2. Sobota

1.7K 128 10
                                    

Sasha pomógł mi wyprowadzić pijanego Louis'a z klubu i przedrzeć się, do taksówki, przez tłum paparazzie. Papsy dostali euforii na tak niecodzienny widok, jakim byłem ja i Louis razem. Skakali wokoło nas i robili mnóstwo zdjęć, które jutro obiegną cały internet. W tym momencie miałem to wszystko jednak głęboko w dupie, najważniejszy był teraz Louis.
Droga do domu była koszmarem, Tomlinson dwa razy zarzygał samochód i gdyby nie dobra gadka Sashy, kierowca wyrzuciłby nas z auta na środku ulicy. Po dotarciu do mojego domu, Louis był nieprzytomny. Musiałem go wyciągnąć z taksówki i na rękach wnieść do domu.
- Boże. - Jęknął Rosjanin podtrzymując mi drzwi. - Jak można się tak stoczyć?
Nie umiałem mu na to odpowiedzieć, ponieważ sam nadal w to wszystko nie wierzyłem. Jak człowiek który był największym optymistą jakiego znałem, mógł zmienić się we wrak.
Nie mogłem w tym stanie położyć go do łóżka, zarzyganego i jak się też później okazało obsikanego. Płakałem gdy rozbierałem go z ubrań, Sashy wtedy przy mnie nie było, ponieważ nie pozwoliłem mu przy tym być. Louis najwyraźniej sam siebie już nie szanował, ja nie mogłem jednak wystawić go na pośmiewisko, przed kimś kogo nie znał. Z trudem włożyłem go do wanny i zacząłem polewać letnią wodą, przez prysznicową słuchawkę. Chłopak był o wiele cięższy, od ostatniego razu gdy trzymałem go w ramionach. Był też nieco grubszy, niż ostatnim razem gdy go widziałem. Nie ma się jednak co dziwić, proch i wóda tuczy, a gdy do tego dochodzi zaniedbanie to tyjesz. A Louis był zaniedbany, zapuścił się jak dziad i to było po prostu przykre. Byłem w szoku widząc stan jego cery. Jego twarz pokrywały pryszcze, było ich jeszcze więcej niż wtedy gdy miał dziewiętnaście lat. Skóra, która zawsze była opalona i jędrna, teraz była blada i już nie taka przyjemna w dotyku. Łkałem myjąc ciało które kiedyś wielbiłem pieścić, a teraz chciałem to jak najszybciej zakończyć.
- Gdybyś teraz zrobił mu zdjęcie, mógłbyś szantażować go do końca życia. - Usłyszałem za sobą głos Sashy. Szybko przetarłem twarz wierzchem dłoni, aby chłopak nie zauważył jak bardzo jestem zniszczony.
- Jesteś trzecią generacją Rosyjskich emigrantów, a te ubeckie praktyki nadal w tobie siedzą. - Próbowałem żartować, aby odwrócić uwagę od tej paskudnej sytuacji.
- To było rasistowskie Harry. - Oburzył się, lecz ja wiem że jego ten żart także rozbawił.
- Job twoju mać. - Pożegnałem go zdaniem, które zapamiętałem gdy chłopak uczył mnie Rosyjskiego.
- Fuck you! - Odgryzł się i wrócił do salonu.
Po wyjęciu Louisa z wanny i wytarciu do sucha, ubrałem go w swój t-shirt i bokserki i zaniosłem do sypialni dla gości. Gdy leżał już bezpiecznie w łóżku, dopiero teraz odważyłem się spojrzeć na jego twarz. Cholera jasna! Przecież to nadal jest ten sam Louis, ten którego kiedyś lubiłem. A przynajmniej nadal wygląda jak ten chłopiec, który przeskoczył dla mnie płot, bo miałem ochotę na jabłka rosnące w czyimś ogrodzie.
Jeszcze przez chwilę popatrzyłem na jego spokojną twarz, po czym opuściłem pokój, zostawiając uchylone drzwi. Musiałem teraz z kimś porozmawiać, oraz napić się czegoś mocniejszego. Sasha chyba to przewidział, ponieważ czekał na mnie w salonie z butelką wina i dwoma kieliszkami. Usiadłem i wyłączyłem telewizor.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Nie wiem Sasha. Czułem że tak trzeba, a raczej, nie wybaczyłbym sobie gdybym go tam zostawił. Dużo się wydarzyło od naszego rozstania, ja się zmieniłem i on się zmienił, ale przecież to nie znaczy że nie mogę mu pomóc.
