24 PAŹDZIERNIKA - LICZBA 1

294 69 6
                                    

Pytanie przed czytaniem. Macie pauzy czy myślniki?

*dziesięć lat później*

— Sheo, gdzie idziesz? —
spytała ciocia.

— Nigdzie. Derek przychodzi. — rzuciłam cicho.

Pewnie się zdziwicie, co tu robi ciocia Sofi. Otóż. Pamiętacie kiedy będąc mała, miałam podejrzenia co do mojej mamy. Że coś przede mną ukrywała. Nie myliłam się. Gdy miałam 9 lat zmarła. Miała nowotwór. Lekarze dawali jej marne szanse. Był to ciężki i złośliwy przypadek.

Opiekuje się mną ciocia. Siostra mojej mamy. Przeprowadziła się do mnie. Ostatnio nawet mój ojciec raczył mnie odwiedzić, gdy kończyłam szkołę. Nie wiem skąd się dowiedział gdzie chodzę. Nigdy wcześniej nie interesowało go moje życie. I wzajemnie.

— Tak ciociu, będziemy się uczyć. — przytuliłam ją.

~***~

— Nie denerwujesz się? — spytał chłopak, wyciągając podręcznik do matury.

— Nawet nie wiesz jak...

— A jeśli nie zdamy? Co jeśli to wszystko nas przerośnie?

— Miałam w życiu pod górkę. Sądzę, że nic nie jest w stanie być gorsze niż to co było.

— Nie mów tak. Życie płata figle.

— Yhm... — mruknęłam. — Słuchaj...

— Tak?

— Mógłbyś iść ze mną na strych? Bo wiesz... Boję się sama. — sapnęłam, przecierając zaspane oczy.

— Po co miałbym z Tobą tam iść?— spytał poważnym głosem.

— Mój podręcznik jest gdzieś na strychu. Pająki i ten cały kurz... — wydukałam, spróbując wytłumaczyć mu i otrząsając się na myśl o włochatych odnóżach.

— Zabiję je dla Ciebie. — puścił mi oczko.

~***~

— To jest to? — spytał Derek.

— A wygląda Ci to na podręcznik do matury? — wyrwałam mu z ręki małą kolorową książkę.

— A wygląda Ci to na podręcznik do matury. — przedrzeźnił mnie, mrucząc pod nosem i wykrzywiając twarz. — A to? — tym razem pokazał mi dość grubą księgę z niebieską okładką.

— Czekaj, chyba tak! — krzyknęłam, wyrywając mu ją z ręki.— Nie, jednak nie. Z roku 2000.

Westchnął głęboko, wyciągając książkę z moich objęć i odkładając na stertę sprawdzonych już wcześniej.

— Dlaczego ja tu siedzę? — spytał, spoglądając mi prosto w oczy.

— Jeśli chcesz możesz iść. — spuściłam głowę i przejrzałam kolejne stosy.

Przybliżył twarz i złożył krótki pocałunek na moich ustach. — I zostawić Cię z tymi krwiożerczymi pająkami? Nigdy! — zaśmiał się, biorąc następną książkę.

Uśmiechnęłam się sama do siebie i wzięłam głęboki wdech. — O mój Boże!

Z tego całego wrażenia musiałam aż wstać.

— Znalazłaś? — również wstał i podszedł bliżej, by przyjrzeć się przedmiotowi, który trzymałam w dłoniach.

— Chcesz wiedzieć co to jest? — spojrzałam na niego bokiem.

— Książka, która sprawiła, że zaniemówiłaś?!

— Ale z Ciebie żartowniś. — przewróciłam oczami. — To książka, którą znalazłam kiedy byłam jeszcze dzieckiem.

— Czasy archeologa?

— Yhy.

— Co jest w niej takiego wyjątkowego? — spytał, dotykając materiał okładki.

— Właściwie to nie wiem. Nie umiałam jeszcze wtedy czytać. Zupełnie zapomniałam o tym znalezisku.

Otworzyłam ją i przejechałam palcem po pierwszej pustej stronie. Przypomniał mi się dzień kiedy ją odkopałam. Wspomnienia również sięgnęły do pamięci o mojej mamie. Szkoda, że jej tu teraz nie ma. Sama potrafię czytać i najchętniej wydukałabym jej tą całą książkę na jednym wdechu.

— Kim jest Jim? — spytał Derek.

— Jaki Jim?

— Ten Jim. — wskazał na minimalny podpis, rozpoczynający całe zapiski. — Jim Watson.

— Warson, a nie Watson. — poprawiłam go, przyglądając się z ciekawością dwóm wyrazom. — Pewnie autor.

Przewinęłam kolejną stronę. Zdziwiłam się widząc ją. Spoglądnęłam na następną. I następną. I kolejną.

— Rozumiesz coś z tego? — zwróciłam się do chłopaka.

Pokręcił przecząco głową. — Jakieś daty i liczby. Niekiedy wyrazy, ale jakieś dziwne. Sheo co to jest?

— Byłam pewna, że notatnik.

— A teraz?

— A teraz jestem pewna, że to są same bzdury.

— Zaczekaj! — krzyknął, podczas gdy ja zamknęłam książkę. Otworzył ją spowrotem, kartkując na stronę, na której przed chwilą jeszcze była otwarta. — To jest jutrzejsza data.— syknął.

— 24 październik. — szepnęłam pod nosem. — Wątpię, by to coś oznaczało.

— Dlaczego tu jest liczba 1? Później jest przeskok na dzień 28 i liczba 2. A gdzie reszta? 

— Może ktoś zapisywał ilość ważnych spotkań w danym dniu?

— I po co miałby podpisywać własny kalendarzyk i zakopywać go w Twoim ogrodzie?

— Ludzie mają dziwne fetysze. — zaśmiałam się, zamykając książkę. — Dobra. Skupmy się na podręczniku do matury. Z tego co pamiętam to był błękitny...

Przylądek Nadziei ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz