Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez niezasłonięte okno. Przeciągnąłem się z zamkniętymi oczami, po czym po omacku zacząłem szukać Louisa, lecz nie było go obok mnie. Otworzyłem oczy, mrugając kilka razy aby przyzwyczaić je do światła i rozejrzałem się po pokoju. Ciuchy Tomlinsona nadal leżały na podłodze, tam gdzie je wczoraj rzuciłem, ale ich właściciela nigdzie nie zauważyłem. Wstałem z łóżka i po założeniu na siebie bokserek, wyszedłem z pokoju.
Dwa razy przeszedłem cały dom, zajrzałem do każdego pomieszczenia, lecz nigdzie go nie znalazłem. Gdy już miałem zacząć panikować, zauważyłem że drzwi do piwnicy w której mieści się moje mini studio nagraniowe, są uchylone. Zszedłem na dół i faktycznie, Tomlinson siedział przy pianinie i śpiewał piosenki których nigdy dotąd nie słyszałem.
- Choć masz już inne plany, inne sprawy, inny dom. W moim sercu zawsze będziesz, moją małą wredną wszą. - Pierwszy wers brzmiał poważnie, lecz zaraz potem zaczął wymyślać coś na bierząco, przygrywając sobie melodie ze Sweet Creature. - Pomimo że gryziesz w głowę, swędzisz mnie w nos. Ja lubię ciebie, bo jesteś mą wszą. - Obrócił głowę w moją stronę, przez co się przestraszyłem bo starałem się być jak najciszej, aby nie odkrył mojej obecności. - Mą małą wszą! Mą małą wszą! Nie pozbędę się już ciebie, nawet jeśli inni tego chcą. Mą małą wszą, mą małą wszą! Nie jesteś jak reszta, bo gryziesz mnie w nos.
- No bardzo śmieszne. - Podszedłem i odsunąłem go od instrumentu, aby móc usiąść na nim okrakiem. - Dlaczego przestałeś śpiewać tamto?
- Co tamto? - Zapytał udając że nie wie o co mi chodzi.
- To o tych planach i domu.
- To takie tam, grafomańskie wypociny. - Wzruszył obojętnie ramionami, na co ja pokręciłem głową.
- Mi się podobało. - Potarłem swoim o jego nos.
- Bo masz słabość do kiczu. - Pocałował mnie krótko, na końcu przygryzając mocniej moją dolną wargę.
- Dlaczego wstałeś tak wcześnie? - Zmieniłem temat odgarniając jego grzywkę do tyłu. Na dłuższą chwilę zatrzymałem wzrok na jego oczach, mógłbym spędzić wieczność wpatrując się w te jego piękne ślepia i nigdy by mi się to nie znudziło.
- Wcześnie? Jest prawie dwunasta.
- Co? - Podniosłem się energicznie z jego kolan. - Zaraz będzie tutaj Sasha. - Zupełnie zapomniałem o dzisiejszym spotkaniu z menadżerem. Miałem mu pokazać piosenki które napisałem na nowy album, a ja odkąd Louis zamieszkał ze mną, nie napisałem zupełnie nic. - Kurwa! - Syknąłem przeszukując szuflady biurka w którym trzymam zeszyty.
- Spokojnie, dzwonił że się spóźni dwie godziny.
- Miałem pokazać mu piosenki, a ja prawie nic nie mam.
- Pomogę ci. - Zaoferował się chłopak, spojrzałem na niego bez przekonania.
- Nie napiszemy piosenki w dwie godziny.
- Jak to nie? My nie damy rady? - Podszedł i objął mnie w pasie. - My możemy wszystko.
- Wszystko? - Przygryzłem wargę.
- Teraz możemy robić na co tylko mamy ochotę. - Cmoknął mnie w usta.
- Więc pieprzyć te piosenki.
Rzuciłem kartki które trzymałem w ręce, za siebie i złapałem Louisa za tyłek aby móc podnieść go do góry. Posadziłem go na biurku, całując go przy tym szybko i namiętnie. Byłem na niego tak napalony i tak go spragniony, jakbyśmy wcale nie spędzili całego poprzedniego dnia i całej nocy uprawiając seks.
- Harry... mamy dwie godziny. - Jęknął mój chłopak gdy ja wsadzałem mu dłonie w majtki.
- Mamy tylko dwie godziny.
- Harry. - Chwycił moją twarz w dłonie, zmuszając mnie do zaprzestania pocałunków i spojrzenia mu w oczy. - Nie musimy się spieszyć, ani kochać na zapas. Nie mamy limitu, ja już zawsze będę z tobą.
- Ty chcesz mnie uspokoić, czy jeszcze bardziej nakręcić? - Stałem przed nim, z czołem dociśniętym do jego czoła i czułem się tak dobrze. Nic na mnie tak nie działało, jak świadomość tego że Louis jest już tylko mój, że mówi o tym otwarcie i nie zbywa mnie gdy planuję naszą przyszłość.
- "Uspokojenie" cię, to ostatnia rzecz jakiej teraz chcę. - Pocałował mnie krótko, ssąc przez chwilę dolną wargę nim znowu się rozdzieliliśmy. - Ale niestety muszę.