- Pytałem bardziej o to dlaczego wyłączyłeś mi telewizor, oglądałem ten program. Ale chcesz porozmawiać, okej. - Pokręciłem głową, zarówno kocham go i nienawidzę za tą jego gruboskórność.
- Nie, jest już późno, chodźmy spać. - Chciałem wstać, lecz chłopak powstrzymał mnie łapiąc za moją dłoń.
- Mogę ci coś poradzić?
- Jasne.
- Czasami bardzo chcemy kogoś uratować, ale niektórych ludzi po prostu nie da się uratować i wtedy musimy się odciąć, bo inaczej sami przepadniemy.
- To mądre słowa jak na Ruska. - Chłopak przewrócił oczami na mój kolejny, rasistowski żart. Jednak naprawdę byłem trochę zdziwiony tak poważną radą z jego strony, Sasha słynął raczej z takich refleksji jak, że donut'y to cheerios dla olbrzymów. - Ale muszę spróbować. Louis to dobry człowiek, wspaniały artysta. Takich ludzi żal spisać na straty.
- Zrobisz jak będziesz uważał, ale odpuść gdy to zacznie ciebie niszczyć. - Przez moment patrzyliśmy sobie w oczy. Tak, przyjaciel to odpowiednie słowo aby go opisać. - Dobra a teraz oddawaj pilot, bo chcę wiedzieć czy Holly zrobiła laskę Chad'owi.
Na rano obudziłem się z przekonaniem że to wszystko było tylko złym snem, bardzo realistycznym, ale tylko snem. Niestety prawda była taka że to wszystko się wydarzyło, lecz najgorsze było nadal przede mną, bo Louis w końcu się obudzi i będziemy musieli porozmawiać. Po wyjściu ze swojej sypialni, od razu skierowałem się do pokoju gościnnego. Louis dalej spał i nic nie wskazywało na to aby miał się zaraz obudzić, odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej zdążę się jeszcze kawy napić.
W kuchni zastałem Sachę szykującego sobie śniadanie, czyli nasypywał po prostu płatki czekoladowe do miski, po czym zalał ją mlekiem. Choć on tutaj nie mieszka, to bywa tutaj tak często że ma nawet swój własny pokój i już w ogóle nie krępuje się aby brać jedzenie z lodówki lub grzebać mi po szafkach.
- Dzień dobry. - Przywitałem się ziewając.
- Siemanko. - Odpowiedział po czym wziął pierwszą łyżkę płatków do ust. - Degenerat nadal śpi? - Zapytał z pełną buzią.
- Nie mów tak o nim. - Westchnąłem stając przed szeroko otwartą lodówką i zastanawiałem się co ja zjem na śniadanie. Stanie przy niej było także przyjemne, ponieważ w domu jak i na zewnątrz panował upał i nawet klimatyzacja nie pomagała w ten najcieplejszy tydzień czerwca.
- To jak mam mówić? Zagubiona dusza?
- Louis, wystarczy Louis.
- A może Boo? - Prychnął. - Co to w ogóle za głupie przezwisko.
- Jego mama tak na niego mówiła. - Obróciłem się i spojrzałem na niego smutny.
- Och. - To rzadki widok, lecz chłopak naprawdę się zmieszał. - Głupi Rusek. - Powiedział po czym zdzielił się w policzek, żarty były jego najczęstszą drogą ucieczki z niefajnych sytuacji.
- Dobra, przecież nie wiedziałeś.
Wyjąłem z lodówki pudełko z sałatką z wczorajszego obiadu i to to zacząłem jeść.
- Zostawić was samych gdy się obudzi? - Zapytał po dłuższej chwili.
- Tak, tak chyba będzie najlepiej.
- Co w ogóle zamierzasz mu powiedzieć?
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. - Naprawdę nie wiem, wiem że muszę z nim porozmawiać, lecz jak zacząć tę rozmowę?
