Deszczowe chmury rozproszył wiatr przynoszący ciepłe popołudnie, co bardzo ucieszyło Takashi'ego. Niemal godzinna podróż wozem z domu na stację w ulewie nie byłaby zbyt przyjemna. Teraz bezchmurne niebo i grzejące w plecy słońce jakby samo chciało serdecznie przywitać nowego członka jego rodziny. Wieść o planach ojca nie powinna go zaskoczyć, w końcu w jego domu potrzebny jest ktoś do pomocy, a nie stać ich było na zatrudnienie gosposi. Mieli za to wystarczająco dużo miejsca i jedzenia na przyjęcie do rodziny jeszcze jednej osoby. Ciotka i tak dużo dla nich robiła, nie mogła do tego przejąć jeszcze obowiązków jego matki.
Ekscytacja chłopaka rosła z każdym kolejnym kilometrem. Tak jak część jego rodzeństwa nie mógł doczekać się poznania nowej siostry. W końcu dotarł na miejsce. Zsiadł z wozu i przywiązał klacz w wyznaczonym miejscu. Pogłaskał ją po szyi, gdy ta trąciła go łbem, jakby popędzając go do wejścia na stację.
Wspiął się po schodach i popchnął ciężkie, stare, drewniane drzwi. Szybko wzrokiem ogarnął całe pomieszczenie, w którym nie znalazł nikogo oprócz pana Smith'a zamiatającego pomieszczenie. Szybko podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu. Ten, jakby dopiero teraz zauważył jego przybycie.
- No, wreszcie jesteś. Chłopak czeka tutaj od dobrej godziny. Uparł się, że będzie siedzieć na zewnątrz, mimo, że wszystkie ławki są mokre. Szczerze zdziwiłem się, jak go zobaczyłem. Myślałem, że weźmiecie dziewczynkę, skoro potrzebujecie kogoś do pracy w domu. Chociaż przez te włosy od tyłu wygląda niemal jak dziewczyna.
- A-ale.... Co? My... Ojciec kazał sprowadzić dziewczynę. Musiała zajść jakaś pomyłka. Pewnie ona jeszcze nie przyjechała. - Był zbity z tropu, nie spodziewał się, że napotka jakiekolwiek problemy, a nawet nie zdążył jeszcze się spotkać z osobą, którą miał sprowadzić do domu.
- Rozmawiałem z nim. Twierdzi, że został adoptowany przez rodzinę Shirogane. Znasz tutaj kogoś innego o takim nazwisku?
- I co ja teraz zrobię... - powiedział bardziej do siebie niż do swojego rozmówcy. Spojrzał przez okno na tory. O szybę po drugiej stronie opierał się ktoś z ciemną czupryną. Takashi przejechał dłonią po włosach i wypuścił głośno powietrze. Nie mógł go tak zostawić.
Szybko zakończył rozmowę i wyszedł z budynku na podest przed torami. Nieznajomy, zaalarmowany dźwiękiem skrzypiących drzwi odwrócił głowę w jego stronę i się wyprostował.
- Pan Shirogane? Przyszedł pan po mnie?
- Wystarczy Shiro. Nie jestem pewnie dużo starszy od ciebie. Jak się nazywasz?
- Keith. Keith Kogane.
***
Jechali w niemal całkowitej ciszy, przerywanej rżeniem koni i śpiewem ptaków. Głowa każdego z chłopców była zajęta rozmyślaniem o niedalekiej przyszłości. Keith siedział sztywno na swoim miejscu, martwiąc się o to, że coś tak banalnego jak garbienie się będzie miało wpływ na to, czy pozwolą mu zostać w tym domu. Shiro natomiast główkował nad tym, jak wyjaśnić tą sytuację i przekonać ojca do zatrzymania chłopca z nimi. Pokonali więcej niż połowę drogi powrotnej i mino, że nie rozmawiali zbyt wiele, Shiro poczuł, że nie mogą opuścić bruneta.
Takashi nie wiedział, o czym ma rozmawiać ze swoim towarzyszem podróży, żeby nie trafić w czuły punkt. Rodzina, przyjaciele, poprzednie miejsca zamieszkania... Rozmowa z nim była jak stąpanie po polu minowym.
-To... co lubisz robić w wolnym czasie?
- Nie wiem. Nigdy nie miałem zbyt dużo wolnego czasu, żeby pomyśleć o czymś takim. - Starszy chłopak podrapał się po głowie. Poczuł się niezręcznie. Nawet coś takiego jak czas wolny nie było łatwym tematem.
- Ale chyba w nowych rodzinach po obowiązkach miałeś czas dla siebie?
