Piątego listopada ja i moi kumple- Ash, Jenna, Leon i Victoria postanowiliśmy się wybrać do opuszczonego miasta w Bannack Montana, które według pogłosek opętały złe moce, a że jesteśmy ludźmi ciekawskimi przepatrzyliśmy wszelkie strony publikujące informacje na ten temat i spakowaliśmy potrzebne rzeczy.Jedynie Victoria spakowała się poprawnie, co okazało się po przyjeździe na miejsce, musieliśmy podzielić się rzeczami.
- Gdzie jest do cholery mój śpiwór ?
- Ash, kurwa tym się z tobą nie podzielę-odparła stanowczo Victoria, na co on zaczął przeszukiwać jej torbę.
- Walter weź mu coś powiedz...- poprosiła mnie przewracając oczami.
Przeklnąłem cicho pod nosem i dałem mu koc który miał służyć mi jako posłanie.
Pierwsza noc wydawała się spokojna i cicha, do puki nie odezwały się z oddali piski i jęki wyjących szakali. Nerwowo przewracając się to na jeden, to na drugi bok powoli napływała mnie myśl wyjechania stąd w cholerę, natomiast pozostanie tutaj było zbyt bardzo podniecające i ciekawe. Ciekawość tego miejsca napawała mnie strachem i ekscytacją, mimo że z oddali było już widać cel naszej podróży, postanowiliśmy z rana wyruszyć w to miejsce. Ash wiele opowiadał historii o duchach i nawiedzeniach, które słyszał na lekcji pana Creek'a, nauczyciela pochłoniętego takimi tematami potrafiącego mówić w nieskończoność o stadiach demonów i sposobów okultyzmów satanicznych, z czego dostał przezwisko "Opętaniec". Gościło ono zarówno poza szkołą jak i w niej, wiele osób zazdrościło takiego nauczyciela, lecz nie byłbym pewien czy wytrwali by choćby na jednej z jego lekcji.
Leżąc tak i starając się zagłuszyć hałas przytykając dłońmi uszy, szybko stwierdziłem że jest to bezużyteczne. Pełen nerwów wyczołgałem się ze swojego namiotu i rozglądnąłem wokół, pagórki i wzgórza oblewał blask jasnego w pełni księżyca. Wszystko to wyglądało pięknie w połączeniu z widnokręgiem gwiazd rozsypanych po całym niebie. Miejsce to teraz nocą nie wywoływało strachu lecz inspirację, wyciągnąłem komórkę i zrobiłem zdjęcie. Po czym omal nie upuściłem telefonu, gdy ktoś złapał mnie za ramię, a była to Jenna.
- Po co robisz zdjęcie ? Widziałeś przecież wiele takich widoków.
- Masz rację, ale miejsce gdzie kiedyś zginęło wiele ludzi powinno wzbudzać smutek, żal a tymczasem czuję tylko inspirację.
- Mówisz jak poeta - stwierdziła po czym objęła mnie ramieniem - nie mogę doczekać się kiedy zobaczę to miejsce i postawię stopy tam gdzie nikt tego przede mną nie zrobił, a ostatnimi byli ludzie, którzy nie mieli serca.
Kiwnąłem lekko głową, patrząc na stare drewniane domki w oddali, wyobrażając sobie je tętniące życiem i świecące nocnymi lampami.Nawet nie zauważając kiedy zasnęliśmy, odcknąłem się przemarznięty z zimna lekko szturchając śpiącą dziewczynę opartą na moim ramieniu. Cicho oddychała, jej powieki lekko drgały, a na rękach miała gęsią skórkę, jej czerwona koszula lekko zafarbowała się od mokrej trawy. Gdy się obudziła, spojrzała na mnie i powiedziała.
- Dałbyś mi tu zamarznąć na śmierć gdybym się nie obudziła-zaśmiała się i wstała.
Nagle usłyszeliśmy Asha.
- Wy to sobie spaliście na polu?- zapytał ziewając, po czym do nas podszedł.
- Skoro nie śpimy obudźmy resztę i ruszajmy w nocy.-powiedziała.
- Sam nie wiem...-przyznałem.
- Dobry pomysł, ale ten ciul w grupie nie pójdzie.
- Po prostu wolałbym widzieć więcej niż tylko czubek własnego nosa.
Oboje westchnęli i poszli budzić Leona i Victorie.
Nie jestem pewien tego czy jest to konieczne, nie wykluczone że robią to bo chcą się nawzajem przestraszyć.
Postanowiłem spakować najpotrzebniejsze rzeczy do podręcznego plecaka, bo wszystko w takim miejscu może się zdarzyć. Usiadłem na ziemi i czekałem aż reszta dołączy, w końcu wyczołgali się zaspani z namiotów. Victoria przeklinała ten plan, ponieważ lubiła długo spać, wręcz przesadnie, a Leon...jemu było wszystko obojętne.
- Ruszamy!-wrzasnął Ash, na co wszyscy go uciszyli.Całą drogę rozmawialiśmy, dopóki Victoria nie potknęła się i sturlała w dół. Byliśmy na wyższym pagórku, jego bok był mokry od gliny, i to przez to zdarzył się ten niefortunny wypadek.
- Victoria, w porządku?-krzyknąłem, na co podniosła rękę do góry pokazując środkowy palec.
- Żyje...-odparł Ash i szturchnął mnie w ramię.
Zeszliśmy na dół i jak okazało się byliśmy na miejscu. Przed nami stał dosyć duży spróchniały dom, od razu czuć było woń rozkładającego się drewna i pleśni. Zza niego było widać rząd identycznych domów z kilkoma rzędami i prawie całą zarośniętą kamienną ścieżką łączącą każdy z nich. Okna były puste bez szyb, nagie obramowania i rusztowania dachów, a potłuczone szkło leżało wokół. Wszyscy latarkami rozświetlali każdy kąt domów, nie rozdzielając się i stojąc obok siebie. Obok mnie stała Jenna, która z zawziętością przypatrywała się jednemu z okien z którego widać było rozwianą zasłonę przedźerającą się na zewnątrz. Wyglądała jakby coś tam widziała, dlatego chciałem ją spytać ale ona zapytała.
- Masz coś na wszelki?-nie zrozumiałem pytania dlatego zapytałem.
- Że co?
- W samoobronę...-szepnęła, wyciągając podręczny scyzoryk, uśmiechając się przy tym.-więc nie radzę mnie straszyć.
Uśmiechnąłem się i dodałem że mi wystarczą pięści, na co ona poklepała mnie po plecach i dodała-już nie żyjesz.
Ash i Victoria próbowali otworzyć drzwi, szarpiąc się z nimi, a Leon stał koło nich świecąc latarką na pobliską studnię. Od razu przypomniał mi się jeden z horrorów i serce zaczęło mi mocniej bić. W końcu gdy weszliśmy do niego, ogarnął nas niepokój, meble były rozwalone i przypalone, a drewniana podłoga skrzypiała nawet pod najlżejszym krokiem.
- Rozdzielmy się-rzekł Ash
Wszyscy oprócz mnie przytaknęli z czego popatrzyli się w moim kierunku.
- Może grupy?-zaproponowałem
- Ciekawe jak podzielisz...-burknął Leon.
I tak każdy ruszył w swoją stronę, a mieliśmy się spotkać o świcie.
CZYTASZ
Tajemnicze Miasto
Science FictionPięciorga przyjaciół wybrało się razem na biwakowanie nieopodal starego opuszczonego miasteczka, w którym jak mówiono dzieją się niewyjaśnione zjawiska paranormalne, których nikt nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć. Populacja tam jest zerowa od czas...