3

14 7 2
                                    

Minęło jakieś pięć dni, w których walczyłem o przetrwanie w każdej z tych skażonych uliczek. Napotkałem wiele mutantów i stworów bardzo podobnych do ludzi. Przez ostatnie dni nic nie jadłem i piłem, szlajałem się jak żul z pod biedronki. Tyle, że jeszcze bardziej pozbywając się własnej wartości. Dolny sektor był blisko, czułem to całą swoją osobą. Serce waliło mi mocniej z każdą chwilą, gdy wyobrażałem sobie finał tej męczarni. Jedynie czas decydował w jaki sposób ma się ona odbyć. Rana ropiała i niemiłosiernie bolała, a każdej podziemnej nocy czułem jakby coś gnieździło się wewnątrz niej. Modliłem się jedynie by to było spowodowane moimi omamami, spowodowanymi samotnością. Nikt nie wie jakie to okropne doświadczenie, dopóki się tego nie przeżyje na własnej skórze. Człowiek jest istotą społeczną, potrzebuje kontaktu, chociażby nawet z osobą, która samą obecnością sprawia, że chcemy sobie strzelić kulę w łeb. Wtedy nie dostrzega się tego, a jedynie cieszy, że jest z nami. Ja jestem sam, co noc czułem potrzebę wyżalenia się czy pogadania. Ale gdy się obróciłem, widziałem tylko ciemność i pustkę. Nicość, która przerażała na wskroś i wyłaniała najgorsze scenariusze i wspomnienia. Jak to mówią, milczenie jest gorsze niż najgorsze słowa i w tym się dopiero teraz zgadzam. W głowie słyszałem głosy przyjaciół ze wspomnień, w tych najgorszych i najlepszych chwilach. Wszystko przepływało jak jakaś pieprzona retrospekcja, jak gdybym umierał, a przecież wciąż żyję. Umiera natomiast mój umysł, psychika. Wręcz błaga o partię szachów czy spinki, a przeklina ciemność jaką widzę. Niestety nie mogę sobie od tak tego zakończyć, trzeba się najpierw postarać. Nic nie otrzymujemy za darmo, ceny są różne. Jedynie od nas zależy, którą wybierzemy.
Przeglądając gazetę, którą znalazłem gdy jeszcze byłem w pierwszych dniach wyprawy, zauważyłem zakreślony numer na jednej z kartek. Był okrążony czarnym pisakiem, z namalowanymi strzałkami.
-To mój...- zerknąłem na swoją nogawkę, przełykając głośno ślinę.
Więc tak, każe mi znajdować wskazówki, podejrzewam. Jednak, gdy nie zechcę zrobić po jego myśli jaki koniec mnie czeka. Czy inni mają to samo co ja? Czy muszą być załadowani pytaniami jak jacyś, główni bohaterowie. Być może nimi jesteśmy, możliwe że sam sobie tak zaplanował.
Dopiero po drugiej stronie korytarza zauważyłem światło. Nachyliłem się i zerknąłem zza rogu rozsypującej się ceglanej ściany. Przypominało mi to piwnicę, bardzo starą piwnicę. Od sufit i podłoże łączyły drewniane kolumny porozstawiane po różnych stronach. Oczywiście musiałem tam pójść, przecież mam umrzeć więc to wykorzystam. Stałem na środku rozglądając się, z boku były kraty. Po drugiej stronie nich siedział jakiś wychudzony chłopak, wpatrywał się w swoje dłonie w milczeniu. Jego skóra była blada a głowa była pozbawiona włosów. Dotykał palców i mówił coś cicho do siebie, a ja po prostu stałem.
-Przepraszam... - powiedziałem lekko drżącym głosem -czy wiesz którędy dalej do kopalni?
Postać obróciła się w moim kierunku, obserwowała każdy mój ruch uśmiechając się lekko.
-Jesteś Walter- powiedział, choć zdawało się, że nie ruszał ustami.
-Skąd znasz moje imię?
Uśmiechał się coraz szerzej.
-Masz skłonności do zadawania nieodpowiednich pytań, uwierz i wejdź w głąb swojego nędznego ludzkiego umysłu.- jego uśmiech wykrzywiał się w nienaturalny sposób robiąc się coraz szerszy lekko rozrywając skórę.
Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami i dopiero teraz zauważyłem, że nie ma on powiek. Bojąc się, że to jedna z kreatur jakie spotkałem wcześniej zacząłem się powoli cofać.
-Dlaczego odchodzisz?- zapytał, a ja oddaliłem się bardziej - nie jestem nimi, mogę ci pomóc. Musisz mi zaufać, zostałeś sam.
-Skąd mam wiedzieć, czy ci zaufać.Równie dobrze możesz mnie zabić.
-Radością z pozbawienia życia jest jedynie fakt, że pozbawiasz go osobę o pojętym intelekcie.- uraziło mnie to.
-Dobra kurwa, gadaj którędy do kopalni.
Zaśmiał się cicho i otworzył szeroko usta. Wyglądało to okropnie i strasznie, wygiął się i dotknął kraty. Straciłem go z oczu po mrugnięciu, zniknął. To stanowczo nie był człowiek, więc zapewne duch. Obróciłem się powoli spodziewając się go za plecami. Ale to się nie stało, za to pojawiło się przejście jakie wcześniej nie widziałem. Złapałem się za głowę, nie zauważyłem jej? Czy stało się to teraz. Świruję, może ta postać była w mojej głowie, może mi się przywidziała.Skończę jako szaleniec.
Jednak fakt, że kolejna droga została mi ukazana nie pozostało nic innego jak wejście.
Gdy znalazłem się wewnątrz drzwi się gwałtownie zamknęły, a nagły błysk światła mnie oślepił. Jak gdyby błysk aparatu, tyle że to było by niemożliwe. Szarpnąłem za nie, ale się zatrzasnęły. Nagle pokój oświeciła lampa, wisiała ona z sufitu za co miałem pełni widok. Było to murowane pomieszczenie, dosyć małe, ale moją uwagę zwróciła zamieszczona kamera w rogu. Przeraziłem się. To jakiś eksperyment?
-Witam - usłyszałem głos.
Brzmiał tak jakby pochodził z głośników, ale żadnego nie było. Był za to taki sam jaki słyszałem przed wejściem do gniazda.
-Czego chcesz?! - wrzasnąłem
-Oj spokojnie, popatrz od dobrej strony. Jesteś odizolowany od potworów. - powiedział spokojnie.
Chodziłem w kółko trzymając się za głowę, starając się uspokoić.
-Tutaj nie da się patrzeć od dobrej strony- ściszyłem głos.
-Oczywiście, o to właśnie chodzi.- zaśmiał się - pozwól mi cię przetestować
-Odpierdol się i wypuść mnie! - krzyknąłem, że po pomieszczeniu rozległo się echo.
-Spokojnie... gniew szkodzi zdrowiu - warknął.