- Miałem. Zwykle po pracy szedłem się najeść i odpocząć. Niemal codziennie pracowałem od rana do późnego wieczora więc nie miałem kiedy w coś pograć czy zrobić coś innego niż sen. - Keith spojrzał na swojego być może starszego przyrodzonego brata. Jego zszokowana mina ponagliła go do szybkiej kontynuacji wypowiedzi. - Nie żebym narzekał. Jestem wdzięczny tamtej rodzinie, że mnie przyjęła, mimo, że tylko na czas żniw. Miałem dużo obowiązków, ale przecież tego się ode mnie oczekuje. Nie boję się pracy. Sprostam wszystkiemu.
- A powiedz mi... umiesz gotować?
- Co proszę? - Teraz to Keith był zaskoczony.
- Gotować. I szyć, cerować, opiekować się dziećmi...
- No umiem. Nieczęsto zajmowałem się dziećmi w nowych domach, bo zazwyczaj wybierano mnie do pracy na roli, ale w sierocińcu opiekowałem się najmłodszymi. Gotowania i innych też się nauczyłem od gosposi w miejscu, w którym spędziłem najwięcej czasu. No i od przykaciółki.
Twarz młodszego chłopaka niemal nieznacznie posmutniała po ostatnich słowach, co nie uciekło uwadze Shiro. Keith jeszcze nigdy nie został wysłany tak daleko od sierocińca. Miał nadzieję, że pozwolą mu wymieniać z nią listy. Ponieważ spotkanie się na parę godzin było niemożliwe przy takiej odległości.
- Dlaczego o to pytasz? Myślałem, że mam u was pracować na polu lub przy zwierzętach.
To był ten czas, kiedy młody Shirogane musiał powiedzieć chłopakowi prawdę. Nie chciał mu robić złudnej nadziei, że z nimi zostanie, bo nie miał pewności, że tak będzie. Wolał uprzedzić go wcześniej, niż postawić nieświadomego przed ojcem. Zwolnił konie i zatrzymał wóz na poboczu drogi. Keith spojrzał na niego oczekując odpowiedzi. Czy już zdążył palnąć coś głupiego, co obraziło starszego chłopaka?
- Keith, ja... muszę ci coś powiedzieć. Ojciec przysłał mnie tu, żebym sprowadził do domu dziewczynkę. Potrzebujemy kogoś, kto zajmie się domem i dziećmi, a nie kogoś do pracy przy żniwach. - Spojrzał zmartwionym wzrokiem na sierotę. Serce Keitha zabiło mocniej ze strachu. Nie zdążył nawet dojechać na miejsce, a już wiedział, że zostanie wyrzucony. Czego się spodziewał? Że w końcu wszystko zacznie się układać? Że znajdzie rodzinę? Ktoś go zechce?
- Więc dlaczego mnie tam wieziesz? - podniósł wzrok i dodał głośniej - Dlaczego nie zostawiłeś mnie na stacji, skoro wiedziałeś, że i tak nie będę mógł zostać? - Poczuł się zdradzony. Zdążył zaufać chłopakowi, który od początku posyłał mu ciepły uśmiech i zachęcał do rozmowy. Już myślał, że dobrze by się dogadywali.
- Ponieważ jest nadzieja, że zostaniesz. Umiesz robić to, co dziewczyny, do tego znasz się na pracy na roli i przy zwierzętach. Może jak porozmawiam z ojcem, to pozwoli ci zostać. Do tego następny pociąg powrotny masz dopiero jutro. Nie mogłem cię tam zostawić.
Keith nie wydawał się być przekonany słowami chłopaka. Jednak nie miał innego wyjścia. Musiał jechać dalej i stawić czoła głowie rodziny Shirogane.
W końcu publikuję pierwszy rozdział. Pojawiłby się wcześniej, ale nie miałam warunków do pisania. Ale dzięki temu pojawia się w dniu premiery 3 sezonu! (Której nie mam możliwości obejrzeć...) Zaczyna się dość spokojnie, muszę wkręcić się na nowo w wir pisania. Już teraz mogę Wam obiecać, że każdy rozdział będzie miał ponad 1000 słów. Od kiedy udzielam się na wattpadzie, żaden mój rozdział nie miał mniej.
Dziękuję Wam za takie miłe przyjęcie prologu i zainteresowanie tą historią. Mam nadzieję, że razem doprowadzimy ją do końca.
Do przeczytania ;)
CZYTASZ
There's no place like home
FanfictionVoltron x Ania z Zielonego Wzgórza AU Historia inspirowana książką i nowym serialem Netflixa, jednak dalsza część może znacznie różnić się od oryginału. Dlaczego? Ponieważ Keith jest całkowitym przeciwieństwem znanej wszystkim Ani. Rodzina Shiroga...