✴ ✴ ✴
Suddenly I'm standing on a treetop up so high
And all the songs, and all the poems, suddenly they're right✴ ✴ ✴
!! ponad 2000 słów !!
Klub nocny był ostatnim miejscem, do którego Josh chciał teraz wchodzić. Wieczór był wyjątkowo chłodny, wiatr bezlitośnie rozwiewał jego świeżo pofarbowane, jeszcze mokre włosy, pozostawiając je w zdecydowanym nieładzie. Wybiegając z domu nie zdążył nawet chwycić czapki, a kaptur jego bluzy okazał się być niezbyt pomocny. Wtedy jedyne o czym był w stanie myśleć, to bełkot Tylera, który usłyszał zaraz po odebraniu połączenia.
-Umieram, Josh - rzucił od razu, próbując przekrzyczeć niemiłosiernie głośną muzykę. - Tym razem już tak totalnie. Albo wiesz co? Chyba już jestem nieżywy - wybuchnął histerycznym śmiechem przerwanym przez nagły napad kaszlu.
Tyler zamilkł na chwilę. Josh z doświadczenia wiedział, że w tym momencie jedyne, co może zrobić, to w spokoju wysłuchać żalów Tylera, a potem jak najszybciej zgarnąć go do domu. Nawet nie musiał się go pytać, gdzie się teraz znajdował, bo zawsze dostawał taką samą odpowiedź: tam gdzie zawsze. A to znaczyło tyle co obskurny klub nocny znajdujący się dwie ulice dalej.
Zaraz potem brunet ciągnął dalej.
- Sam już nie wiem, czy to serce w ogóle nie bije, czy zapierdala już tak szybko, że tego nie zauważam. Zabawne, nie?
Josha jednak nie bawiło to ani trochę. Zamiast odpowiedzieć, wyszedł pospiesznie z łazienki, wycierając po drodze włosy ręcznikiem, próbując jednocześnie utrzymać telefon przy uchu. Na ręczniku zostawił pełno czerwonej farby, która spłynęła z jego włosów, ale nie dbał o to.
Tyler kontynuował swoje wywody, które dopiero po dłuższym czasie zakończył krótkim "musisz po mnie przyjechać i sprawdzić czy ta pierdolona pikawa ciągle działa". Josh jedynie przewrócił oczami, a następnie rzucił szybkie "już jadę" i rozłączył się, zostawiając Tylera samego z jego sercem.
Chwycił czarną bluzę, którą dzień wcześniej rzucił niedbale w kąt, następnie przez dłuższy czas przekopywał swój pokój w poszukiwaniu kluczy od mieszkania, obiecując sobie, że po powrocie już na pewno zajmie się ogarnięciem tego syfu, który go otaczał.
Biegł teraz pustą ulicą w kierunku klubu, przeklinając się w duchu za wybranie najbardziej niewygodnych butów, jakie miał.
Już z daleka usłyszał niemiłosiernie głośną muzykę dobiegającą ze środka. Na samą myśl o tym miejscu rozbolała go głowa. Dotarł zdyszany pod same drzwi, w których stał jeden z ochroniarzy. Josh odetchnął z ulgą widząc, że niezmiennie był to ten sam człowiek, co zawsze, więc nie miał problemu z dostaniem się do środka. Rzucił jedynie krótkie "Tyler", na co mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem i wpuścił go do środka, jakby to imię było jakimś niezwykle tajnym hasłem.
YOU ARE READING
long way down ✴ joshler one-shots
Fanfiction"love, i have wounds, only you can mend, i guess that's love"