Mam dość- powiedziałem do siebie siedząc tu już dwa dni. Głos nie odpowiadał, milczał przez co samotność i spokój powróciła. Zacząłem zadawać sobie pytania w myślach by uspokoić psychikę.

Chciałem krzyknąć ze złości i bezsilności, ale nie mogłem. Moje usta były popękane, a w gardle nie miałem nawet kropli wody. Czułem się jak rozbitek, niezdolny do ratunku, skazany na marny los.
Z każdą godziną czułem się coraz gorzej, zmysły
słabły a światło lampy zaczęło robić się nie do zniesienia. Próbując się osłonic uniosłem swoją bladą trzęsącą dłoń, nic to nie dawało bo trzęsła się tak, że promienie docierały do mojej twarzy. Byłem skończony, zostałem zamknięty w pułapce. Być może mógłbym walnąć się jeszcze raz o ścianę i obudziłbym się w innym miejscu. Po chwili wszystkie emocje zaczęły ustępować obojętności, obojętne stało się wydostanie stąd. Nie myślałem o przyjaciołach, założyłem, że umarli. Nie wytrwali by tak długo, a rana jaką mam nie pozwoli mi dojść do kopalni, a co dopiero na powierzchnię. A z resztą co bym otrzymał, gdybym uciekł stąd? Nikt by mi nie uwierzył, uznali by mnie za wariata i zamknęli w psychiatryku. Bo przecież w naszych pięknych czasach najlepiej kogoś uznać za głupca, zamiast pomyśleć i mu zaufać. Otworzyłem plecak i wyjąłem zepsutą latarkę. Wstałem i patrząc na nią poczułem jak łza spływa po moim policzku. Rzuciłem ją na ziemię przez co szkło i żarówka pękła. Podniosłem kawałki szkła i usiadłem w rogu, patrząc na kamerę.
-Widzisz? Na tym polegał twój eksperyment? Na pozbywaniu wszelkiej motywacji życia z ludzi i pustoszenia ich emocji.
Wyciągnąłem rękę przed siebie odsłaniając spód. Drżącą ręką przyłożyłem szkło do skóry, poczułem jak kuje i jak lekko rani się skóra.
-P-przepraszam... zawiodłem was- wyszlochałem. - bardzo przepraszam, naprawdę- zaniosłem się płaczem. Łzy lały się po moich policzkach, a ja szlochając głośno energicznym ruchem przejechałem odłamkiem po skórze. Momentalnie ciemna lepka krew zaczęła spływać po całej ręce, brudząc podłogę. Obok mnie była plama krwi,a ręka cała była czerwona. Ból jaki odczułem był tak silny, że upadłem na bok. Łapiąc się za rękę i przykładając do piersi łkałem i krzyczałem. - Przepraszam!
W końcu zaczęło mi się robić słabo, a oczy same zaczęły się zamykać. Mój oddech stał się płytki i zacząłem łapać łapczywie powietrze.
- no dalej... - szepnąłem
Nie chciałem już czuć bólu, chciałem już zniknąć. Opuścić to miejsce. W końcu po kilku minutach męczarni obraz zaczął się robić ciemny, a przed oczami przelatywały urywki mojego życia.
-Walter, chowaj się - usłyszałem śmiejący się głos Jenny -bo dostaniesz ciastem! Śmiała się i klepała mnie po plecach przykładając ciasto do twarzy.
Zaraz po tym biegaliśmy po lesie i wchodziliśmy na drzewa, robiliśmy łuki i udawaliśmy, że jesteśmy sekretnymi wojownikami.
Potem chwila gdy płakała, kiedy przyjaciele ją opuścili siedziałem przy niej i ją pocieszałem. Zaraz potem pojawił się Ash popisując się swoim nowym motorem, następnie Leon i Victoria. Wszystko przelatywało przed oczami w czerni. Słyszałem ich głosy, rodziców, śmiechy oraz chuczne dżwięki imprez. Potem one milkły z każdą chwilą, wiedziałem że to koniec. Poczułem że mdleje, ale usłyszałem jeszcze stłumiony głos.
-Chłopie, coś ty zrobił...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 08, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Tajemnicze Miasto Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz