Rozdział 5

20 1 0
                                    



Podążałem za Dagio już od dobrych dziesięciu minut, rozglądając się wokoło szukając jakichkolwiek oznak życia. Wreszcie dotarliśmy do ogromnych drewnianych drzwi. Teraz już byłem pewny gdzie jestem. Zaraz stanę przed Sądem Ostatecznym, chociaż to by oznaczało...

-Słuchaj, nie masz się, czego obawiać, po prostu tam wejdziesz i powiesz prawdę. Wiem, że już kiedyś tu byłeś. Dasz radę.

Mówiąc to zielonooki zrobił coś, czego w życiu bym się nie spodziewał. Podszedł i przytulił mnie. Nigdy nikt czegoś takiego nie zrobił, więc było to dla mnie dziwne.

-Ymm, dziękuję Ci, ale chyba pozwolisz, że już pójdę.

Nie chciałem przechodzić przez te drzwi, ale gdy Dagio otworzył je przede mną i ujrzałem długi korytarz, a na jego końcu białe świtało, to coś jakby mnie tam pociągnęło. W rzeczywistości okazało się, iż było to bardzo krótkie przejście. W sali, w której się znalazłem na środku stały krzesła coś ala trony, a po ich bokach z każdej strony stały dodatkowe dwa siedzenia. W prawej i lewej części pomieszczenia stały trybuny, około pięćdziesiąt miejsc po każdej stronie. Wyglądało to trochę jak sąd na ziemi. Prawdopodobnie dla mnie było przeznaczone proste, drewniane krzesło znajdujące się parę metrów w tył od tych „tronów". Usiadłem, więc i czekałem. Po paru minutach do sali wlał się tłum istot. Anioły usiadły na trybunach po prawej stronie, a Demony po lewej. Były to podrzędne stworzenia, nic nieznaczące, robiące za widownię. Następnie weszły cztery inne osoby. Dwa Archanioły – Gabriel i Michał – oraz Abaddon ( rycerz piekła) i Belial (jeden z Książąt Piekła). Zasiedli oni na czterech krzesłach stojących na środku. Zostały dwa trony. Szczerze mówiąc wątpiłem, że On zaszczyci mnie swą obecnością. Myliłem się. Najpierw wszedł dostojnym krokiem sam Król Piekieł. Piękny i potężny jak zwykle. Jego skrzydła były ogromne. Lśniły tak jak moje, lecz ich kolor przypominał krew. Miał czarne włosy i alabastrowy kolor skóry. Czarny garnitur opinał się na jego szczupłej, umięśnionej sylwetce. Spojrzał się na mnie, a w jego czerwonych oczach można było ujrzeć błysk. Wchodził, a jego poddani ukłonili się przed nim. Jest on Upadłym Archaniołem, więc jego bracia spojrzeli na niego jakby takim tęsknym wzrokiem. Gabriel chciał się przywitać, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć do sali wszedł ON. Bóg kierował się ku swojemu miejscu z tym swoim beztroskim uśmieszkiem na twarzy. Może to głupie, abym w takim momencie dochodził do takich wniosków, ale stwierdziłem, iż nie jest on tak przystojny jak Lucyfer. W każdym bądź razie miał on brązowe oczy i piwne oczy. Ubrany był w biały garnitur, a jego sylwetka nie była już tak umięśniona jak Króla Piekieł. Może nie powinienem oceniać ich w myślach biorąc pod uwagę, że Dagio potrafi w nich  czytać. Nagle zapanowała cisza.

- Witaj Christianie. Miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie, a jednak się spotykamy, jednakże w liczniejszym gronie.

-Witaj Ojcze. Znów się widzimy, lecz nie wiem, z jakiego powodu.

- Och, mówiłem Ci żebyś zwracał się do mnie po imieniu.

Nigdy nie potrafiłem się przyzwyczaić do tego, że zostałem tak wyróżniony z jego strony. Mało, kto może zwracać się do Boga imieniem. Jest ono bardzo ludzkie. Może ma jakiś ludzki fetysz czy coś haha.

-Dobrze, Aronie. Zanim przejdziemy do osądzania powiedz mi proszę, dlaczego jestem z Niebie.

-Mój Drogi, znajdujesz się tutaj, ze względu na swój... Problem. Razem z Lucyferem nie mogliśmy dopuścić do tego, co chciałeś zrobić, więc zabraliśmy cię tutaj abyś był... Bezpieczny.

-Cóż ja takiego zrobiłem? Ostatnie, co pamiętam, to jakbym zatrzymał się w czasie.

Tym razem głos zabrał Król Piekła.

Anioły MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz