4. Kto to był?

1.9K 114 45
                                    


-He is coming – zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować osoba rozłączyła się zostawiając mnie w osłupieniu.

Po chwili jednak otrząsnęłam się i wróciłam do Alice.

-Kto to był? - Zapytała zaciekawiona.

-Ktoś chyba... - nie dane mi było skończyć.

Drzwi od sali gdzie przebywała moja babcia z impetem uderzyły w ścianę, po chwili jakiś czarnoskóry lekarz szybkim krokiem wyszedł z niej. Podbiegły do niego dwie starsze pielęgniarki a doktor zaczął wymieniać nieznane mi lekarstwa. Podbiegłam do niego, ale zbył mnie. Zrezygnowana wróciłam do przyjaciółki.

-Melanie! – usłyszałam głos mojego taty –Rodzice Alice odwiozą cię do domu babci.

-Ale...

-Nie mam siły na dyskusję – przerwał mi – zostanę tu, jak się czegoś dowiem to napiszę.

Niechętnie zgodziłam się. Wiedziałam że kłótnia nic nie da.

Wyszliśmy z budynku kierując się do samochodu. Skuliłam się na tylnym siedzeniu intensywnie wpatrując się przez okno Ali. Gdy samochód ruszył nikt się nie odzywał, nawet radia nie odważył się nikt puścić.

-Zostanę dzisiaj z Mel na noc – oznajmiła pewnie przyjaciółka.

Mama Ali siedząca na fotelu pasażera pokiwała tylko głową.

Po 10 minutach byliśmy już na miejscu. Powoli wyszłam z samochodu biorąc plecak o którym zapomniałam biegnąc do szpitala. Skierowałam się wprost do drzwi jednopiętrowego domku. Zrobiony był cały z ciemnego drewna, na ganku stały dwie kolumny podtrzymujące kawałek czarnego dachu. Metr od werandy znajdował się podjazd do garażu gdzie zaparkowane było stare auto mojej babci.

-Gdzie masz walizki? – usłyszałam za sobą głos wujka.

-Zastały w samochodzie taty – nie odwracając się sięgnęłam w głąb torby szukając kluczy.

Wyciągnęłam je po krótkiej chwili i wsadziłam do zamka chcąc przekręcić. Nie udało mi się to. Pociągnęłam za klamkę i ze zdziwieniem zauważyłam że są otwarte. Usłyszałam za sobą dźwięk odjeżdżającego auta i korki Alice.

-Były otwarte – powiedziałam zdziwiona.

-Może jak wynosili twoją babcie nie zamknęli? – nie czekając na moją reakcje ominęła mnie i weszła do środka. Po chwili poszłam w jej ślady, zdjęłam buty i zamknęłam drzwi. Po omacku szukałam włącznika, ale okazało się że nie działa. Zobaczyłam palące się światło w kuchni i poszłam w tamtym kierunku. Przechodząc przez salon zobaczyłam w oknach sięgających od ziemi prawie do sufitu cień człowieka w lesie. Zatrzymałam się w gwałtownie i zamrugałam kilka razy lecz cienia już nie było. Pewnie mi się wydawało – pomyślałam, zapaliłam światło w pokoju i weszłam do niewielkiej kuchni. Ali siedziała na białym blacie przeglądając telefon podłączony do prądu. W pomieszczeniu światło dawał jedynie jej telefon. Otworzyłam lodówkę i z grymasem na twarzy stwierdziłam że nie ma za dużo jedzenia. Alice widząc moją minę zeszłą z blatu.

-Może zamówimy pizze? – spytała z entuzjazmem.

Niepewnie spojrzałam na zegar. Dochodziła północ.

-Znasz pizzerie która jest otwarta o tej porze? – zaśmiałam się.

Ali wzięła do rąk dwie pomarańczę leżące w misce na owoce próbując nimi żonglować. Otworzyła usta by coś powiedzieć lecz przerwało jej głośne stuknięcie dochodzące z salonu. Wypadła jej jedna pomarańcza i poturlała po podłodze. Wymieniłyśmy spojrzenia i odwróciłyśmy w stronę drzwi. Pomarańcza gwałtownie zatrzymała przed drzwiami w cieniu. Kształt cienia przypominał człowieka. Chciałam wziąć nóż, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Gdy usłyszałyśmy kroki, ani ja, ani Ali nie ruszyłyśmy się z miejsca. Serce zaczęło mi walić jeszcze szybciej gdy w progu stanęła zakapturzona postać.

-------------------------------------------------

Przepraszam za tak długi brak rozdziałów ale nie miałam pomysłu. Spróbuję dodawać częściej. Jak się podoba rozdział? Miłego dnia ^^


LucyferOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz