7 → кσиιє¢ ι иσωу ρσ¢ząтєк

174 39 22
                                    

     — Dobrze słyszę? Stokrotka? — zapytała Chloe, nie ukrywając zdziwienia, na co Jay i Nel od razu przytaknęli. Teraz mieli dowód, dzięki któremu Tom musiał im uwierzyć, że to nie było samobójstwo. — Ale... Chwila. W przypadku poprzednich ofiar też pojawiały się stokrotki pospolite. Czyli...
     — Mamy dowód — dokończyła za nią Nel, a wtem Jay się uśmiechnął.
     — To co? Idziemy do tego Toma?
     Dziewczyny skinęły głowami i natychmiast ruszyły z Jaydenem w stronę policjanta.
     Tom się właśnie zbierał, jak gdyby nic więcej nie znalazł na miejscu zbrodni. Oj, jak bardzo się myli, pomyślała Chloe i zawołała mężczyznę. Ten zaś się odwrócił i, widząc ponownie twarze trójki, która jakiś czas temu uporczywie próbowała mu wmówić, że jest w błędzie, westchnął ciężko, a po chwili odwrócił się do drzwi, ignorując agentów.
     Jayden, wyraźnie zdenerwowany zachowaniem Toma, złapał go za ramię i przygryzł wargę. Po chwili Tom stał już przodem do pozostałych.
     — O co chodzi? — zapytał, wywracając oczyma, co jeszcze bardziej rozzłościło hazardzistę.
     — To nie było samobójstwo, kumasz? — zaczął. — Mamy dowody i...
     — Dowody? Jakoś wasze poprzednie nimi nie były.
     Tym razem wkurzała się Nel. Nie rozumiała, jak można mieć taki tupet jak ten facet. Po prostu nie rozumiała. Przecież on utrudnia tym wszystkim śledztwo. Jakim więc cudem jest tak wysoko postawiony? Bo co? Bo nigdy się nie myli? Właśnie widać, myślała Nel, a z każdą sekundą na jej twarzy pojawiało się coraz więcej złości.
     W końcu jednak Chloe postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Może i wszyscy starali się dowiedzieć najwięcej na temat mordercy i tego zabójstwa, jednak rozmawiali oni z jej znajomym z pracy. Tak więc to ona powinna się z nim wykłócać.
     — Stokrotka pospolita — wycedziła Chloe przez zęby.
     Tom podniósł brwi. Kompletnie nie rozumiał, o co chodziło jego koleżance z pracy. Jaka niby stokrotka pospolita?, zastanawiał się, lecz Jayden szybko mu wszystko wyjaśnił, pokazując pistolet wraz z kwiatem.
     — Nie rozumiem — powiedział Tom, a Jayden ponownie się wściekł, że tylko tyle udało mu się odpowiedzieć. Zastanawiał się, czy mu w ogóle zależało na tej sprawie, czy było wszystko jedno, byle złożyć raport górze i dostać pod koniec kasę.
     — Jak to nie rozumiesz? — przejęła inicjatywę Chloe. — Przy ciałach poprzednich ofiar również znajdowano stokrotki pospolite.
     — I co z tego?
     — To z tego, że to jest właśnie dowód! To było morderstwo, Tom! Czy ty naprawdę tego nie rozumiesz?! — krzyczała Chloe, a Nel dziwnie na nią patrzyła. Dziwiła się, że policjantka umie się tak zachowywać, ale z drugiej strony cieszyła się, że tak postąpiła.
     — To nie jest dowód. Nie wiem, czy wiesz, Decker, ale Riseman uwielbiał kwiaty. Nie zdziwiłbym się, gdyby na pożegnanie wsadził tu i ówdzie jakieś kwiatki.
     Tymi słowami Tom odebrał Chloe całą nadzieję. Kobieta nie wierzyła już, że zdoła go przekonać. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić sceny, gdzie mężczyzna przeprasza ją za swoje zachowanie i przyznaje jej rację. W końcu Tom to Tom, przeszło jej przez myśl.
     Kiedy Tom zauważył, że Chloe, jak i pozostałej dwójce, odechciało się rozmowy, prychnął pod nosem i odwrócił się. Chwycił za klamkę i pociągnął drzwi w swoją stronę, żegnając przy tym Chloe i agentów.
     W tym momencie w Chloe coś wybuchło. Zacisnęła najmocniej jak tylko umiała pięści i zacisnęła zęby. Cały czas spoglądała na swoje buty, jakby bojąc się zmierzyć z porażką. Bała się podnieść głowę, bo wiedziała, że jak spojrzy mu w oczy, to on ją znowu wyśmieje. Miała tego serdecznie dość.
     — Odchodzę! — wrzasnęła, zanim drzwi zdążyły się zamknąć. Zza nich natychmiast powrócił policjant i spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Być może nie był pewien, czy właśnie usłyszał to, co usłyszał. — Odchodzę! Mam dość! Nikt mnie tu nie szanuje, nikt się nie liczy z moim zdaniem! Wszyscy mnie tylko wykorzystują, włącznie z szefem! Mam serdecznie dość, słyszysz, Tom?!
     W pierwszej chwili wydawałoby się, że te słowa doprowadziły Toma do jakiejkolwiek formy smutku. Ale to były tylko pozory. Kilka sekund później mężczyzna już się uśmiechał od ucha od ucha. Najwidoczniej cieszył się, że ma ją wreszcie z głowy.
     — Słyszę. I rozumiem. Przekażę szefowi, a ty, Decker, złóż wypowiedzenie — odparł. — A, no i miło było. Ale cóż, skończyło się. A teraz żegnam.
     Drzwi się zamknęły, a oczy Chloe otwierały się coraz szerzej i szerzej z niedowierzania. Nie wierzyła, że właśnie to zrobiła. Że powiedziała to, co od dawna chodziło jej po głowie. Ale przede wszystkim nie dowierzała, że tak dobrze się z tym czuła.
     — Czyli... to koniec, tak? — wymamrotała pod nosem, żeby chwilę później zdać sobie sprawę z tego, co naprawdę zrobiła.

Catch you, DaisyWhere stories live. Discover now