Wszystko rozwiązało się kilka chwil później, gdy usłyszeliśmy hałas na korytarzu. Obydwaj ruszyliśmy tam w tym samym momencie. W korytarzu zastaliśmy spłoszonego Louis'a, który pomimo tego że był ubrany w same bokserki i moją koszulkę, próbował uciec z mojego domu.
- Louis? - Chłopak obrócił się w moją stronę gdy usłyszał swoje imię, wyglądał na zaskoczonego i zagubionego.
- Harry? Co ty tutaj robisz?
- Jesteśmy w moim domu. - Poinformowałem go robiąc krok w przód, chłopak wyglądał jak przestraszone zwierze, więc każdy mój krok był bardzo wolny.
- Jak ja się tutaj znalazłem?
- Kurwa przyszedłeś bo szukałeś wrażeń.
- Sasha! - Upomniałem mojego poirytowanego przyjaciela. - Poczułeś się wczoraj źle, chciałeś wyjść z imprezy.
- Co ty pierdolisz Harry? Powiedz mu po prostu prawdę.
- Gdzie są moje ciuchy? - Tomlinson dopiero teraz zorientował się że jest w cudzej bieliźnie.
- Wyrzuciłem.
- Co?!
- Wyjąłem twój portfel, telefon i fajki.
- Jak mogłeś grzebać w moich rzeczach?! - Wydarł się na mnie, wiem dlaczego był zły, ponieważ w kieszeni miał również zawiniątko z foli aluminiowej, z białym proszkiem w środku. To także wyrzuciłem.
- Ej! - Sasha który do tej pory trzymał się z tyłu, teraz wystąpił przede mnie i stanął przed Louisem. Był od niego o jakieś pół głowy wyższy, wielkości dodało mu też to że ze złości napiął wszystkie mięśnie. - Trochę szacunku, ten facet najpierw uratował a potem umył ci dupę. Powinieneś go najpierw za wszystko przeprosić, a później dopiero poprosić, podkreślam POPROSIĆ o wytłumaczenie.
- Sashka już dobrze. - Chwyciłem menadżera za ramię i odsunąłem do tyłu.
- Mówiłem że pomaganie mu to strata czasu.
- Sasha poradzę sobie, idź już. - Chłopak spojrzał na mnie zły i zawiedziony, po chwili przewrócił jednak oczami i pokręcił głową.
- Dobra, ale jakby co to dzwoń. - Poklepał mnie po plechach, po czym rzucił Louis'owi ostatnie gniewne spojrzenie i w końcu wyszedł z mojego domu.
Louis spojrzał na mnie oczekując wyjaśnień.
- Chodź do kuchni, musimy poważnie porozmawiać.
Siedzieliśmy przy stole, ja z kubkiem czarnej kawy a Louis ze szklanką wody w dłoniach. Nie patrzył się na mnie, jego wzrok utkwiony był w serwetce, którą też bawił się co jakiś czas, zaginając jej rogi.
- Moja znajoma powiedziała mi że się awanturujesz i że ochrona chcę wezwać policję, bo nie mogą sobie z tobą poradzić. Wiedziałem że jesteś naćpany i to może się źle skończyć, więc zabrałem cię do domu. - Wzruszyłem ramionami, grałem że to wszystko wcale mnie nie zniszczyło psychicznie.
- Skąd wiedziałeś?
- Słyszałem w toalecie. - Jęknął zaciskając powieki.
- Ten chłopak powiedział że mnie umyłeś.
- Orzygałeś się i osikałeś, nie mogłem w tym stanie położyć cię do łóżka. - Widziałem jak robi mu się głupio i choć powinno mnie to cieszyć, bo to znaczyło, że mężczyzna może wyciągnie przez to jakieś wnioski, to jednak wcale mnie to nie cieszyło. - Louis co się z tobą stało? - Nie odpowiedział mi, dalej wpatrywał się w serwetkę. - Kurwa, obydwaj wiemy że ty taki nie jesteś.
- Zamówisz mi taksówkę? - Poczułem się zraniony tym pytaniem.
- Przed moim jak i przed twoim domem stoi mnóstwo papsów. Wszyscy już widzieli zdjęcia z wczoraj, radzę poczekać ci przynajmniej do wieczora, nim wrócisz do siebie.