- Nie musisz.
- Muszę. - Złapał mnie za dłonie i odsunął delikatnie od siebie. - Muszę jechać do swojego domu.
- Nie. - Jęknąłem żałośnie. Pomimo tylu obietnic, jakie chłopak złożył mi ostatnio, ja nadal czułem, że jeśli on opuści mój dom, to to wszystko się skończy.
- Kochanie muszę. - Pogładził mnie po policzku.
- Nie musisz.
- Muszę posprzątać, wyrzucić zepsute jedzenie, jestem pewny że w moim zlewie rozwinęła się jakaś obca cywilizacja i jeśli jej teraz nie zlikwiduje to opanują niedługo całe moje osiedle. - Zachichotałem na wizje apokalipsy, stworzonej przez resztki starego jedzenia Tomlinsona.
- Nie chce żebyś mnie zostawiał.
- Nie zostawiam cię, wrócę pod wieczór, a ty i tak będziesz w tym czasie z Sashą.
- Sasha nie da mi tego co ty. - Przytuliłem się do niego, gładząc kciukiem jego kark.
- No mam nadzieje. - Oburzył się. - Zabiję każdego, kto od tej pory postanowi z tobą chociażby flirtować.
- Ojejku, taki jesteś groźny? - Roześmiałem się, droczą się z nim.
- Nadal zastanawiam się czy nie działać wstecz i pozabijać tych dupków z którymi byłeś.
- O nie, bo wtedy ja musiałbym zrobić to samo.
- A nie zrobiłbyś tego dla mnie? - Uniósł brew zadając to pytanie.
- Zrobiłbym to bardzo chętnie, ale ciężko będzie zabić połowę populacji kobiet w Los Angeles.
- Bardzo śmieszne Styles. - Zrobił obrażoną minę i skrzyżował ramiona.
- Okej, trzy czwarte.
- Pieprz się. - Próbował mnie od siebie odepchnąć, ale chwyciłem go mocno za dłonie i pocałowałem aby przestał się rzucać.
- To nie ważne, bo od teraz jesteś już tylko mój.
Louis pojechał do siebie, dwadzieścia minut przed przyjazdem Sashy. Nie uprawialiśmy seksu, bo chłopak powtarzał że mamy za mało czasu, ale gdy położyliśmy się w łóżku i zaczęliśmy przytulać się oraz rozmawiać, nie mogliśmy znaleźć siły aby się podnieść. Gdy zostałem sam, szybko się ubrałem i pobiegłem znaleźć notatnik z piosenkami.
- Ty chyba sobie żartujesz. - Powiedział Sasha, po tym gdy pokazałem mu co do tej pory mam. Pokręciłem głową, z pokorą patrząc w podłogę. - Tydzień temu mówiłeś że masz dwie piosenki.
- A ty mówiłeś że nie mam o tym myśleć.
- Na tamtej imprezie miałeś o tym nie myśleć. - Westchnął ciężko, zaczytując się w tekst jednej z piosenek. - Mamy już zarezerwowane studio, za tydzień mieliśmy zacząć pracę, a ty nie masz nic.
- Ale ja mam materiał, wszystko mam w głowie, nie miałem po prostu czasu tego napisać.
- A co niby miałeś takiego do roboty? - Uśmiechnąłem i lekko zarumieniłem się, myśląc o osobie przez którą od dwóch dni ledwo znajduję czas aby żeby coś zjeść. - Czekaj, czekaj, czekaj. - Rozejrzał się po pokoju. - Gdzie jest Louis?
- U siebie w domu.
- Czyli to już koniec? - Zapytał i brzmiał na naprawdę przejętego.
- Nie, to dopiero początek.
Sasha nie dał już za wygraną i kazał sobie zaraz wszystko opowiedzieć, dokładnie i ze szczegółami. Jako menadżer jest on bardzo skuteczny i profesjonalny, lecz jako przyjaciel to straszna plotkara i człowiek który zawsze musi wiedzieć pierwszy.
- No i teraz pojechał on do swojego domu, ale wieczorem wróci i dalej będzie super. - Dokończyłem z szerokim uśmiechem.
- O ja. - Westchnął będąc pod wrażeniem. - Nie mógłbym wymyślić lepszej promocji dla twojej płyty.
- To nie jest promocja. - Oburzyłem się.
- Wiem, ale akurat świetnie się składa że zeszliście się akurat teraz.
- Nie wykorzystam go aby się promować. - Powtórzyłem stanowczo.
- No jasne że nie i wcale nie musisz, ale już sama informacja że jesteście razem zrobi taki rozpierdol. - Uśmiechnął się szeroko. - No nie mów że o tym nie myślałeś.
- No może trochę. - Zawstydziłem się. Naprawdę nie myślałem o tym aby wykorzystać mój związek z Lou do promocji siebie czy swojej muzyki, ale wiem że będzie o nas głośno.
- Znam cię, na pewno masz już milion scenariuszy w jaki sposób ogłosicie swój związek.
