddychają, przechadzając się nieprędko obok kas. Zimny pot płynął po plecach Rick'a. Wzdrygnął się, gdy zahaczył rękawem o wystające zbrojenie fundamentów, wydając tym samym głośny szelest.

– Kurwa, stary. Uważaj. Może jeszcze zacznij wrzeszczeć "Ej, tutaj jesteśmy, zjedzcie nas!"? –zapytał szeptem Daryl, odwracając się do Rick'a, który spiął wszystkie mięśnie, gdy usłyszał ostry ton kolegi. Długowłosy tylko przewrócił oczami i westchnął.

– Sorry, ale jest ciemno. Skąd mam, do cholery, wiedzieć jak jakiś budowlaniec wstawiał te pręty... – powiedział, szepcząc przez zaciśnięte zęby. Przechodzili przez rozwaloną ścianę w zgliszcza alejek. Znajdowali się w zaułku, w którym kiedyś były ręczniki papierowe i inne kosmetyki do higieny. Nic, co mogłoby się bardziej przydać. Niestety, z rzeczy, których niegdyś było tutaj multum, nie było już nic. 

   Po przejściu przez kolejne aleje, Daryl zaczynał tracić nadzieję, że znajdą coś do jedzenia, jakieś naboje czy cokolwiek innego. W tym momencie ucieszyłby się z paru puszek zupy czy chociażby butelki wody. Chodzili po opuszczonych domach, sklepach i aptekach już jakieś trzy dni. Od ostatnich poszukiwań minęło trochę czasu. Zaczynał się martwić o ich zapasy, w których dawały sobie znać spore braki. Przeszedł ostrożnie przez korytarz, rozglądając się dookoła. Po chwili zauważył dawną półkę z prezerwatywami. Zauważył, że jedno z opakowań leży trochę naruszone na podłodze. Patrzył się na nie przez krótki czas. Kiedy to on ostatnio... spojrzał za siebie, na Ricka, który przeszukiwał drugą stronę alejki. "Ogarnij się Daryl, to nie jest czas na myślenie o takich rzeczach." – zbeształ się w myślach.

– Daryl! Chodź tu. To wygląda na przejście do magazynu – pomachał Rick do towarzysza. Kusznik podszedł do niego i rzucił okiem na zastawione wejście.

– Chodź, pomożesz mi – powiedział do Ricka i razem odsunęli półkę. Poszło łatwo, zważając na to, że była prawie pusta. Rzeczywiście, ich oczom ukazało się wąskie i wysokie wejście zamknięte na kłódkę. Daryl wziął ją do ręki i obejrzał z każdej strony. Wyglądała na starą i zardzewiałą. – Nie będziemy marnować naboi, nie widzę potrzeby. Jakieś pomysły? – spojrzał na Rick'a. Niebieskooki zamyślił się na chwilę.

– Po drodze, jak tu szliśmy, widziałem łom. Czekaj, zaraz go przyniosę – rzucił i zniknął, przeskakując przez leżące regały i kupy śmieci. Nie minęła minuta, a ten wrócił z prętem w dłoni. – Kłódka może się skruszyć. – Kucnął przy przedmiocie zainteresowania, sprawdzając gdzie uderzyć. – Odsuń się na moment. – Rick zamachnął się, uderzając o zardzewiałą stal, która pod wpływem tak silnego uderzenia, wydała zgłuszony huk. Rozsypała się tylko jej część. Chłopak musiał powtórzyć uderzenie, aby rozsypała się cała, o ile to było w miarę możliwe. Udało mu się to w trzeciej próbie. Daryl osłaniał przyjaciela, lecz zdarzało mu się przyglądać mięśniom mężczyzny, które pod koszulą spinały się przy każdym uderzeniu. Przełknął głośno ślinę i patrzył jak kłódka spada na ziemię i wtapia się w otoczenie. – Mam nadzieję, że nie było tak głośno, żeby nas usłyszeli. - Uśmiechnął się do Daryla i zrobił mu miejsce, aby szedł przodem. Ten wszedł do pomieszczenia, trzymając kuszę gotową do wystrzału. Ostrożności nigdy za wiele. Rozejrzał się dookoła i westchnął. Pomachał do Ricka na znak, że droga wolna.

How to fuck?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz