Śpię dziś wyjątkowo spokojnie, co jest bardzo dziwne w tych warunkach. Nie mam tu na myśli luksusowych apartamentów, które raczej sprzyjają nam poczuć się dobrze podczas naszych, być może, ostatnich dni życia. Ale jak tu czuć się dobrze? Każdy dzień przybliża mnie do tego, co nieuniknione - do stanięcia na arenie. Będę musiał stanąć przeciwko kobiecie, która tak bardzo mi się podoba. Cały czas mam mętlik w głowie jeśli chodzi o jej osobę, raz jestem pewien, że powinienem uratować jej życie jeśli nadarzy się taka okazja na arenie, a innym razem myślę tylko o ratowaniu własnego tyłka. Wiem, że tak nie zachowuje się mężczyzna, ale wiem też, że Katniss nie zawaha się mnie zabić, jeśli będzie trzeba. Być może to lepiej, któreś z nas musi zginąć, a wizja Primrose, która zobaczy śmierć własnej siostry na ekranie, przyprawia mnie o dreszcze. Jednak najważniejsze w tym wszystkim jest dla mnie to, aby nie zatracić samego siebie, swojego człowieczeństwa. Nie dać się zmanipulować organizatorom igrzysk i do końca pozostać sobą oraz przede wszystkim nie poddać się bez walki. Lecz czy będę walczył dla siebie, czy dla Katniss - tego jeszcze nie jestem w stanie powiedzieć.
Wstaję z łóżka i idę pod prysznic, ponieważ nie zrobiłem tego poprzedniego wieczoru. Dokładnie przyglądam się mojemu odbiciu w łazienkowym lustrze. Wędruję ręką po moim umięśnionym brzuchu, dotykam wystających kości policzkowych i przeczesuję palcami blond włosy.
- Peeta! Czekam na ciebie! - słyszę głos Haymitcha zza drzwi, więc szybko wychodzę w samym ręczniku i widzę mentora trzymającego ciemne ubrania, zgaduję, że dla mnie - To są ubrania od twojej stylistki. Katniss dostała podobne, wszyscy uznaliśmy, że będziecie ubierać się podobnie.
Bez słowa biorę wieszak z moim strojem i go na siebie ubieram.
- Teraz pójdziemy na śniadanie.
Stół jak zwykle zastawiony jest pysznościami. Nie będę w stanie spróbować wszystkiego, nawet jeśli nałożyłbym bardzo małe kawałki każdego rodzaju. Przy stole siedzi już Katniss, więc razem z Haymitchem życzymy jej dobrego dnia i nakładamy jedzenie na swoje talerze. Zdecydowałem się na wołowinę, tak samo jak mój mentor.
- Do rzeczy - mówi mężczyzna. - Szkolenie. Jeśli chcecie, to na początek mogę was uczyć osobno. Musicie teraz zdecydować.
- Dlaczego mielibyśmy się szkolić osobno? - pyta Katniss.
- Czasem się zdarza, że ktoś dysponuje jakąś skrywaną umiejętnością, z którą nie chce się zdradzić.
Mój wzrok krzyżuje się ze wzrokiem Katniss.
- Nie skrywam żadnych szczególnych umiejętności - zabieram głos. - A twoje już znam, prawda? Chodzi o to, że zjadłem już niejedną twoją wiewiórkę.
Dziewczyna wygląda na zdziwioną, ale nie odzywa się ani słowem. Siedzi w ciszy i patrzy się na mnie marszcząc czoło. Wygląda naprawdę uroczo.
- Może nas pan uczyć razem - zwracam się do Haymitcha.
- Nie ma sprawy. Skoro tak, powiedzcie mi, co potraficie.
- Ja nic nie potrafię - mówię. - Pieczenia chleba nie liczę.
- I słusznie. A ty, Katniss? Wiem, że nieźle władasz nożem,
- Tak sobie, ale umiem polować - mówi dziewczyna. - Strzelam z łuku.
- Dobrze sobie radzisz na łowach?
- Nie najgorzej.
Matko kochana, jak ta dziewczyna może być tak skromna? Jest w tym doskonała, a ona mówi, że radzi sobie nie najgorzej?
- Jest świetna - wyrywa mi się. - Mój ojciec kupuje od niej wiewiórki. Od niego wiem, że nigdy nie przeszyła strzałą ciała. Zawsze trafia w oko. Tak samo radzi sobie z królikami, które sprzedaje rzeźniczce. Potrafi rozłożyć nawet jelenia.
- Co ty wygadujesz? - czuję irytację w głosie Katniss.
- Sama sobie zadaj to pytanie. Jeśli on ma ci pomóc, musi poznać twoje możliwości, a ty przecież masz się czym pochwalić.
- Może lepiej opowiedz coś o sobie? - dziewczyna prawie krzyczy. - Widziałam cię na rynku. Bez trudu dźwigasz pięćdziesięciokilogramowe worki z mąką. Dlaczego o tym nie wspomnisz? To nie byle co.
- Jasne, jestem pewien, że na arenie będzie mnóstwo worków z mąką, żebym sobie nimi porzucał w ludzi. Przenosząc ciężary, nie nauczysz się walczyć z wrogiem, dobrze o tym wiesz.
- Jest dobry w zapasach. W ubiegłym roku zajął drugie miejsce w naszych szkolnych zawodach, przegrał tylko z własnym bratem - Katniss zwraca się do Haymitcha nieco łagodniejszym tonem.
- Jaki z tego pożytek? - pytam. - Ile razy widziałaś, żeby ktoś udusił kogoś w zapaśniczym chwycie?
- Na igrzyskach zawsze dochodzi do walki wręcz. Wystarczy, że zdobędziesz nóż, a twoje szanse wyraźnie wzrosną. Jeżeli ja zostanę zaatakowana, to już po mnie! - krzyczy dziewczyna.
Mam ochotę jej powiedzieć, że w razie czego postaram się ją obronić, ale szybko gryzę się w język.
- Nikt cię nie zaatakuje! - krzyczę zamiast tego. - Zaszyjesz się gdzieś na drzewie, będziesz jadła surowe wiewiórki i odstrzeliwała przeciwników z łuku. Nawet nie podejrzewasz, co powiedziała moja matka, kiedy przyszła się ze mną pożegnać. Byłem pewien, że chce mnie pocieszyć. Oznajmiła, że jesteś prawdziwą zwyciężczynią!
- E tam - Katniss macha ręką. - Pewnie miała na myśli ciebie. Przeżyłam do tej pory, bo kiedyś ktoś mi pomógł.
Spoglądam na bułkę w jej dłoni i już wiem, o co jej chodzi. Chodzi jej o dzień, kiedy celowo spaliłem bochenek chleba, aby móc jej pomóc, kiedy przymierała z głodu.
- Na arenie też ci pomogą - wzruszam ramionami, aby ukryć to, jak bardzo poruszyło mnie to, że dziewczyna nadal pamięta to, że jej pomogłem. - Sponsorzy na wyprzódki będą biegli ci z pomocą.
- Tak samo mnie, jak i tobie.
Ona nadal nie rozumie, że to ona jest uważana tu za bohaterkę, bo zgłosiła się za Prim, a ja jestem po prostu chłopakiem z dwunastki, który nie jest dla nikogo zauważalny. Zatem czy taki zwykły, szary i niewidzialny chłopak ma prawo kochać się w bohaterce, którą niewątpliwie jest Katniss Everdeen?

CZYTASZ
Oczami Peety//Igrzyska Śmierci z perspektywy Peety Mellarka
FanfictionIgrzyska Śmierci z perspektywy Peety Mellarka. Opowiadanie nie tylko dla osób, które czytały/oglądały "Igrzyska Śmierci". ___ Panem podzielone jest na dwanaście dystryktów. Co roku organizowane są Igrzyska Głodowe, a z każdego dystr...