- Oj tam milion, najwyżej sto tysięcy. - Roześmiałem się a Saha się przyłączył. Następnie wstaliśmy z miejsc aby pójść na górę, nie było już sensu siedzieć w piwnicy skoro i tak nie gadalibyśmy o muzyce. Po drodze żartowaliśmy z tego jak wiele zyskam na związku z takim skandalistą jak Tomlinson i faktycznie jak dobrze że zeszliśmy się przed wydaniem mojej płyty, choć szkoda że nie tak tydzień przed oficjalną premierą, wtedy już w ogóle nic bym nie musiał robić w związku z promocją.
Z piwnicy wyszliśmy w świetnych humorach, ponieważ sprawa tego że mógłbym wykorzystać Louisa wydała nam się świetnym tematem do żartów, bo to przecież były tylko żarty. Dość słabe przyznaję, ale żaden z nas nie brał tego na poważnie, dlatego też mocno zaskoczył mnie widok wściekłego Louisa w korytarzu.
- To wszystko było tylko dla promocji? - Zapytał ze łzami w oczach, nie wiem jak długo tutaj stał i ile słyszał z naszej całej rozmowy.
- Nie no co ty, żartowaliśmy sobie tylko. - Zbyłem go machnięciem ręki, choć zaczęło robić mi się trochę głupio. Podczas drogi na górę powiedziałem kilka naprawdę głupich tekstów i w sumie nie dziwie się że mógł tak to odebrać.
- Wykorzystałeś mnie.
- My tylko sobie żartowaliśmy. - Bronił nas Sasha.
- Zamknij się! - Warknął Lou w jego stronę.
- Louis przestań, to nie było na serio.
- Nie wierzę że mogłeś mi to zrobić. - Mężczyzna zdawał się mnie w ogóle nie słuchać, zaciął się w swoim przekonaniu że go oszukałem.
- Uspokój się, to nie tak. - Próbowałem go złapać za rękę.
- Jak mogłeś. - Zaszlochał i zaczął wycofywać się do wyjścia.
- Louis no! Przestań to były tylko żarty. - Wybiegłem za nim z domu, każąc menadżerowie zostać w środku.
- Ufałem ci, kurwa!
- To były tylko żarty! - Byłem już zmęczony tym tłumaczeniem się, więc także się uniosłem.
- Żarty? Ale przecież to idealny materiał na promocję. Wielkoduszny Harry, podnosi z dna upadłą gwiazdę i teraz jeszcze do tego są parą. - Jego głos przesiąknięty był kpiną i obrzydzeniem.
- Kurwa ile razy mam ci mówić że to nie tak?
- Ufałem ci jak nikomu innemu... - Pokręcił rozczarowany głową.
- Też ci ufałem, a ty rżnąłeś się z Eleanor na boku i chuj wie kim jeszcze!
- Nie rżnąłem się z nikim na boku!
- Ale mnie nie kochałeś i to ty mnie oszukiwałeś! - Byłem wściekły, przecież to on mnie kiedyś oszukiwał a teraz robił wielką awanturę przez głupi żart.
- I to jest twoja zemsta? - Oddychał ciężko przed nos, przez co jego nozdrza lekko drżały.
- Tak, bo zrobiłem to wszystko tylko po żeby się na tobie zemścić. - Prychnąłem z ironią.
- Nie wierzę że mogłeś posunąć się do czegoś takiego. - Pokręciłem głową z niedowierzania że on mógł wziąć to na poważnie.
- Mam już tego dość. - Jęknąłem łapiąc się za głowę.
- Masz mnie dość? - Zbliżył się do mnie, niemal stykaliśmy się twarzami.
- Tak, mam ciebie dość. - Powtórzyłem powoli, akcentując każde słowo.
- Okej, więc nie musisz mnie już oglądać. - Odszedł do samochodu który pożyczył ode mnie aby pojechać do siebie. Wyjął z niego portfel i klucze. - Nie udała ci się zemsta.
- Wypierdalaj! - Syknąłem wściekły, patrzyłem jak zmierza w stronę bramy i nie wierzyłem że to się kończy. - Nie zapomni zaćpać ze smutku! - Zawołałem za nim, a on tylko pokazał mi środkowy palec. Gdy wyszedł zatrzasnął za sobą głośno furtkę, a ja dopiero wtedy opadłem na kolana zanosząc się głośnym płaczem.***
Przepraszam że tak długo musieliście czekać, ale no cóż... są wakacje 😄 Nie umiem powiedzieć kiedy pojawi się kolejny rozdział, może już niedługo ponieważ w środę czeka mnie 15 godzinna podróż autobusem, lecz może być i tak że minie cały miesiąc nim mój mózg będzie w stanie napisać coś dobrego. Nie gniewajcie się więc na mnie i cieszcie z tego ostatniego tygodnia wolnego. Buziaki i do następnego 😘😘😘❤️❤️❤️
CZYTASZ
You Again
FanfictionHarry i Louis od lat unikają siebie jak ognia. Po jednej imprezie, na której spotykają się przypadkiem, Harry zabiera Louis'a do siebie, a ten postanawia się zasiedzieć.