Wstałem z krzesła i wyszedłem z kuchni. Wiedziałem że to nie będzie łatwa rozmowa, nie spodziewałem się, że Louis się rozpłacze i otworzy przede mną, nie myślałem jednak, że tak po prostu mnie odrzuci.
Resztę dnia Lou spędził w pokoju gościnnym, a ja w salonie. Sasha pisał mi że powinienem wyrzucić go z domu i jak najszybciej o tym wszystkim zapomnieć, ja nie mogłem jednak tego zrobić. Zachowanie Louis'a bolało, lecz myśl że ja miałem zachować się tak podle względem niego, bolała jeszcze bardziej.
Było gdzieś koło dwudziestej gdy Louis pojawił się w salonie, ubrany był dalej w moją koszulkę i bokserki. Nie powinno mnie to jednak dziwić, przecież nie miał już swoich ciuchów.
- Przepraszam. - Powiedział przysiadając na oparciu fotela.
- Za co?
- Za moje zachowanie względem ciebie. - Wzrok miał smutny i przegrany, serce mi się krajało, gdzie podziały się te wiecznie uśmiechnięte oczy?
- Dlaczego bierzesz narkotyki? - Zapytałem prosto z mostu.
- Nie biorę.
- Nie pieprz, co się z tobą dzieje? Dlaczego taki jesteś? - Nie odpowiedział mi. - Masz dziecko, kurwa. Tak wobec ciebie powinien zachowywać się ojciec? - Wybuchnąłem, choć wcale nie miałem tego w planach.
- Dziecko. - Prychnął. - Które widziałem ostatni raz pół roku temu, bo ta suka nie pozwala mi się z nim widywać.
- Wcale jej się nie dziwię, gdybym miał dziecko z taką wersją ciebie, to nie pozwoliłbym ci się do niego zbliżyć. - Mój głos był zimny i ostry, sam siebie nie poznawałem lecz najwidoczniej właśnie takie zachowanie względem Louis'a było potrzebne. Jego maska pękła, twarz chłopaka wykrzywił szloch a z ust wyrwał się przeraźliwy jęk. - Przepraszam, nie miałem tego na myśli. - Nie umiałem dłużej grać zimnego drania, podszedłem i przytuliłem go do siebie.
Louis nic nie powiedział, lecz bardzo długo płakał w moich ramionach. W końcu zasnął padnięty, a ja nie mając serca go budzić, zaniosłem go do sypialni i ułożyłem w łóżku. Jakieś pół godziny później przyjechał Sasha.
- To wszystko jest pojebane. - Mówiłem już że chłopak jest świetny w ocenie każdej sytuacji?
- A ty co byś zrobił, gdybyś był na moim miejscu?
- Nie wiem, pytanie jest dlaczego chcesz mu pomóc. Jakie masz intencje?
- Żadnych, chcę mu po prostu pomóc, nic za tym nie stoi. - Pokręciłem głową.
- W podstawówce nosiłem koleżance codziennie plecak, bo się w niej zakochałem. A w szkole średniej skoczyłem raz za jakimś kundlem do rzeki, bo bardzo chciałem zaliczyć jego właścicielkę. Każdy, zawsze ma jakieś intencję.
- Okej, więc chcę mu pomóc aby poczuć się lepiej.
- Okej.
- Co okej?
- Po prostu okej, a co? Chcesz żebym ci poradził? Powiedział, że to co robisz jest dobre lub, odpuść sobie? I tak zrobisz to co uważasz za słuszne, a skoro chcesz mu pomóc to mu pomożesz. Ja tu jestem tylko od dbania o twoje interesy.
- Dobrze wiesz że jesteś dla mnie kimś o wiele więcej. - Położyłem rękę na jego ramieniu i ścisnąłem je lekko. Sasha uśmiechnął się po czym pokręcił głową.
- Dość tych pedalskich gadek, spadam do domu. - Podniósł się z kanapy a ja zachichotałem na jego reakcję. - No dobra, jeden uścisk nie zaszkodzi. - Pochylił się i przytulił mnie do siebie. - Nie przejmuj się mediami, zajmij się tym co ważne.
- Dzięki, na ruskich jednak czasami można liczyć.

You AgainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz