Rozdział 6

10 0 0
                                    

WAŻNE!!! Poszukuję bety, więc kto chętny niech pisze. Byłoby miło, a teraz zapraszam na rozdział.

Od czasu „rozprawy" minęło parę dni. Jak się okazało nie musiałem już dłużej mieszkać w tym małym, gównianym białym pokoiku, lecz dostałem przestronne pomieszczenie zaopatrzone (ku mojej uciesze) w bardzo wygodne, małżeńskie łóżko. Kolorystyka ścian była mi przyjazna, otóż były one czarne z domieszką szarości i bieli. Po lewej stronie od drzwi wejściowych stało mahoniowe biurko, na którym leżał list od szanownego Michałka. Prawdopodobnie. Parę metrów od mebla znajdowała się ogromna szafa. Było w niej pełno czarnych jeansów z dziurami oraz koszule w białym kolorze. Poza tym znajdowały się tam buty, które chciałem sobie ukraść ze sklepu będąc jeszcze na Ziemi. Tak moi drodzy, były to piękne, wysokie glany. W liście ze stolika można było się dowiedzieć, iż jeśli chcę cokolwiek zjeść muszę stawić się na tzw. jadalni równo o godzinie dziesiątej. Zaraz po przeczytaniu tej krótkiej notki, położyłem się spać i od razu zasnąłem.

Obudziłem się z potwornym bólem głowy, a w oczach miałem łzy. Czyżby Gabryś miał rację i moja dusza postanowiła jednak żyć? W każdym bądź razie od niepamiętnych czasów miałem sen. Był on do tego złym snem, gdyż pojawił się w nim Adam, który umierał. I tak przez całą noc, w kółko i w kółko widziałem jego śmierć z trzeciej osoby, a to oznaczało, iż widziałem też siebie. Z zepsutym humorem, wstałem, ubrałem się i zgodnie ze wskazówkami udałem się na śniadanie. Otworzyłem drzwi, aby wyjść i ku mojemu zaskoczeniu przywitał mnie ogromny uśmiech na twarzy Dagio.

-Hej Chris, jak... Ejj, co się stało?

No tak, oczywiście moja wspaniała umiejętność nie powstrzymywania emocji postanowiła się ujawnić.

-Ech, Dagio nic się nie stało. Po prostu... Miałem zły sen.

-Jak będziesz chciał o tym pogadać to w każdej chwili jestem tu dla ciebie.

Nie wiem, dlaczego ten chłopak tak się mną przejmował. Znamy się parę dni, a on zachowuje się, jakbyśmy znali się od paru lat. W sumie to miło z jego strony...

Poszliśmy w stronę sali, w której miało odbyć się śniadanie.

-Christianie, wiem, że dopiero co się tutaj znalazłeś, ale przygotowałem już dla nas treningi w celu kształtowania i doskonalenia swoich umiejętności i miło by było gdybyś zechciał w nich uczestniczyć.

Dagio był niezwykle zadowolony z siebie i swojego pomysłu. Nie wiem czy jestem na to gotowy. A jeśli okaże się, że nie posiadam żadnej umiejętności?

-Nie martw się, dzisiaj też udamy się na badania, aby potwierdzić, czy masz w sobie ten gen, o którym była mowa.

-Czy ty naprawdę musisz za każdym razem czytać mi w myślach? Nie umiesz tego opanować, czy co?

-Ummm, umiem to ograniczyć, ale... Może nie chcę?

-Może ja nie życzę sobie, żebyś wiedział dosłownie wszystko?

-Musimy rozmawiać zadając pytania?

-Nie. A teraz, jeśli pozwolisz zacznę jeść swoją piękną sałatkę.

-Tak, to dobry pomysł. Smacznego.

To mówiąc sam wziął się za pożeranie płatków z mlekiem. Nie wiem jak można jeść takie coś... Uznałem, że muszę zapytać się później Dagio o to, kto i dlaczego wszczepił nam ten gen, bo nie chce mi się wierzyć, że tak po prostu się to stało. Chociaż, jak znam życie to sam odpowie mi na to pytanie, bo już wie, czego chcę się dowiedzieć. Jako, że było to śniadanie, już po piętnastu minutach staliśmy pod anielskim gabinetem lekarskim. Weszliśmy i powitała nas miła starsza kobieta:

-Witaj Dagio, a ty to pewnie Christian. Nazywam się Elizabeth i to ze mną spędzisz dzisiaj trochę czasu. Usiądź sobie na tym fotelu i nic się nie martw. Zrobimy tylko podstawowe badania.

Była to kobieta o oczach czarnych jak noc i włosach bielszych niż śnieg. Około sześćdziesiątki, co w Niebie rzadko jest spotykane. Większość aniołów jest o wiele, wiele młodszych. Zastanawiało mnie tylko, co to są te „podstawowe badania". Czułem lekkie zaniepokojenie w tym temacie. Nigdy nie lubiłem lekarzy. Nagle poczułem jak Dagio przysuwa się do mnie i chwyta mnie za dłoń. Ten gest sprawił, że zrobiło mi się jakoś tak cieplej na sercu. I co najciekawsze poczułem dziwnie przepływający prąd. On też to poczuł, bo tylko się uśmiechnął.

-No dobrze, to na początek zrobimy ci morfologię...

Czekaj, serio zwykłe ludzkie badania? No nie wierzę, jeśli tak to ma wyglądać to, luz. Jednak, gdy zobaczyłem wielkość igły i tą ogromną strzykawkę zrobiło mi się słabo.

-Niestety do tego badania potrzeba trochę więcej krwi, aby odkryć, czy masz „to coś" – Mówiąc to, uśmiechnęła się.- Wiesz, twój kolega, przechodzi przez to, co miesiąc...

-Świetnie... Możemy zaczynać?

Nagle usłyszałem w swoich myślach jak ktoś mówi: „Nie martw się, jestem przy tobie". Czy to mi się przewidziało? Poczułem jak coś ostrego wkłuwa się w moją rękę. Jestem przyzwyczajony do bólu, więc nie zrobiło to na mnie wrażenia. Jazda zaczęła się wtedy, gdy poczułem jak z mojego organizmu umyka coraz więcej krwi, coraz więcej i więcej...

-Chris?! Wszystko dobrze? Halo?! El, co się stało?

-Zemdlał, zaraz się obudzi, nie martw się. Zastanawia mnie tylko, dlaczego tak ci zależy na tym młodzieńcu, przecież się praktycznie nie znacie...

-Uhh, nieważne... Po prostu dobrze czuje się w jego towarzystwie i chcę, żeby czuł się dobrze, zależy mi na nim i tyle.

-Ohh Dagio, miłość jest ulotna...

-Chwila? Jaka miłość? Nikt tu nie powiedział, że go kocham!

-Przyjacielska oczywiście, ale każdy dopowiada sobie, co chce.

Nie widziałem, jak staruszka zareagowała, ale byłem niemal pewien, że uśmiechnęła się. Gdyby tylko wiedzieli, że już się obudziłem...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 31, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Anioły MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz